WALCZĘ O NASZE PRAWA – WYWIAD Z MACIEJEM WÓJCIKIEM [FRAGMENT]

Z MACIEJEM WÓJCIKIEM, SPOŁECZNYM RZECZNIKIEM PRAW MĘŻCZYZN I TWÓRCĄ RUCHU RZECZYWISTEGO RÓWNOUPRAWNIENIA, ROZMAWIA MACIEJ KALBARCZYK

Maciej Kalbarczyk: Badania pokazują, że kobiety są obecnie lepiej wykształcone od mężczyzn, mają bardziej postępowe poglądy i oczekują od swoich partnerów coraz więcej. Czy te wnioski pokrywają się z Pana obserwacjami?

FRONDA CZYLI… BUNT!– NR 100/101  – DO KUPIENIA TUTAJ

Maciej Wójcik: Tak, poznałem wielu mężczyzn, którzy w relacjach z kobietami bazowali na utrwalonych w naszej kulturze schematach postępowania. Niestety przeżyli brutalne zderzenie z rzeczywistością. To już nie działa. Kobiety są dzisiaj bardziej roszczeniowe, zdają sobie sprawę ze swoich przywilejów i potrafią to wykorzystać. Jedna rzecz nie uległa zmianie: nadal wybierają partnerów o wyższej pozycji społecznej, a takich zaczyna brakować. W efekcie coraz więcej osób zmaga się z samotnością.

„Wiek XXI to wiek praw kobiet i dyskryminacji mężczyzn” – napisał Pan w mediach społecznościowych. To nie przesada? Przecież nadal zarabiamy więcej niż nasze koleżanki z pracy.

– Zarobki nie są najważniejsze, zresztą różnica wynika z faktu, że mężczyźni statystycznie pracują więcej oraz wykonują trudniejsze i bardziej niebezpieczne zawody. Na co dzień widzimy natomiast, że to prawa kobiet są odmieniane przez wszystkie przypadki. Media cały czas zajmują się tym tematem, a zapraszane do rozmów feministki domagają się coraz więcej. Nie przeczę, że kobiety przez lata były dyskryminowane, ale pod względem prawnym znajdują się obecnie w dużo lepszej sytuacji niż mężczyźni. To my staliśmy się tą „gorszą” płcią.

Z tej konstatacji zrodził się ruch praw mężczyzn?

– Nie do końca, początkowo był wręcz przyjazny feminizmowi. W latach siedemdziesiątych XX w. jego pierwsi członkowie, czyli głównie studenci kalifornijskich uniwersytetów, krytykowali męską hegemonię i ramię w ramię z kobietami walczyli o prawdziwe równouprawnienie. Z czasem duża część z nich zorientowała się jednak, że feministkom chodzi tak naprawdę o przywileje, czyli stworzenie systemu, w którym nie przewiduje się uczciwego udziału mężczyzn w zmianie społecznej. Wówczas powstał nowy ruch, który postanowił przeciwstawić się dyktatowi kobiet.

Czy takie grupy działają także w naszym kraju?

– W sieci funkcjonuje kilka inicjatyw zrzeszających mężczyzn, walczących o swoje prawa. To m. in. Męski Głos, Men’s Rights Polska i Szanujmy mężczyzn – kampania społeczna. Szacujemy, że z całym ruchem identyfikuje się ok. 30–40 tys. osób, ale aktywną działalność prowadzi tylko ok. 10 proc. z nich. To zdecydowanie za mało, ale od czegoś trzeba zacząć.

Kobiety od lat walczą o swoje prawa na ulicach miast, ale zdeterminowanych mężczyzn jakoś tam nie widać. Poza posłanką Scheuring-Wielgus nikt nie krzyczy „Stop dyktaturze kobiet!”.

– To nie do końca prawda. Wielokrotnie zaznaczaliśmy swoją obecność w przestrzeni publicznej. Przykładowo we wrześniu br. pod Sejmem odbyła się pikieta przeciwko alienacji rodzicielskiej. W takich wydarzeniach bierze udział od kilkudziesięciu do kilkuset osób. To rzeczywiście niewiele w porównaniu ze skalą ubiegłorocznych strajków kobiet. Warto jednak zdawać sobie sprawę z tego, że feministki przez lata w niezbyt uczciwy sposób zapewniały sobie przyzwoitą frekwencję na swoich demonstracjach. Ci sami ludzie jeździli autokarami od protestu do protestu. My tak nie działamy.

Co musiałoby się stać, żeby mężczyźni masowo wyszli na ulice?

– Moim zdaniem mamy wystarczająco dużo powodów, żeby protestować. Jesteśmy dyskryminowani na wielu polach.

FRONDA CZYLI… BUNT!– NR 100/101  – DO KUPIENIA TUTAJ