Władimir Bukowski: To był rozkaz!!! Jak upadał komunizm [ARCHIWUM FRONDY]

W latach 1989-1990 wytypowano paru „zaufanych towarzyszy” z KGB oraz spośród  młodych  liderów  Komsomołu, przeprowadzono dla nich szybkie szkolenie  na temat  dyscypliny  finansowej i funkcjonowania wolnego  rynku,  po czym powierzono im części przedsiębiorstw, instytucji  finansowych  –  niby  to  na własność. Wszyscy otrzymali zaświadczenia informujące, że działają na rzecz partii, że powierzono im tę określoną gałąź przemysłu, bank czy sumę pieniędzy, aby zarządzali nimi w imieniu i na rzecz partii, i że kiedy tylko się od nich tego zażąda, mają je partii zwrócić. W ten oto sposób pojawili się tzw. oligarchowie.

Wydarzenia z przełomu lat 80-tych i 90-tych, kiedy upadł komunizm w Europie Wschodniej oraz rozpadł się Związek Sowiecki, były postrzegane na początku jako wynik wielkiego zrywu antykomunistycznego. Z czasem zaczęły  pojawiać  się  informacje,  że wydarzenia te  odbywały  się  zgodnie z opracowanym wcześniej scenariuszem. Czy rzeczywiście istniał plan demontażu systemu?

Na ile możemy to teraz ustalić, istniał pewien plan. Stworzono go w Moskwie,  nie miał  on charakteru lokalnego.  Władze lokalne  –  a przynajmniej ich część wybrana przez Moskwę –  w pełni współpracowały przy jego realizacji,  jednak  sam  plan  główny  został  stworzony  w Moskwie.

  Najwyraźniej nastąpiło to w 1987 i  1988 roku. Znamy  teraz  nieco  faktów,  częściowo  dzięki  dokumentom,  częściowo  dzięki  śledztwom dziennikarskim  i  rządowym.  Właściwie jedynym rządem, który przeprowadził pełne śledztwo  w sprawie wydarzeń  z  1989  roku,  był rząd  czeski  we  współpracy  z  prezydentem  Vaclavem  Havlem.  Wyniki  tego śledztwa  były  oszałamiające.  Ujawniono  bowiem,  że  wszystkie wydarzenia 1989 roku prowadzące do upadku rządu Jakesza były częścią planu KGB, realizowanego  w  Czechosłowacji  przez  służby  wywiadowcze.  Ówczesny  szef tych służb, gen. Alojs Lorenc, potwierdził to w swoich zeznaniach.

Widziałem je nagrane na taśmie. Otóż  najwyraźniej  wielkie  demonstracje  studentów  w  listopadzie  1989 roku, które de facto uruchomiły ciąg wydarzeń prowadzących do upadku komunizmu  w Czechosłowacji,  były wzniecone  i zorganizowane przez  służby bezpieczeństwa. Student, który rzekomo został zabity podczas tych zajść, był w rzeczywistości młodym oficerem KGB, który potem okazał się całkiem żywy.

W trakcie śledztwa zeznał, że chodziło im o sprowokowanie gniewu społeczeństwa.  W czasie okupacji nazistowskiej miały miejsce podobne demonstracje,  w trakcie których również zginął student. Chodziło więc o ukazanie oczywistego podobieństwa między tamtym reżimem  a rządem Jakesza,  tak aby postawić ten rząd w sytuacji skrajnie trudnej,  bez wyjścia.  Poza tym Jakeszowi nie pozwolono na spacyfikowanie tych niepokojów przy użyciu wojska (zarówno czeskiego, jak i radzieckiego). Jakesz był więc skończony i musiał złożyć rezygnację.

Ale oczywiście plan Moskwy – jak potwierdziło to śledztwo  i sam generał Lorenc – nie przewidywał przejęcia władzy przez Vaclava Havla.  Z pewnością nie tego chcieli. Nowym przywódcą miał być Zdenek Młynarz, jeden z przywódców wystąpień z roku  1968,  z czasów Dubczeka. Od 1968 roku mieszkał on w Wiedniu.

Tak się złożyło, że na początku lat 50-tych studiował na Uniwersytecie Moskiewskim i dzielił pokój w akademiku z Gorbaczowem. Ustalono, że w roku  1988, na rok przed omawianymi tu wydarzeniami, Młynarz został  wezwany do  Moskwy,  gdzie  odbył  długą rozmowę  z  Gorbaczowem.

Gorbaczow  nakłaniał  go,  aby  przygotowywał  się  do  objęcia  przywództwa w Czechosłowacji – nowej Czechosłowacji,  w ramach „nowego otwarcia”. W  rzeczywistości  chcieli  jedynie  odegrać  powtórkę  „praskiej  wiosny”.

Miało to doprowadzić, wśród entuzjazmu społeczeństwa i przy jego aktywnym udziale, do budowy „socjalizmu z ludzką twarzą”. Wszystko poszło bardzo dobrze, zgodnie ze scenariuszem – aż do ostatniej  chwili,  kiedy wśród wszystkich tych niepokojów, tuż po upadku rządu, w Pradze pojawił się nagle Młynarz. Miał bardzo wiele wystąpień telewizyjnych, wygłosił przemówienie na Placu  Św. Wacława.

Ludzie jednak buczeli i gwizdali, ponieważ rzucał tylko stare slogany z 1968 roku. Na tym etapie nie chcieli już Czechosłowacji, nie chcieli „socjalizmu z ludzką twarzą”, nie chcieli żadnego socjalizmu z żadną twarzą. Wygwizdany Młynarz wycofał się z gry. Ponieważ reakcja ludzi była inna od tej, której oczekiwał, po prostu obrócił się na pięcie i powrócił do Wiednia. I nagle ten bardzo staranny, bardzo precyzyjny spisek wszedł  w impas. Sowieci  nie  mieli  na  miejscu  żadnego  swojego  kandydata.  Sprawy  bardzo szybko wymknęły się  spod kontroli.  Havel  ze swoimi przyjaciółmi  byli na miejscu i to oni zgarnęli całą pulę.

Czy nie sądzi Pan, że Moskwa mogła w tym czasie przygotować podobne intrygi także w innych krajach?

Jestem pewien,  że je przygotowali!  Moskwa nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego tylko w jednym kraju.  Ów zamysł  zmiany statusu Europy Wschodniej mógł zostać zrealizowany jedynie całościowo. Nie można było tego zrobić tylko w Bułgarii, czy tylko na Węgrzech, ponieważ doskonale zdajemy sobie  sprawę,  jak bardzo wszystkie  te  kraje  były ze sobą powiązane.  To był jeden plan. Jeżeli zdecydowali się zrealizować go w Czechosłowacji, to znaczy, że z pewnością dotyczyło to także innych krajów. Jednak państwem kluczowym były dla nich Niemcy. Kiedy prześledzi się historię XX wieku, to widać, że obraca się ona wokół Niemiec. To Lenin pierwszy powiedział: „Bez niemieckiego potencjału przemysłowego nigdy nie zbudujemy światowego socjalizmu”(śmiech).Ciągle więc próbowali zająć Niemcy: w  1920 roku – wtedy powstrzymał ich Piłsudski, w 1923 roku – nie udało się. Próbowali tego za Stalina – na tym polegała cała idea jego wojen. Ciągle jednak ponosili porażki. W końcu został im tylko kawałek Niemiec, który nigdy nie był uważany za państwowe  właściwym  znaczeniu  tego  słowa.  Stalin próbował  oddać  go Zachodowi  w  zamian  za neutralizację całych Niemiec – nie udało mu się to.  Beria  próbował  go  Zachodowi  sprzedać(śmiech)- nie udało mu się. Podobne pomysły miał Chruszczow, ale skończyło się na tym, że był zmuszony zbudować mur berliński, bo nagle zorientował się, że w przeciwnym wypadku cała ludność Niemiec Wschodnich ucieknie na Zachód. Tak więc nigdy nie było to państwo, było to tylko wiele tysięcy mil drutu kolczastego – i nic innego. W Moskwie wiedzieli,  że aby zmienić status  Europy Wschodniej,  musieli najpierw rozwiązać problem zjednoczenia Niemiec.  Włożyli w to wiele wysiłku. Byli bardzo ostrożni. Współpracowali z zachodnioniemieckimi socjaldemokratami,  którzy ówcześnie – zgodnie ze wszystkimi dokumentami,  które widziałem – byli w znacznej mierze ich agentami: czasami fizycznie jako agenci KGB, czasami jako stronnicy polityczni. Czym by to jednak nie było – był to ich wspólny plan. Chcieli zjednoczenia Niemiec, ale tylko na warunkach narzuconych przez Sowietów. A mianowicie: Niemcy mają być socjalistyczne, neutralne oraz zdemilitaryzowane, wyłączone z NATO. Na tym polegał cały plan. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby im się to udało. Polska nie miałaby się ku komu zwrócić. Tragedią jej  historii jest to,  że tkwi jak w kanapce —pomiędzy Rosją a Niemcami. Polska na trwale pozostałaby w „obozie socjalistycznym”, jak to kiedyś nazywano. Taki był plan. Oczywiście także ten pla pod koniec swej  realizacji zaczął szwankować. Początkowo szło bardzo dobrze.  Na podstawie rozkazów  z Moskwy płynących od Gorbaczowa i jego ludzi – co teraz jest już bardzo dobrze udokumentowane  –  usunęli  Honeckera  i  Stopha  oraz  przygotowywali  nowy  rząd  -Krenza, Modrowa i innych. Chodziło o uzyskanie zaufania, które pozwoliłoby otworzyć im Mur Berliński. Dałoby im to niezwykły międzynarodowy prestiż, poparcie,  zaufanie ludzi. Tylko że również  i to zdołali jakoś spieprzyć. Wiadomość o otwarciu Muru Berlińskiego podano o jeden dzień za wcześnie niż było to zaplanowane. Także i to zostało bardzo dobrze udokumentowane w licznych  dziennikarskich  śledztwach.

Otóż jeden  z członków wschodnioniemieckiego  Biura  Politycznego,  który w duchu „nowej przejrzystości” codziennie pokazywał się w telewizji i wyjaśniał ludziom, czym danego dnia zajmuje się rząd – przez pomyłkę obwieścił, że Mur Berliński jest otwarty. Kiedy dziennikarz zapytał go: „Od kiedy?”, ten odpowiedział: „O ile wiem, decyzja już weszła w życie”. To była nieprawda. Wszystko było przygotowane dopiero na następny dzień(śmiech).Ogromne tłumy zgromadziły się przy murze, przy Bramie Brandenburskiej. Oczywiście Stasi nie była na to przygotowana, cały plan był gotowy na jutro. Wszystko miało być starannie reglamentowane, kontrolowane, nie każdy mógłby przekraczać sobie granicę w tę i z powrotem. Mieli zatroszczyć się o wszystko. Ale tłumy, ogromne tłumy już teraz zaczęły gromadzić się po obu stronach muru. Stasi nie wiedziała co robić, nie mieli żadnych rozkazów: strzelać do ludzi, czy nie strzelać? Najprawdopodobniej, na ile to dziś wiadomo, zatelefonowali w końcu do Moskwy.  I najwyraźniej Gorbaczow powiedział: „Teraz jest już za późno. Nie można ich wszystkich zastrzelić. Otwórzcie granicę”(śmiech).Tak więc nagle znikła granica, upadł Mur Berliński, ale zasługi za to bynajmniej nie przypisano  nowym  wschodnioniemieckim  protegowanym  Moskwy.  Uznano,  że mur upadł  nie dzięki nim, ale dzięki tłumom, które to wymusiły. To, jak spieprzyli to w Niemczech, to bardzo  długa  historia.  Jednak  zgodnie  z  dokumentami, które widziałem,  i spośród których niektóre  już  opublikowano,  Moskwa  aż  do października 1990 roku wierzyła, że nadal jest w  stanie  zrealizować przygotowany przez  nią scenariusz. Dopiero w październiku  1990 roku zdali sobie sprawę,  że tracą Niemcy.  Do tego momentu wciąż wierzyli,  że wszystko jest pod ich kontrolą,  że socjaldemokraci  zwyciężą  w  wyborach.  Ale  w  wiosennych  wyborach  socjaldemokraci przegrali. Zwyciężyli chadecy. Nawet kiedy w Niemczech Wschodnich w nowych wyborach do parlamentu znaczną większość uzyskali antykomuniści  -Moskwa nadal wierzyła, że wciąż jeszcze może zrealizować swój plan .Dopiero  w październiku,  kiedy nowo wybrany wschodnioniemiecki parlament,  Yolkskammer,  nagle przegłosował zjednoczenie Niemiec  w oparciu o prawo przedwojenne – i zrealizował to – dopiero wtedy Moskwa zorientowała się, że straciła Niemcy. Na podstawie akt z archiwów stwierdzić można, że aż do tego momentu nie usuwała żadnych dokumentów dotyczących spraw delikatnych, ani nie wywoziła z terenu Niemiec Wschodnich żadnych osób,  które  zbyt mocno  zaangażowały  się  we  współpracę  z  nią.  Dopiero w październiku  1990 roku Politbiuro podjęło decyzję o wywiezieniu do Moskwy  delikatnych  dokumentów  i  niektórych  osób  z   wojskowego aparatu bezpieczeństwa, o których wiadomo było, że będą aresztowane. Aż do tego momentu wierzyli, że jeszcze może im się udać.

Cóż takiego się stało, że nie tylko w Niemczech, ale także w niektórych innych krajach komunistycznych wszystko wymknęło  się im spod kontroli? Wszystko było precyzyjnie przygotowane, a potem nagle się zawaliło. Co się stało?

Widzi Pan, w ostatecznym rozrachunku popełnili oni bardzo typowy błąd wszystkich  dyktatorów,  którzy chcą wprowadzić reformy.  Nie rozumieli,  że robią zbyt mało i zbyt późno, że ludzie nienawidzą ich już zbyt mocno, że reżim jest zbyt zdyskredytowany,  że ludzie już za nimi nie pójdą.  Przeceniali siłę  swojego własnego aparatu.  Zawsze  wierzyli,  że  są bardzo potężni,  bo mają w rękach potężną maszynę. Po czym okazuje się, że maszyna ta jest cała przerdzewiała. Uświadomili sobie to wszystko zbyt późno. W historii odnajdujemy sporo podobnych przykładów.  Mikołaj  II praktycznie sam wywołał rewolucję  1905 roku – z tego samego powodu.  Chciał reform,  a spowodował rewolucję. Dokładnie ta sama historia przytrafiła się Ludwikowi XVI. To typowe.  Znajdujący się  u władzy dyktatorzy przeceniają swoją własną siłę i nie doceniają pragnącego zmian ludu. Jest to oczywiste na przykładzie Czech. Komuniści wciąż wierzyli, że jeszcze mogą narzucić model „socjalizmu z ludzką twarzą”,  cofając kraj do roku  1968.Ale na tym etapie ludzie nie wierzyli już w żaden socjalizm. Proszę nie zapominać, że w czasie tych 45 lat w Europie Wschodniej wypróbowano wszystkie formy socjalizmu, szczególnie na Węgrzech, w Jugosławii, do pewnego stopnia także w Polsce. Wykorzystali każdy możliwy model i wszystkie one zawiodły. Wtedy,  w  1989  roku,  praktycznie rzecz biorąc nawet komuniści już nie wierzyli w system. Pamiętam, że pierwszym, który przyznał to otwarcie, był węgierski przywódca Imre Pozsgay. Powiedział:  „Socjalizmu nie można zreformować,  można  go  tylko  zlikwidować”(śmiech).To  właśnie  było  nagłe uświadomienie sobie, że znajdują się w punkcie,  z którego już nie ma odwrotu.  Gdyby zrealizowali ten sam scenariusz w późnych latach 60-tych lub na początku lat 70-tych – mogliby odnieść sukces.

Czy można wskazać jakąś konkretną osobę w Moskwie, która była autorem tego planu?

To była praca zbiorowa. Kształtowanie tej koncepcji rozpoczęło się jeszcze za Breżniewa. Dokumenty, które widziałem, stwierdzają, że już w latach1977-1978  pracowali  – teoretycznie  – nad tym, jak to zrobić, jak opakować ich ideologię, żeby bardziej odpowiadała zachodnim socjaldemokratom,  żeby skuteczniej  niż dotąd pozyskać  ich  dla reżimu komunistycznego  w Moskwie. Już wtedy opracowywali  „sprawnie  kontrolowaną głasnost”.Cytuję  to za dokumentem Politbiura z  1977 roku,  gdzie było napisane,  że już wtedy pracowali  nad  „sprawnie  kontrolowaną głasnostią”.Osobą szczególnie znaczącą, będącą prawdopodobnie jednym z głównych mózgów  całej  tej  operacji,  był  Andropow.  Nie  Breżniew,  nie  Gorbaczow. Wtedy jeszcze Gorbaczow nie miał z tym nic wspólnego, odpowiadał w Komitecie Centralnym za rolnictwo(śmiech).W żadnej  mierze nie  był to jego pomysł.  W rzeczywistości odziedziczył go, kiedy doszedł do władzy w  1985 roku. Wybrano go po prostu dlatego,  że był najmłodszą,  najenergiczniejszą i najbardziej  charyzmatyczną – powiedzmy: najbardziej telegeniczną – osobą spośród nich.  Był po prostu zręcznym wykonawcą – to wszystko.

A kto działał zza kulis? KGB?

KGB i w znacznej mierze Departament Międzynarodowy Komitetu Centralnego. Zespoły badawcze, które od późnych lat 70-tych pracowały nad głasnostią i pieriestrojką, w większości pochodziły właśnie stamtąd.  Byli to zazwyczaj  ludzie,  którzy mieli  za sobą doświadczenie pracy na Zachodzie,  ludzie formułujący politykę zachodnią. Głównym celem owego planu był Zachód, problem:  „jak przejąć Zachód,  aby uratować zbankrutowany system sowiecki”.  Do tego  się  to  sprowadzało.  Stąd też  specjaliści  do  spraw stosunków międzynarodowych  zajmowali  szczególną pozycję  w zespołach  opracowujących ten plan.

A więc  ich punktem wyjściowym była  raczej  chęć zreformowania imperium, chęć rozszerzenia go na Zachód?

międzynarodowych  zajmowali  szczególną pozycję  w zespołach  opracowujących ten plan. A więc  ich punktem wyjściowym była  raczej  chęć zreformowania imperium, chęć rozszerzenia go na Zachód? Można by to nazwać operacją redukowania strat.  Cofnijmy się do roku 1921, kiedy to Lenin zdał sobie sprawę, że ogólnoświatowa rewolucja socjalistyczna nie nastąpi. Wtedy nagle zorientował się, jak bardzo się przeliczyli przejmując władzę w Rosji. To, co potem robili, było już tylko ograniczaniem strat.  Próbowali wchłonąć jak najwięcej krajów zachodnich, bo bez ich potencjału  przemysłowego  nie  mogli  nawet  marzyć  o  przetrwaniu.  Powoli wchłaniali je więc do imperium. Już wtedy wiedzieli, że mają kłopoty. Ich prognozy rozwoju wydarzeń okazały się błędne. Oczywiście sama Rosja nie była w stanie zapewnić bazy materialnej dla światowej rewolucji.  Dla biednej Rosji, która na początku XX wieku była jeszcze krajem rolniczym, było to zadanie zbyt trudne. Zawsze był to dla  nich  poważny problem.  Zawsze  uwzględniali  to w swoich planach. Już w 1960 roku wiedzieli, że mają wielki kryzys. Odkrycie dużych złóż ropy i gazu przedłużyło im życie w sumie o około 20 lat. Nagle mieli źródło twardej waluty, mogli kupować lub wykradać zachodnie technologie itd. Ale już w połowie lat 70-tych wiedzieli, że znów są w poważnych tarapatach. To wtedy zainicjowali to, co nazwali polityką odprężenia. Podjęli jeszcze jedną próbę ponownego zbliżenia z socjaldemokratami na Zachodzie, aby utworzyć alians, który pozwoliłby im rozbroić Zachód i poszerzyć sowiecką strefę wpływów. Zachodni socjaldemokraci wyznawali wtedy „teorię konwergencji”. Głosiła ona, że pewnego dnia bolszewicy porzucą swoje występki  i powrócą na łono socjaldemokracji. Do tego czasu socjaldemokraci zdobędą już przewagę na Zachodzie. W ten sposób nagle okaże się, że podziału między Wschodem i Zachodem już nie ma. Dojdzie do konwergencji obu systemów. Znikną wojny  i  wrogość,  nastanie  sprawiedliwość  społeczna  i  wieczna  szczęśliwość. Tym  właśnie  utopijnym  marzeniem  zachodni  socjaldemokraci  żyli  przez  większą  część  XX  wieku.  Bolszewicy  zawsze  to  wykorzystywali.  Za  każdym  razem,  kiedy  znajdowali  się w trudnym położeniu, zawsze na nowo rozbudzali to marzenie w zachodnich socjaldemokratach  i przeciągali ich na swoją stronę. Podobnie zrobili we wczesnych latach 70-tych, kiedy zainicjowali  katastrofalną  dla  Zachodu  politykę  „odprężenia”. Pamiętam, jak musiałem  z nią wtedy walczyć. Ale ostatecznie dzięki naszym połączonym wysiłkom, „odprężenie” zostało zneutralizowane. Przez kilka lat udawało nam się tę politykę hamować, potem Sowieci najechali Afganistan, w Polsce pojawiła się „Solidarność” i w końcu „odprężenie” było martwe – na szczęście dla nas wszystkich(śmiech).A zatem pod koniec lat 70-tych już wiedzieli, że polityka „odprężenia” jest martwa. Zrozumieli, że nie osiągnęli tego, co zamierzali osiągnąć. Przystąpili więc do opracowywania następnej polityki „odprężenia”, starając się, aby była sprawniejsza, prowadzona z większym rozmachem. Zastanawiali się, jak pozyskać sobie jeszcze więcej sił lewicowych na Zachodzie. Właśnie tak narodziła się idea głasnosti i pierestrojki. Wszystko było przygotowane już na przełomie lat70-tych i 80-tych. Czekali tylko, aż pojawi się odpowiedni lider. Sowieccy przywódcy umierali jeden po drugim, nie był to zbyt dobry czas na rozpoczynanie nowej polityki. Andropow mógł to przeprowadzić sam, ale zmarł przedwcześnie, był śmiertelnie chory. Kiedy zmarł Czernienko, pojawiła się pierwsza realna szansa realizacji tego planu, który był już w całości opracowany. Rozpoczęli  więc  wcielanie  go  w  życie.  Jednak  jeśli  wziąć  pod  uwagę  ówczesne nastawienie ludzi, sytuację na świecie oraz stan ich własnych struktur – było na to już za późno. Struktury władzy w całym świecie komunistycznym były już na tyle skorumpowane  i niesprawne, że nie były w stanie przeprowadzić tak masowej  i tak dalece skomplikowanej operacji.

Co stało się później? Stracili nie tylko wpływy w Europie Wschodniej, ale także swoją komunistyczną ideologię. Co się wtedy stało z Rosją?

Jeśli chodzi o ideologię, to na Wschodzie nie widzę nikogo, kto by rozpaczał z powodu jej upadku. Nawet byli komuniści bardzo się cieszą, że się jej pozbyli. Uważali ją za krępującą, ograniczającą. Wszyscy cieszyli się mogąc ją pogrzebać i zapomnieć o niej – poza idiotami pokroju Ziuganowa, tworzącego jakąś partię komunistyczną, która nikogo nie obchodzi. To, co im tedy pozostało, nie było komunizmem jako takim.  Była to władza nomenklatury. Utrzymali  tę  władzę  elity,  nomenklatury zarówno  w czasie pieriestrojki, jaki po upadku Związku Sowieckiego. Właśnie to uważali za swoje najważniejsze zadanie. Nie chodziło im o ideologię komunistyczną, ona nic ich nie obchodziła. Zdołali jednak utrzymać władzę nomenklatury.

W jaki sposób?

Zgodnie z planem – a wiedziałem wystarczająco dużo dokumentów Politbiura, aby stwierdzić, że było to zaplanowane – w latach 1989-1990 (w roku 1989podjęto decyzję,  a jej realizację rozpoczęto w roku  1990) chcieli przeprowadzić prywatyzację. Wytypowali  paru  „zaufanych  towarzyszy”  z  KGB  oraz  spośród młodych liderów Komsomołu, przeprowadzili dla nich szybkie szkolenie na temat dyscypliny finansowej i funkcjonowania wolnego rynku, po czym powierzyli im części przedsiębiorstw, instytucji finansowych – niby to na własność. Jeśli przyjrzymy się bliżej  tym tak zwanym biznesmenom,  którzy wtedy pojawili  się  w Rosji  nagle,  znikąd,  to  stwierdzimy,  że wszyscy wywodzą się albo  z  szeregów KGB,  albo Komsomołu,  albo czegoś podobnego,  oraz  że wszyscy otrzymali zaświadczenia informujące, że działają na rzecz partii,  że powierzono im tę określoną gałąź przemysłu, bank czy sumę pieniędzy, aby zarządzali nimi w imieniu i na rzecz partii,  i że kiedy tylko się od nich tego zażąda, mają je partii zwrócić. W ten oto sposób pojawili się tzw.  oligarchowie. Żaden  z nich nie jest prawdziwym oligarchą, self made man’em. Na początku dostali do ręki ogromne środki pozwalające na wspaniały start. W tym czasie w całym kraju nikomu  nie wolno było prowadzić prywatnych interesów,  własnej  działalności gospodarczej. A oni otrzymali takie pozwolenie, otrzymali fundusze, uprzywilejowane powiązania, bardzo często otrzymywali też prawo własności. Tobył wielki plan ekipy Gorbaczowa. Chcieli nadal wszystko kontrolować, jednak samo zarządzanie powierzyli kilku „zaufanym towarzyszom”.

W Polsce niektórzy twierdzą, że władza komunistyczna zawarła z opozycją demokratyczną układ, na mocy którego opozycja otrzyma władzę polityczną, zaś komuniści władzę ekonomiczną. Jak wyglądało to w innych krajach? Teraz w wielu miejscach postkomuniści powracają do władzy.

Wiem,  że przeprowadzili ten  swój plan prywatyzacji we wszystkich  krajach  z  ich  strefy  wpływów,  nie  tylko  w  Rosji,  ale  również  na  Węgrzech, w Czechosłowacji,  w Bułgarii  i  w innych.  Zachęcali lokalnych przywódców do znalezienia sobie „zaufanych towarzyszy” do zarządzania gałęziami przemysłu czy innymi dziedzinami gospodarki,  a nawet do wchodzenia na międzynarodowe rynki finansowe. Taka była polityka partii. Widziałem odnośną dyrektywę, podpisaną przez zastępcę Gorbaczowa, Iwaszkę. Było to urzędowe pismo Politbiura. To był rozkaz! A więc poczynając od roku  1988, a szczególnie w roku  1989 – wszyscy się za to zabrali. Jednak w roku 1990 sprawy zaczęły iść źle w aspekcie politycznym. Zaczęli tracić kontrolę. Wtedy większość tych tzw. „zaufanych towarzyszy” zdała sobie sprawę, że partia zniknie, ale oni pozostaną – z bardzo lukratywnym  majątkiem  w  swoich  rękach.  I  to  oni  pierwsi  pożegnali  się z partią: „Już was, chłopaki, nie potrzebujemy. Mamy banki, hotele, fabryki i Bóg jeden wie co jeszcze. Nie znamy was.”

Ale zapewne mieli też jakieś ambicje polityczne.

Wszystko  w swoim  czasie,  wszystko  w swoim  czasie…  Kiedy już upadł dotychczasowy establishment polityczny – oczywiście,  czemu nie?  Tych młodszych, z przeszłością KGB-owską i komsomolską, nadal łączyły stare, nienaruszone  powiązania nomenklaturowe.  Mieli  ogromną,  ogromną przewagę nad wszystkimi. Od razu mieli własność, duże pieniądze, wszystkie potrzebne powiązania, także międzynarodowe – już w momencie, kiedy stary reżim upadł. Czegóż chcieć więcej? To najsilniejsza pozycja, jaką tylko można sobie wyobrazić. Oczywiście zrobili to w sposób przemyślany, na bezpośredni rozkaz  Moskwy.  Nie  znam  dokładnych  szczegółów,  jak  przeprowadzono  to w Polsce, ale wiem, że porozumienie Okrągłego Stołu było elementem tego ich scenariusza.

Czy istniejące pomiędzy nomenklaturami byłych państw komunistycznych powiązania biznesowe tworzą także dzisiaj jakąś jedną sieć? Czy może być ona odtworzona i czy może to zagrozić suwerenności owych państw, w tym także Niemiec?

Rozmawiamy tu przede wszystkim o kontaktach biznesowych, ponieważ większość ich powiązań czysto politycznych przekształciła się w powiązania biznesowe.  Oczywiście  – powiązania te zachowały się.  Być może niektórzy wypadli  z  gry,  ale większość tych kontaktów nadal istnieje.  Proszę  spojrzeć na  to,  co  teraz  dzieje  się w Rosji. Da to Panu klucz do analizy obecnej  sytuacji Europy Wschodniej. Po  początkowych  niepokojach  w  latach  1991-1992, kiedy wszystko się waliło, kiedy szalała inflacja, kiedy  stara  nomenklatura  czuła  na  sobie  ogromną presję i nie chciała być publicznie obarczana całą odpowiedzialnością za ten cyrk – choć nie miała już wtedy aż takiej władzy – bardzo szybko zaczęli wracać do formy. W 1993 roku odzyskali ją już całkowicie. Okazało się, że Jelcyn zupełnie nie radzi sobie ze starym reżimem. Zwlekał, wahał się, nie był w stanie rozwiązywać problemów. Nie mógł poradzić sobie z Radą Najwyższą, co doprowadziło do tego, że kazał do niej strzelać z czołgów. To zaś uczyniło go zakładnikiem resortów siłowych: armii,  KGB  i MSW.  Od tego momentu, od października1993, Jelcyn stał się ich zakładnikiem. Jedynymi siłami w kraju, które popierały jego reżim, były resorty siłowe. W pewnym momencie jedyne, co mógł zrobić, to przekazać im władzę. Co też uczynił – kiedy rok temu wskazał jako swojego następcę kagiebistę Putina. Jedyną rzeczą, jakiej Jelcyn zażądał w zamian, był osobisty immunitet chroniący go przed postawieniem przed sądem. Wie-dział, że nie może poprosić o nic więcej. Była to logiczna ewolucja. Teraz nagle okazało się, że do władzy powróciło KGB. Jego ludzie oczywiście  chcieli  wszystko  zreorganizować.  Zostali  pozostawieni  na  marginesie. Niektórzy „zaufani towarzysze” podostawali części majątku, ale KGB jako całość pozostało na uboczu. Chcieli więc odzyskać swoją pozycję. Zaczęli łapać tych „zaufanych towarzyszy” za gardło i mówić im: „Wszyscy jesteście ludźmi partii, macie podzielić się z nami waszym majątkiem!”(śmiech).Nagle pojawia się więc  „walka  z oligarchami”.  Wydaje  się ona czymś  niedorzecznym, jeśli ktoś nie wie, co się za nią kryje. Przecież ci oligarchowie nie dorobili się sami, są tworami starego reżimu. Złapano ich więc za gardło i zażądano: „Zwróćcie to, co wam dano, albo…”. Tak wygląda obecna sytuacja. Większość ludzi, którzy rok temu doszli do władzy w Rosji, to pomniejsi funkcjonariusze KGB. Zupełnie nie rozumieją tego, o czym teraz mówię. Nie rozumieją nawet „dlaczego, do cholery, upadł Związek Sowiecki?!”. Podobnie jak Hitler, który udział w I wojnie światowej zakończył jako kapral, nadal wierzą, że „mogliśmy zwyciężyć, ale zostaliśmy zdradzeni”. Teoria zdrady wydaje im się szczególnie prawdopodobna, tak jak w przypadku Hitlera.  „To góra, to elita nas zdradziła!  Mogliśmy wygrać!”.  Dlatego pragną zemsty,  dlatego pragną odbudowy  Związku  Sowieckiego.  Ci  idioci,  którzy podczas  upadku Związku Sowieckiego byli kapitanami, majorami – teraz wierzą, że mogą odtworzyć „potęgę wielkiego Związku Sowieckiego”, jeśli nawet nie formalnie, pod tą samą nazwą,  to przynajmniej  faktycznie.  Zaczynają wszystko naprawiać. Reaktywują wszystkich swoich byłych agentów na całym świecie, tych, którzy dotąd przez ponad  10 lat trwali w uśpieniu. Teraz znowu  w Wielkiej Brytanii, we Francji, w Ameryce widzimy w telewizji te same twarze.  Ci byli sowieccy agenci wpływu gloryfikują teraz Putina. Dlaczego? Po prostu zostali reaktywowani przez centralę w Moskwie. To samo dzieje się w Rosji.  Ludzie, którzy w okresie niepewności starali się uchodzić za demokratów, zostali pociągnięci za sznurki i teraz z kolei wysławiają cnoty KGB i Putina.

Czy władający obecnie Rosją ludzie KCB mają jakąś ideę przewodnią, czy też po prostu skupiają się na zawłaszczaniu majątku, poszerzaniu wpływów, działalności mafijnej? Czy mają jakąś ideologię lub pół ideologię?

Najwyraźniej mieli jakąś ideologię w momencie, gdy dochodzili do władzy. Wierzyli, że mogą odtworzyć potęgę byłego imperium, przynajmniej do pewnego stopnia. Ale oczywiście procesy korupcji,  dezintegracji, degeneracji wewnątrz ich własnego aparatu są tak silne, że nawet oni sami nie zdają sobie sprawy, jak skorumpowany i niesprawny jest ich obecny instrument władzy. Ze wszystkich sygnałów, jakie napływają dziś do mnie z Rosji, wynika, że KGB zdołało przejąć przestępcze interesy w całej Rosji i tak naprawdę to oni kontrolują teraz większość zorganizowanej przestępczości. Płatne zabójstwa, handel narkotykami – to oni czerpią zyski z tego wszystkiego. Stali się przestępczym syndykatem. Zlikwidowanie kogoś jest łatwiejsze niż wsadzenie go do więzienia. Uwięzienie człowieka jest zbyt skomplikowane. Łatwiej nasłać na niego płatnego mordercę. Dokonuje się wielka fuzja świata przestępczego, KGB oraz byłych funkcjonariuszy partii i nomenklatury. Wszystko to łączy się w jeden syndykat zbrodni. Oczywiście nadal wygłaszają frazesy  o potędze Matki  Rosji,  o  tym, jak przywrócić jej status wielkiego mocarstwa itd. Być może jest to jeszcze obecne  w umysłach najwyższych przywódców,  ale funkcjonariusze aparatu średniego i niskiego szczebla zajmują się tylko zdobywaniem osobistych korzyści majątkowych.  Interesuje ich jedynie bogacenie  się.  Są gotowi  na wszystko, aby podczas tego procesu wzbogacić się,  a nie żeby być wiernym Matce Rosji, której nigdy wierni nie byli(śmiech).Tak przedstawia się obecna sytuacja. To bardzo niebezpieczny okres. Istnieją różne rodzaje niebezpieczeństwa.  W przeszłości Związek Sowiecki był niebezpieczny, ponieważ był zbyt potężny.  Dzisiaj  Rosja jest niebezpieczna, ponieważ jest zbyt słaba. Z pewnością ma miejsce rozprzestrzenianie się korupcji  i  zorganizowanej  przestępczości.  Bardzo  szybko  dosięgnie  to  kraje ościenne. Jednocześnie  ludzie  na  szczytach  władzy  wciąż hołubią  wielkie idee odrodzenia imperialnej potęgi i będą korzystać z każdego dostępnego im środka, aby ugruntować państwo i czynić je coraz silniejszym. Będą więc używać Gazpromu jako głównego instrumentu polityki imperialnej. Oczywiście ludzie pracujący w Gazpromie nie są tym zainteresowani, ich interesuje tylko napychanie własnych kieszeni. Tak to dzisiaj wygląda. Ta dziwna  fuzja między  KGB  i  mafią rozszerzy  się  na wszystkie  kraje, w których się oni pojawią – wraz z Gazpromem, z aluminium czy z czymkolwiek innym, co akurat będzie znajdować się w ich rękach. To niebezpieczne, ponieważ nie da się tego kontrolować i jest to korumpujące. Musicie się więc przygotować na okres niestabliności i rozszerzania się tego rodzaju przestępczych i korupcyjnych wpływów. To nieuchronne.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Rafał Smoczyński

Londyn, maj 2001