WSTĘPNIAKI FRONDA LUX_90-91

nr 90: FRANCJA

Trudno wybrać pretekst do pisania ogólniku o Francji. Czy właściwy jest trop wydarzeń świeżych, jak żółte kamizelki czy pożar katedry Notre Dame? Francuzi przepadają za społecznymi protestami na dużą skalę, a pożar, choć bez cienia wątpliwości bardzo ważnego obiektu, pozostaje pożarem i przydawanie mu symbolicznych znaczeń jest zajęciem prostym i nie w każdym przypadku mądrym.

Czy lepiej poszukać zatem nieco dalej, w krwawej historii oręża francuskiego, Kościoła, ujarzmiania dalekich kontynentów, potędze francuskiej kultury, sile francuskich instytucji, których wciąż możemy zazdrościć? Tyle jest przecież rzeczy bieżących, ba, odległych niekiedy, a wciąż aktualnych. Z drugiej strony nie brak głosów, że Francji już nie ma, że imigranci ją zislamizowali, lewacy skomunizowali, że francuska administracja jest rozrośnięta poza granice przyzwoitości, gospodarka zadyszana, klasa średnia zanika, że francuska kultura, panie, to nie to, co kiedyś, a w ogóle to II wojna światowa, zdrajcy i kolaboranci. I oczywiście te czołgi z czterema biegami wstecznymi i jednym normalnym, gdyby zaatakowano je od tyłu. No i widelcem, rzecz jasna, to myśmy ich uczyli władać, bo dzicz tam była niesamowita.

Krótko mówiąc, można padać przed Francją na kolana w cielęcym zachwycie lub z pozycji irracjonalnego poczucia wyższości pokpiwać sobie z niej do woli. I brnąć w którąś z tych stron z konsekwencją obcą duchowi polskiemu. Nie brakuje w Polsce poważnych ludzi, którzy popadają w takie redukcje z ptasią lekkością. Prawdę mówiąc, nie powinniśmy sobie na to pozwalać, bo Francja wciąż jest ważniejsza dla Polski niż Polska dla Francji. Rozumienie jej leży w naszym interesie. To my nieustannie skracamy dystans do zmityzowanego Zachodu, w którym swoją rolę odgrywa zmityzowana Francja. Naszą ambicją jest obejrzeć ją dokładnie, zastępując mity prawdą, a projekcje – faktografią.

Jerzy Kopański

nr 91: SPISKI I DEZINFORMACJA

Narracja spiskowa w epoce fake news stała się paliwem dezinformacji w nieustannie toczącej się wojnie medialnej. Teorie tego typu brane są najczęściej za niepoważną, błahą, a czasem paranoidalną domenę nieprzystosowanych społecznie, i przez to zbywa się je pogardliwym śmiechem, a w najlepszym przypadku – lekceważącym milczeniem.

Samo myślenie spiskowe bierze się wszak z pewnego rodzaju poczucia frustracji i nieprzypadkowo to właśnie w ostatnim czasie zyskało ono na popularności. Od prawie dwóch dekad żyjemy przecież w XXI wieku, który miał nas wynieść na wyżyny osiągnięć naukowych i uczynić świat piękniejszym, a przynajmniej mniej uciążliwym do życia miejscem. Nadal jednak starzejemy się, cierpimy, umieramy na nieuleczalne choroby, walczymy o surowce. To właśnie poczucie cywilizacyjnej przegranej jest jednym z powodów popularności narracji spiskowe opartej na obsesyjnym poszukiwaniu winnych naszych porażek.

Wiara w spiski czy pseudonaukę łączona jest najczęściej z osobami o niższym statusie społecznym cechującymi się prymitywną mentalnością. To częsty błąd polegający na przekonaniu, że wszystkie inteligentne jednostki myślą racjonalnie. Przykładami ukazującymi błędność tej tezy są jednak przypadki przywołane w książce Ludzie, bogowie i przybysze z kosmosu Wiktora Stoczkowskiego, związanego ze słynną paryską École des hautes études en sciences sociales. W swoich badaniach wymienił on między innymi przykłady myślenia irracjonalnego wśród laureatów nagrody Nobla – Charlesa Richeta oraz Linusa Paulinga. Pierwszy z nich, szanowany lekarz, który dokonał w 1902 roku odkrycia zjawiska anafilaksji (alergicznej reakcji organizmu na obce białko), był jednocześnie członkiem Towarzystwa Studiów Psychicznych badającego możliwość kontaktów z zaświatami. Pauling, laureat Nobla w dziedzinie chemii (1954), który do dziś uważany jest za jednego z najwybitniejszych reprezentantów tej gałęzi nauki, był natomiast zwolennikiem paranaukowej teorii o zwalczaniu chorób nowotworowych wysokimi dawkami witaminy C. Jeżeli irracjonalne myślenie i wiarę w spiski będziemy kładli jedynie na karb ludzkiej głupoty, to uzbrojeni w złudny kompleks wyższości zaczniemy wykluczać coraz szerszą grupę społeczną (w tym wybitne jednostki), spychając ją na margines, który zostanie zagospodarowany przez skrajne środowiska. Do kwestii tej można zaś podejść w zupełnie inny sposób, chociażby wzorem Jona Ronsona, autora książki Them: Adventures with Extremists dotyczącej teoretyków spisku. Ronson podczas pracy nad reportażem starał się wykrzesać maksimum empatii i zrozumienia dla zwolenników teorii spiskowych. To niewątpliwie długotrwała droga, wymagająca cierpliwości i wielu wyrzeczeń, pozwala jednak wytworzyć rodzaj więzi z ludźmi, z którymi diametralnie się nie zgadzamy. W przypadku Ronsona, liberalnego dziennikarza i współpracownika lewicowego „Guardiana”, pozwoliło to na zachowanie dziennikarskiego obiektywizmu przy jednoczesnej rezygnacji z jednoznacznie negatywnych ocen. Dzięki temu powstała spójna, interesująca opowieść, zaskakująca największych nawet sceptyków. Okazało się bowiem, że choć w większości opisywanych przez Ronsona przypadków głoszone tezy były skrajnie fantastyczne i irracjonalnie, w kilku momentach okazały się niepokojąco bliskie prawdy.

Chcąc walczyć z szerzeniem się dezinformacji, nie możemy stosować pogardy względem zwolenników spiskowego postrzegania rzeczywistości, lecz poświęcić im minimum uwagi i czasu, które pozwolą choć w części zrozumieć mechanizmy stojące za ich narracją.

Tomasz Krok