Na trzeźwo o tłumaczeniu

W najnowszym odcinku „Literatury na trzeźwo” rozmowa o blaskach i cieniach bycia tłumaczem. Gośćmi Piotra Goćka będą: Piotr Siemion – prozaik, tłumacz, prawnik i Wojciech Stanisławski – redaktor, historyk, tłumacz.

Piotr Gociek: Często dzwoni do Pana telefon z propozycjami:

– Chciałbym zlecić Panu przełożenie pewnej książki

Piotr Siemion: Swego czasu, często. To były dwa rodzaje telefonów:

– Wiem, że jest Pan dobrym tłumaczem. Ta książka na pewno Pana zainteresuje. Ona jest specjalna i wymaga szczególnej uwagi.

A drugi rodzaj telefonów, ten częstszy:

– Mam tu taką książkę. Muszę ją szybko wydać. Wiem, że Pan szybko robi tłumaczenia.

Takie telefony mniej chętnie przyjmowałem.

Piotr Gociek: Pan ma na koncie przekłady książek znakomitych anglosaskich twórców. Tłumaczył Pan kultowego pisarza Tomasa Pynchona – jego debiutancką powieść „49 idzie pod młotek”. Został Pan nagrodzony za ten przekład w latach 80.

Piotr Siemion: Tak, to był 1986 rok. Nagroda Literatury na Świecie za debiut.

Piotr Gociek: Książka, która jest białym krukiem dzisiaj.

Piotr Siemion: To są książki trudne. To nie jest literatura popularna, to nie jest Stephen King z całym szacunkiem dla gatunku, w którym popularni pisarze się poruszają. Tą są książki wymagające pewnej uwagi.

Piotr Gociek: Tłumacz jest przyjacielem autora oryginału, jest jego ambasadorem. Czy to nie prowadzi do pokusy, by temu literackiemu przyjacielowi pomóc? Gdzie jest granica? Czy zdarzają się myśli: …może tego nie ma w oryginale, ale tak po naszemu, można by to jeszcze zmienić, trochę podkręcić…wtedy będzie ładniej, będzie jeszcze lepsza książka.

Piotr Siemion: Tak robić nie wolno. Nie tylko dlatego, że jesteśmy filologicznie wierni oryginałowi. Jesteśmy „odtąd dotąd”. Osoba z takimi pokusami powinna pisać a nie przekładać. Jest tutaj jeden wyjątek. Zdarza mi się spotkać teksty, w tym wypadku angielskie, dotyczące Polski czy polskich realiów, gdzie rzecz jest postawiona na głowie. Na przykład: książka, której jeden rozdział dzieje się w Polsce, reszta na Węgrzech. I wszyscy Węgrzy mają nazwiska na -ski. To trzeba było poprawić, bo polski czytelnik by tego nie kupił. Autor w całkowity sposób dowodzi swojej nieznajomości realiów i w takich przypadkach trzeba pomóc. Czysta uprzejmość tego wymaga wobec autora i wobec czytelnika.

Piotr Gociek: Czy w przypisach też jest to uwzględnione?

Piotr Siemion: Tu obowiązuje jednak elegancka dyskrecja.

Piotr Gociek: Mówiłeś, że Polacy, chcąc nie chcąc, naznaczeni są historią, naznaczeni też wpływami pewnego kręgu kulturowego są znawcami Rosji. Po 1989 roku ta inwazja literatury angielskiej, w ogóle popkultury angielskiej, bardzo mocno odmieniła mapę polskich wrażliwości kulturalnych. To, że byliśmy przez tyle lat tak głęboko w rosyjska kulturę zanurzeni, czasem bez chęci z naszej strony, to nas w jakiś sposób wyczuliło na pewne kwestie. A może sprawiło, że staliśmy się bardziej wyrozumiali – znając to szarpanie się z Rosją tamtych autorów? Jak na to patrzysz?

Wojciech Stanisławski: Na pewno cenne jest to, że mamy wspólne kody. W momencie, kiedy szuka się punktów wspólnych, są wspólne teksty i wspólne zachwycenia. I to trzeba za wszelką cenę kultywować. Zacytujmy Zagajewskiego: „Gdyby Rosja potrafiła żyć w słowie, a nie w pięści … gdyby Rosja … gdyby Rosja…”. Zawsze będziemy mieli do czynienia z Rosją, która żyje w pięści, ale zawsze będziemy tęsknili za Rosją, która żyje w piórze. I to będzie ten obszar, w którym jesteśmy się z nią w stanie spotkać. Także obszar wspólnego współczucia. Niesłychanie mocną stroną literatury rosyjskiej jest współczucie. To też nam daje pewien wgląd i rozumienie. Do dzisiaj (…) anegdota z Mistrza i Małgorzaty jest nam w stanie lepiej wytłumaczyć sytuację, z którą mamy do czynienia w Rosji w relacjach rosyjsko-polskich niż wiele pracowitych raportów. To jest pewien kod, który mam nadzieję, mamy przyswojony.

Piotr Gociek: W tej chwili co dzieje się z rosyjską kulturą?

Wojciech Stanisławski: Mam wrażenie, że Rosja tak bardzo przyśpieszyła po rozpadzie związku sowieckiego i później jego zamrażania, betonowania, dyscyplinowania pod koniec lat 90., że te lata zostały prawie zupełnie nieopisane albo opisane w trybie magmatycznego chaosu onirycznego. Rosja teraz siedzi nad doświadczeniem swojego ostatniego ćwierćwiecza. (…) Zobaczymy, co jej z tego wyjdzie.