Trzy modlitewki

Powiem bez wstępu: słowo „modlitewki”, od kiedy je poznałem, cieszy mnie i wzrusza. Pozwala także prowokować, a prowokować kocham. Zapytaj swoją dziewczynę, żonę, a jeśli nie masz dziewczyny ani żony, zapytaj kogokolwiek: jakie są twoje ulubione trzy modlitewki? Naucz się prowokować. Naucz się prowokować ważne rozmowy.

Tyle słodkości znajduję w słowie „modlitewka”. Słowo to Kościół zgubił. Ani w języku Kościoła, ani w języku polityki słowo „modlitewka” poprawne politycznie nie jest. Skąd znam to słowo? Było tak.

Poszedłem Bogu ducha winny na mszę. W kruchcie lud zostawia dla współwyznawców przeczytane katolickie gazety, obrazki, litanie, czasem książka się trafi. Tak też było tym razem. Ktoś zostawił małą książeczkę. Tak małą, że mam ochotę zmierzyć ją linijką. Ponieważ linijki nie mam pod ręką, zmierzę ją metrem budowlanym, który przechowują w szafce, w przedpokoju. Idę po metr. Już mam. Już mierzę. Książeczka przyniesiona z kościoła jest o wymiarach 8 × 5,5 × 1 cm. Grzbiet ma zniszczony jak stary człowiek. Ale nadaje się do naprawy.

Zaniosłem książeczkę do introligatora Grzegorza Lewandowskiego, który pracownię ma przed poznańską farą, przy ulicy Gołębiej 3, i powiedziałem (jesteśmy na ty), żeby oprawił modlitewnik na wesoło. Ma to być najbardziej na wesoło oprawiony modlitewnik świata! Grzegorz otworzył zeszyt, w którym zapisuje szczegóły zlecenia, ustalenia z klientem i pyta: – Na wesoło, czyli jak? – Na wesoło! – mówię. – Tyle lat w rzemiośle i nie wiesz, jak oprawia się książki na wesoło?! – skanduję umiarkowanie głośno, uśmiechając się do praktykantek klejących tekturki. – Jak Mistrz nie wie, jak oprawia się na-­we­-so­ło, to niech zapyta dziewczyn! – powiedziałem i puściłem oko do praktykantek. Bez pożegnania, jak jakiś dowcipny luzak lub cham, opuściłem pracownię introligatorską.

Po długim czasie, po bardzo długim czasie, poszedłem po odbiór modlitewnika. Oczywiście modlitewnik nie był oprawiony, ponieważ introligator, tak jak wszyscy introligatorzy, których znam, na oprawienie książki potrzebuje nie bardzo dużo czasu, lecz, bardzo, bardzo, bardzo dużo czasu. Poznańscy introligatorzy oprawiają mi okrutnie długo, ponieważ wiedzą, że ich lubię. To mnie gubi. Nie dziwcie się, że z pracowni introligatorskich wychodzę bez słów pożegnania.

Po bardzo, bardzo, bardzo długim czasie ponownie poszedłem na Gołębią 3 po modlitewnik. W gablocie zobaczyłem małe coś w płócienku w różowo­żółte kwiatki. Domyśliłem się, że jest to mój modlitewnik. Ponieważ nieczęsto mam w rękach książeczki oprawione w łąkowe kwiatki, powiedziałem do Grzegorza: – Podoba mi się. Jak chcesz, to potrafisz oprawić na wesoło.

Odebrałem też podklejone książki Kobietę z wydm Kobo Abe i dramaty Tennessee Williamsa po angielsku oraz Poetykę humoru lat okupacji 1939–1944, którą znalazłem zmokniętą. Grzegorz kompetentnie egzemplarz wysuszył i wyprasował. Rozliczyliśmy się częściowo barterowo.

Jestem w domu. Za oknem śnieg. Kaloryfer przyjemnie grzeje. Jedna duża żarówka na środku sufitu nazywa się luxlux. Stół, przy którym czytam i piszę, oświetla lampka. Kiedy się modlę, lubię zapalić dodatkowo świeczkę przy obrazku, który akurat mi pasuje i dlatego jest postawiony blisko. W rękach mam najbardziej na wesoło oprawiony modlitewnik świata. Wyklejki są w kolorze magnolii z arboretum w Kórniku. Kapitałki są żółte i żółta jest wstążka. Okładkę poznajecie, płótno z łąkowymi, słonecznymi kwiatkami. Pisząc „słonecznymi”, mam na myśli to, że płatki są jasne jak słońce. Mnie się podoba. W modlitewniku na stronie 196 są Trzy modlitewki do św. Stan. Kostki:

1. O cnotę czystości.

2. O cnotę miłości.

3. O dobrą śmierć.

Czegóż od życia chcieć więcej? Modlitewnik nosi tytuł W górę serca. Podtytuł Książeczka do nabożeństwa dla wszystkich stanów. Zebrał i ułożył X.A.S. Wydanie czwarte, Miejsce Piastowe 1948, nakładem Zgromadz. św. Michała. Jest nihil obstat, censor librorum Dr Thomas Wąsik oraz POZWALAMY DRUKOWAĆ Przemyśl, dnia 14 września 1948, Fr. Barda bp. Na stronie tytułowej, niewprawną w pisaniu ręką, ołówkiem jest napisane Jezu najmiłościwszy zmiłuj się nad nami. W bardzo małym modlitewniku właścicielka (intuicyjnie sądzę – właścicielką była kobieta) dopisała ołówkiem modlitwę. Streściła modlitewnik. Kobieta, niewprawną w pisaniu ręką, podsumowała książeczkę słowami: Jezu najmiłościwszy zmiłuj się nad nami.

Może jednak było inaczej? Kobieta uzupełniła książeczkę o przekaz ustny. Wpisała modlitwę, którą usłyszała i która spodobała się jej. Uznała to za ważne. Nie wszystkie modlitwy są wydrukowane.

A ja wam sadzę felieton o Trzech modlitewkach do św. Stanisława Kostki. Pewnie nie chcecie już, żebym Trzy modlitewki przepisał. Zresztą nie wiem. Jak się spotkamy, zapytajcie mnie o nie. Umiem na pamięć.

Jerzy Kędzierski

Tekst pochodzi z kwartalnika „Fronda Lux”, nr 78.