WYWIAD Z KODYMEM

Jędrzej „Kodym” Kodymowski – wokalista, kompozytor i instrumentalista.
Od 1983 roku nieprzerwanie stoi na czele trójmiejskiej „Apteki”.
Z mniejszymi i większymi przerwami.
O filozofii artysty, patriotyzmie i kontrkulturze.

Szymon Doliwa: Przygotowując się do naszego spotkania, natrafiłem na taki cytat z Ciebie: „Zespół, grupa, środowisko związane z nazwą „Apteka” to, nieograniczona hurtownia pewnej filozofii życia. Nieelastyczna, a jednocześnie fantastycznie współgrająca z aktualnym tłem, daleka od pochlebstw, a jednak zespalająca tak skrajne życiowe ekstrema(…)”. Jaka jest filozofia Apteki?

Kodym: Tak jak każda, filozofia Apteki ma swoje różne etapy. To, co się rodzi i umiera, zawsze zostawia coś po sobie. To wszystko powoduje, że ona się ciągle zmienia, jest różna w różnych momentach. Na etapie, kiedy miałem 20 lat to wyglądało zupełnie inaczej. Inny był kontekst, byłem zapatrzony w zupełnie coś innego. Ilość doświadczeń, które mam teraz dają mi zupełnie nową perspektywę. Jeżeli miałbym określić filozofię Apteki jednym słowem, to powiedziałbym, że jest ona plastyczna – z pewnością nie jest jednoznaczna. Coś, co trwa od ’83 roku nie może być jednoznaczne.

SD: Jaką perspektywę miałeś w 1983 roku?

Kodym: To są kwestie związane z ruchem Solidarności. Początek z mojej perspektywy polegał na czystej ekspresji ideowej, to był taki wybuch wolnościowy. Większość ludzi nie zdawała sobie sprawy, na czym polega ta wolność. Tak było w ’83 roku. Z perspektywy kilkudziesięciu lat moje postrzeganie tego okresu, tych ludzi się zmieniło.

SD: Czy są wobec tego jakieś stałe punkty filozofii Apteki?

Kodym: Oczywiście. Trzeba być przede wszystkim w zgodzie z samym sobą. To jest pierwszy filar – drugi filar to jest niezależność. Żyjemy w takim świecie, który jest pełen zależności. Dotyczy to wszystkiego – papierosów, narkotyków, kawy, zniewolenia mentalnego – niezależność to jest nasze credo, bardzo polskie notabene.

SD: Mówimy w takim razie o niezależności artysty, co z niezależnością odbiorcy? Czy Twoim celem jako artysty jest ‘uzależnienie’ odbiorcy? Przekazanie mu czegoś konkretnego? To sztuka dla sztuki, czy próba wpływu?

Kodym: Musimy mieć jakieś kryteria. Ja zawsze wychodziłem z założenia, że jeżeli coś mi się podoba, to znajdzie się osoba, która będzie miała podobne poczucie estetyczne do mojego. W ten sposób się odnajdujemy. To próba podzielenia się gustem – częstujcie się.

SD: Co było u zarania, czy Apteka powstaje w kontrze do czegoś? Znalazłem na Wasz temat ciekawy komentarz: po pierwszym występie w maju ’83 roku Apteka początkowo była traktowana jako quasi kabaretowa parodia ówczesnej sceny punkowej.

Kodym: Tak faktycznie było. W zasadzie było to zanegowanie wszystkiego, co nas otaczało. Mieliśmy nawet coś takiego w formie piosenki, na bieżąco wymyślanej, dzisiaj powiedzielibyśmy freestyle’u, gdzie wplataliśmy wszystkie ówczesne przeboje z państwowej radiostacji – skondensowana Maryla Rodowicz, Republika, Budka Suflera – to wszystko kojarzyło nam się z totalną tandetą.

SD: Czyli wychodzi nam, że Apteka lat 80. to kontrkultura pełną gębą?

Kodym: Na 100 %. W stosunku do wszystkiego.

SD: Jak ta kontrkulturowa twórczość odnajduje się we współczesnej Polsce? Zdajesz się często akcentować wątki patriotyczne. Widziałem Cię w ciekawej koszulce – A(Polska walcząca)teka i znak Związku Jaszczurczego.

Kodym: Wierzę w to gorąco, że zmierzamy w tym kierunku, w którym chcemy zmierzać. W kierunku wolności. W pewnym momencie życia zainteresowałem się losami swojej rodziny, prywatnie, to wszystko stało mi się bliższe. Nigdy nie podobały mi się mariaże pomiędzy martyrologią i muzyką rozrywkową. Ja wyrosłem z takiego nurtu, gdzie sztuka była czystą ekspresją, może dlatego tak uważam. Wtedy każda forma władzy była czymś do zanegowania.

SD: A współcześnie?

Kodym: Teraz jest inaczej.

SD: W ogóle nie zdziwiła mnie Twoja odpowiedź. Pochodzisz przecież z bardzo patriotycznej rodziny.

Kodym: Bez dwóch zdań. Cała martyrologia się w niej skumulowała. Wojna polsko-bolszewicka etc. Jeszcze za czasów carskich, w 1908 roku, mój pradziadek był osadzony w cytadeli warszawskiej, potem został zesłany na Syberię. PPS – frakcja rewolucyjna. Był bardzo zdolnym producentem bomb, pomagał organizować zamachy. Też miał Aptekę (śmiech), chociaż w ’83 roku ja o tym nie wiedziałem – po latach okazało się, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Dziadek był w Legionach, został zabity w Katyniu. Tata walczył w ZWZ/AK potem WiN, mama była sanitariuszką w powstaniu warszawskim.

SD: Patriotyzm przychodzi z wiekiem?

Kodym: Nie uciekam od tego pojęcia, to nie jest żaden obciach. Pamiętam, że zawsze mnie to irytowało, nawet w czasach kiedy się tym nie interesowałem. Był taki moment w ogólniaku, kiedy przyszedł do nas znajomy punkowiec, który zaczął coś negatywnie mówić o Polsce. To był taki moment, kiedy pierwszy raz mnie to zaczęło irytować. Poczułem, że obraża się coś, co jest moje.

SD: Uważasz, że nasza niewątpliwie bogata spuścizna historyczna jest przez Polaków dobrze rozumiana, nie masz wrażenia, że patriotyzm się skomercjalizował?

Kodym: Po zrzuceniu niewoli komunistycznej, po tylu latach indoktrynacji, że dopiero to wszystko zaczyna w nas odpuszczać. Dopiero jesteśmy na początkowej drodze przewartościowania i wejścia w normalny tryb myślenia. Korzystamy ze swojej wolności. Jak człowiek coś straci i odzyska, to zaczyna to doceniać.

SD: Nie masz wrażenia, że my też żyjemy w czasach wojny – wojny kulturowej, gdzie artyści są żołnierzami w mundurach poszczególnych zwalczających się frakcji ideologicznych?

Kodym: To jest takie wojsko zaciężne – najemnicy. Ci najemnicy  z reguły robą to z przyczyn materialnych. Znam przypadki, które są nieświadome akcji, w której biorą udział. Większość jest koniunkturalna – nie wierzą, ale jest hajs. Z drugiej strony oni też są ofiarami socjotechnicznej gry, która każe im podchodzić do innych z nienawiścią.

SD: Jest w tym jakaś granica?

Kodym: Mi nie przeszkadza żaden światopogląd, jeżeli nie jest on antypolski. Mianownikiem jest Polska. Możemy się kłócić, ale w ramach przyzwoitości, bez utraty suwerenności. To jest najważniejsze, chociaż wielu nie zdaje sobie z tego sprawy.

SD: Nie mogę o to nie zapytać. Często wspominasz o Witkacym, kim jest dla Ciebie Stanisław Ignacy Witkiewicz?

Kodym: To jest wzór wolności intelektualnej. Był nie do okiełznania, nie przedstawiał wielkiej siły fizycznej, ale ludzie się go bali. Dotarł do etapu, w którym wolność była dla niego najważniejsza. W Polsce jest tak, że to czasami słabszy wygrywa. Bezapelacyjnie spełnia on postulat walki o polskość. To, co wtedy formułował 90 lat temu, jest nadal aktualne, jestem przekonany, że zawsze będzie. Mamy też inne takie przykłady np. Stanisław Szukalski.

SD: W pewnych momentach swojej twórczości i Szukalski i Witkiewicz byli kontrowersyjni.

Kodym: Zdecydowanie. Ostatnio przy oglądaniu serialu o Szukalskim produkcji Netflixa dowiedziałem się, że wybuchła mała awantura. Okazało się, że przed wojną Szukalski wydawał jakieś antysemickie broszury. Nie lubię ludzi, którzy robią taki ferment. Była taka moda i ona mija. Dziś jest zupełnie inaczej. Żyjąc w innej epoce, powinniśmy oceniać twórczość artysty, my nie zrozumiemy klimatu czasów, w których tworzył.

SD: Apteka wydaje na winylu. Powrót do konserwatywnej formy?

Kodym: Nie będę ukrywał, że jest to ukłon w kierunku pewnej przeszłej formy. Winyl oprócz roli muzycznej ma też ważną rolę plastyczną, daje fajny aspekt wizualny. Coś, czego nie doświadczymy przy plikach na komputerze, czy na kompakcie – nie mają analogowego aspektu – okładki, wkładki, gazetki.