Witkacy odkłada na bok skłonności do drwin, kpin i cynizmu. Tym razem przychodzi, aby nas przestrzec, uświadomić, przywołać do porządku i … obmyć nasze dusze z brudu tego świata. I bynajmniej, nie jest to kolejna forma jego wyrafinowanych żartów.
Witkacy stawia przed sobą trudne zadanie – znany ze skłonności do zabaw suto zakrapianych alkoholem i częstego popadania w stan odurzenia (jak sam twierdzi, wszystko w imię wyższej idei, czyli sztuki), artysta tym razem porzuca doczesne nawyki i wchodzi w rolę wieszcza-dobrego ojca, aby przestrzec swoje dzieci przed ziemskimi pokusami. Witkiewicz postanawia uchronić naród od zguby polskich grzechów głównych, czyli zawczasu wydobyć nas z oceanu trunków i różnej maści psychoaktywnych używek.
Wrażliwa dusza Stanisława Witkiewicza nie pozwala dłużej na bezczynną obserwację tej Sodomy i Gomory, jaką ludzie na świecie sami sobie stwarzają. Zafascynowany freudowską psychoanalizą i teorią Kretschmera, śpieszy ludzkości z odsieczą i wybawieniem. Te narzędzia są lekarstwem na zło świata – mają też za zadanie uchronić nas przed nadciągającym kataklizmem. Artysta uświadamia nam nasze ludzkie (zwłaszcza typowo polskie) słabości i przychodzi z pomocą, aby „obmyć” nasze „nieczyste ” dusze.
Temat odurzania się ludzi jest zagadnieniem starym jak świat. Jest tym samym problemem nie do rozwiązania – wszyscy znają szkodliwe skutki mocnych alkoholi, papierosów czy narkotyków, jednak każdy i tak prędzej czy później po nie sięga. Witkacy próbuje obrzydzić nam tę „bezpłodną truciznę”, która jest źródłem zła, krzywdy i ludzkiego cierpienia.
Drugim ciekawym aspektem tych rozważań jest witkacowska fascynacja teorią Ernesta Kretschmera, która dziś może dziwić głównie ze względu na to, że sam jej autor, niemiecki psychiatra, jawnie popierał dojście Hitlera do władzy. Kretschmer opowiadał się za sterylizacją ludzi umysłowo chorych, wspierał też akcję T4. W badaniach prowadzonych nad zależnościami pomiędzy ludzką anatomią a psychiką, lekarz wyodrębnił trzy typy sylwetek, które odpowiadają różnym schorzeniom psychicznym, w zależności od budowy ciała. Mamy zatem typ asteniczny (smukła budowa ciała, długie kończymy, duże ręce i stopy), pykniczny (otyłość, średni wzrost, pulchna figura, tłusty brzuch) i atletyczny (dobrze zbudowana sylwetka, szerokie ramiona, silnie zarysowana muskulatura). Typ asteniczny i atletyczny częściej wykazują skłonności schizoidalne, natomiast typ pykniczny często popada w depresje.
Okazuje się, że Witkacego najbardziej w teorii Kretschmera ujmuje założenie wykazujące, że „szpital wariatów jest powiększającym szkłem, przez które patrzymy na zdrowe społeczeństwo”. W szpitalach psychiatrycznych mamy cały przekrój społeczny osobowości, tyle tylko, że uwypuklony i skarykaturowany, przez co „domy wariatów” są dla nas miejscami tabu spychanymi na margines, w których mieszkają „nie-ludzie”, kompletne inni od nas, zdrowych na umyśle. W rzeczywistości każdy z nas może tam trafić, z racji tego, że nosimy w sobie zespół podobnych cech, kompleksów i przywar, które mogą się uaktywniać.
Witkacy życiową mądrość odnajduje także w teorii Freuda – swoją uwagę skupia na kompleksach erotycznych i rodzinnych. Szczególne znaczenie ma dla niego także kompleks niższości, który dotyka większość Polaków. To z kolei rodzi frustrację, zazdrość, „puszenie się”, aż w końcu prowadzi do depresji, będącej ostatnim ogniwem łańcucha degradacji psychicznej.
Artysta nawołuje do przeprowadzenia rewolucji na wszystkich szczeblach, od teatru aż po ustrój państwa – to ostatnia deska ratunku, która jest w stanie uchronić nas przed zbliżającym się kataklizmem. Ważne jednak, aby „czyszczenie” duszy zaczynać indywidualnie – tylko wtedy możemy mieć szansę osiągnąć sukces na dużą skalę.
Od napisania witkacowskiego traktatu minęło ponad osiemdziesiąt lat – mimo to świat się nie skończył, a ludzkie troski i zmartwienia dotyczą prawdopodobnie tych samych problemów, które trapiły ludzi w ubiegłym stuleciu. Nie zmienia to faktu, że wizja zagłady w latach 30-tych zaczynała się sprawdzać – wkroczenie wojsk radzieckich na tereny Rzeczpospolitej 17 września 1939 roku mogło być potwierdzeniem dekadenckich nastrojów artysty, które siedziały w nim już od początku XX wieku. Dlatego w obliczu przeczuwanego końca, dzień po radzieckiej agresji, Witkiewicz postanowił wyświadczyć okupantom przysługę i na własną rękę opuścić ten świat.
Joanna Michalina Wal
Stanisław Ignacy Witkiewicz, NARKOTYKI + APPENDIX + NIEMYTE DUSZE, Państwowy Instytut Wydawniczy.