Z ARCHIWUM FRONDY – ARTUR KOŁODZIEJCZYK: BAKCYL DŻUMY NIE UMIERA NIGDY

W swojej wizji zbiorowej zgłady Albert Camus przestrzegał: nadejdzie, być może, dzień, kiedyna nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwymmieście. Czy żyjemy zatem w przededniu kolejnej katastrofy?

W 2016 r. „Dziennik Łódzki” poinformował, że w centrum Łodzi na ulicach pojawiły się szczury. Tej wiosny jest ich wyjątkowo dużo[1].Czy w tej informacji znajduje się coś szczególnie nadzwyczajnego? Przecież w każdym mieście występuje jakaś populacja tych gryzoni, a ich liczebność rokrocznie może ulegać pewnym wahaniom. Takie wytłumaczenie jest wystarczające, jeżeli informacje z łódzkiej gazety potraktować dosłownie. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że przytoczony fragment do złudzenia przypomina inny: Rankiem 16 kwietnia doktor Bernard Rieux wyszedł ze swego gabinetu i pośrodku podestu zawadził nogą o martwego szczura. Na razie odsunął zwierzę, nie zwracając na nie uwagi, i zeszedł ze schodów. […] W każdym razie mniej więcej w tym właśnie czasie nasi współobywatele zaczęli się niepokoić. […] od peryferii aż do centrum miasta, wszędzie, którędy tylko przejeżdżał doktor Rieux, wszędzie, gdzie gromadzili się […] współobywatele, szczury leżały stosami w kubłach na śmiecie albo długimi szeregami w rynsztokach. […] Jednakże w następnych dniach sytuacja się pogorszyła[2]. To prawda, zestawienie jest mocno prowokacyjne.

Akcja powieści Dżuma Alberta Camusa rozgrywa się w mieście Oran w latach 40. poprzedniego stulecia (dokładnego roku autor nie ujawnia). Miasto pada ofiarą epidemii dżumy. Jej bakcyl rozprowadzany jest przez szczury, które pewnej wiosny stają się niespodziewaną plagą w tym algierskim mieście, będącym wówczas terytorium zależnym od Francji. Epidemia przychodzi nagle i równie gwałtownie zaczyna odbierać życie kolejnym mieszkańcom. To oczywiste, że Camus posłużył się w powieści bardzo wymownymi symbolami. Szczury roznoszące zarazę są metaforą szybko rozprzestrzeniającego się zła, zaś epidemia dżumy – wyrazem zbiorowej katastrofy. Samo miasto Oran do złudzenia przypomina dwudziestowieczne społeczeństwa oświeconej Europy, w których w zawrotnym tempie rozpowszechniły się przerażające idee totalitarne, odmawiające prawa do istnienia milionom ludzkich istnień. Coraz bardziej niepokojące staje się zatem pytanie: czy i współczesność nie zaczyna przypominać Camusowskiej wizji zagłady?

ŹRÓDŁA KATASTROFY WEDŁUG HANNAH ARENDT

W opublikowanych sześćdziesiąt sześć lat temu Korzeniach totalitaryzmu Hannah Arendt poddała analizie okoliczności, które doprowadziłydo wykształcenia na europejskim gruncie dwudziestowiecznychreżimów i stojących za nimi idei. Zdaniem żydowskiej myślicielkiich niszczycielski charakter wynikał przede wszystkim z odcięciaposzczególnych narodów od ich wcześniejszych tradycji (w dużymstopniu za pomocą narodowych mitologii wykreowanych przez politycznychdecydentów), apoteozy mas kosztem deprecjacji klas społecznychoraz całkowitej kontroli rządzących nad społeczeństwem.

Jak pisała Arendt: Totalitarne ruchy są możliwe wszędzie tam, gdzie masy, z tego lub innego powodu, nabrały apetytu na stworzenie organizacji politycznej. Mas nie spaja świadomość wspólnoty interesów. Brakuje im też tej szczególnej wyrazistości klasowej, której przejawem są konkretne, ograniczone i osiągalne cele. Termin „masy” znajduje zastosowanie tylko tam, gdzie mamy do czynienia z ludźmi, z których, ze względu na samą ich liczbę bądź bierność albo połączenie obu tych czynników, nie można stworzyć żadnej organizacji opierającej się na wspólnocie interesów, żadnej partii politycznej […]. Potencjalne masy istnieją w każdym kraju, stanowiąc większość pośród rzesz neutralnych, biernych politycznie ludzi, którzy nigdy nie wstąpili do żadnej partii i rzadko idą do urn wyborczych[3].  Arendt doszukiwała się zatem źródeł dwudziestowiecznych totalitaryzmów w trzech podstawowych zjawiskach, będących podłożem dla masowych ciągot imperialistycznych oraz wzrostu europejskich nastrojów nacjonalistycznych. W konsekwencji stały się one również przyczyną katastrofy na kontynencie, na którym – o, ironio – narodziła się demokracja, ukształtowało prawo rzymskie oraz judeochrześcijańska tradycja.

PIERWSZA POŁOWA XX STULECIA

Pierwszym podstawowym zjawiskiem było wyłonienie się masy bezpaństwowców, czyli rzeszy osób, które po I wojnie światowej straciły przynależność do jakiejkolwiek ojczyzny lub zostały pozbawione obywatelstwa przez rząd. Ludzie ci znaleźli się w sytuacji prawnie nieokreślonej i zdani byli jedynie na działanie sił porządkowych, czyli policji oraz wojska. W tym kontekście warto przypomnieć, że to właśnie epoka nowożytności (pozostając pod silnym wpływem oświecenia) dokonała uniwersalizacji praw człowieka. Upowszechnienie idei równościowych wpisało się jednak w ówczesny paradoks – równolegle bowiem okoliczności historyczne sprzyjały wykluczeniu poszczególnych grup społecznych, takich jak imigranci ekonomiczni, bezpaństwowcy czy uchodźcy. Według Arendt wykluczenia stanowią zaś immanentną cechę państw totalitarnych, bazujących na założeniach nacjonalistycznych (między innymi także z tego powodu krytykowała ona syjonizm). Wyłonienie się w Europie po 1918 roku mas bezpaństwowców stało się zapowiedzią utworzenia dla nich w nieodległej przyszłości obozów internowania, koncentracyjnych oraz obozów zagłady. Wszystkie te twory były konkretnym wyrazem rządów totalnych.

Drugim zjawiskiem podstawowym, dogłębnie przeanalizowanym przez Arendt w Korzeniach totalitaryzmu, był rozpad społeczeństwa klasowego i lansowanie idei mas: Ruchy totalitarne zrealizowały wytknięty sobie cel mobilizacji mas, a nie klas, jak to czyniły partie polityczne w państwach narodowych na kontynencie, ani obywateli, jak partie w krajach anglosaskich, reprezentujące ich interesy i poglądy w sprawach politycznych […]. Załamanie się systemu klasowego automatycznie oznaczało rozpad systemu partyjnego, głównie dlatego, że partie tworzące ten system, jako grupy wpływów, nie mogły już reprezentować interesów klasowych […]. Gdy rozpadły się ochronne mury klasowe, uśpiona większość pozostająca poza partiami przeobraziła się w jedną wielką, niezorganizowaną, bezkształtną masę rozjuszonych jednostek, których nic ze sobą nie łączyło poza uświadamianym sobie niejasno faktem, że nadzieje członków partii zostały przekreślone i że wobec tego najbardziej szanowani, wymowni i reprezentacyjni przedstawiciele społeczeństwa okażą się głupcami, a każda konstytucyjna władza nie tyle zła, ile głupia i oszukańcza. […] W tej atmosferze załamania się społeczeństwa klasowego ukształtowała się psychika Europejczyka będącego członkiem społeczeństwa masowego[4].

Hannah Arendt nie była osamotniona w swoim przekonaniu. Podobnie uważał hiszpański filozof José Ortega y Gasset, który zanotował: Jesteśmy obecnie świadkami pewnego zjawiska, które, czy tego chcemy, czy nie, stało się najważniejszym faktem współczesnego życia publicznego w Europie. Zjawiskiem tym jest osiągnięcie przez masy pełni władzy społecznej[5].

Trzecim zjawiskiem podstawowym było uwiedzenie elit ideami imperialistycznymi. Hannah Arendt postawiła jasną diagnozę:XX wiek jest początkiem kryzysu autorytetu. Moment zwrotnynastąpił, gdy elity intelektualne posiadające rangę autorytetu dały się zwieść ideom politycznych projektów totalnych. Jako przykład można podać choćby niemieckiego filozofa Martina Heideggera,który wierzył, że nastanie nazizmu w Niemczech będzie sposobnością do urzeczywistnienia „niemieckiego ducha” i sprawi, że filozofię będzie można zastąpić metapolityką. Również politologCarl Schmitt, podobnie jak Heidegger członek partii narodowo-socjalistycznej, lansował geopolitykę „otwartych przestrzeni”, któramiała usprawiedliwiać nazistowskie podboje wojennena wschodzie Europy[6]. Arendt stwierdziła, iż [ó]w kryzys [inteligencji i jej autorytetu – przyp. aut.], widoczny już od zarania XX stulecia, pod względem źródeł i natury jest kryzysem politycznym. Powstawanie ruchów politycznych pragnących zająć miejsce systemu partyjnego oraz rozwój nowej, totalitarnej formy władzy – wszystko to pojawiło się na tle mniej lub bardziej ogólnego i dramatycznego załamania się wszelkich tradycyjnych autorytetów[7].

PIERWSZA POŁOWA XXI STULECIA

Przywołane powyżej diagnozy Hannah Arendt dotyczą pierwszej połowy XX wieku, można jednak odnieść nieodparte wrażenie, że podobne tendencje uwidaczniają się również w odniesieniu do początku XXI stulecia. Współczesna Europa mierzy się z poważnym kryzysem migracyjnym, największym od czasów II wojny światowej. Masy ludzi z ogarniętego konfliktem Bliskiego Wschodu oraz północy Afryki migrują na Stary Kontynent w poszukiwaniu bezpieczeństwa i lepszych warunków do życia. Wielu z nich ginie po drodze lub pada ofiarą przemocy ze strony osób organizujących przerzuty migrantów. Rzesze Syryjczyków opuściły swoją ojczyznę w ucieczce przed trwającą od 2011 roku krwawą wojną domową. Nie ulega wątpliwości, że wśród grona uchodźców znajduje się również grupa imigrantów ekonomicznych. Wprawdzie przybywający do Europy ludzie posiadają własne obywatelstwo, ale ich sytuacja ekonomiczna i socjalna często przypomina sytuację wspomnianych bezpaństwowców z pierwszej połowy XX wieku. Stosunkowo niedawno pojawiły się nawet informacje, jakoby polskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji planowało budowę otoczonych drutem kolczastym obozów kontenerowych przeznaczonych dla uchodźców. Teza Arendt o izolacji wykluczonych mniejszości jest zatem współcześnie w pełni zasadna. Co więcej, migracje przyczyniły się do obudzenia w Europejczykach na nowo strachu przed „innym”.

Owym innym w dwudziestowiecznej Europie (zwłaszcza sfrustrowanych po I wojnie światowej Niemczech) był Semita-Żyd, wobec którego zastosowano wówczas mechanizm kozła ofiarnego. Wydaje się, że współcześnie obcymi wzbudzającymi irracjonalny strach są uchodźcy, których w powszechnym odbiorze często utożsamia się z zagrożeniem terrorystycznym oraz potencjalnym niebezpieczeństwem dla dotychczasowego ładu etniczno-kulturowego Europy. Oczywiście nie należy naiwnie odrzucać ryzyka związanego z obecnością wśród rzeszy uchodźców wojennych potencjalnych elementów niebezpiecznych, które należy skutecznie wykrywać. Sprawa wymaga zatem głębokiej uwagi oraz roztropności.

Upadek społeczeństwa klasowego we współczesnej Europie wydaje się być faktem. Dostęp do kultury wysokiej i edukacji nie jest już zarezerwowany jedynie dla „wyższych sfer”. To zjawiskoz gruntu pozytywne, jednak niektóre jego konsekwencje wydająsię niepokojące. Szkolnictwo zostało umasowione i w rezultacieprzestało tworzyć odpowiedzialne społeczne elity. Uczelnie wyższestały się wyższymi szkołami zawodowymi. Pojawienie się tak zwanej „kultury masowej” (choć w określeniu tym pobrzmiewa pewien paradoks) sprawiło, że wytwory kultury zostały podporządkowane wyznacznikom rozrywki oraz efekciarstwa. Jak stwierdziła Arendt: […] społeczeństwo masowe nie pragnie kultury, lecz rozrywki, a towary oferowane przez przemysł rozrywkowy są przez to społeczeństwo konsumowane, dosłownie, tak jak wszelkie inne dobra spożywcze[8]. Wyraźny podział społeczny może być obecnie związany jedynie z paradygmatem ekonomicznym. Czy wspołczesne elity intelektualne zostały uwiedzione ideami totalności politycznej? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. W dobie deprecjacji nauk humanistycznych – jako rzekomo niepraktycznych, bo słabo podatnych komercjalizacji – i fetyszyzacji naukowego paradygmatu biologiczno-technicznego można się zastanowić, czy współcześnie istnieją w ogóle jakiekolwiek elity intelektualne, które dałoby się utożsamić z autorytetem w klasycznym rozumieniu. Zaprezentowane powyżej streszczenie poglądów Hannah Arendt i zestawienie ich ze współczesnymi realiami ma oczywiście charakter ogólny i z pewnością nie jest wyczerpujące. Może stać się jednak przyczynkiem do dalszych refleksji i działań w duchu przekornej zachęty samej Arendt: chodzi jedynie o to, byśmy pomyśleli nad tym, co robimy[9].

NOWY KATASTROFIZM?

Na początku XX stulecia zaczęły pojawiać się – zarówno w sztuce, jak i filozofii – nurty katastroficzne wieszczące schyłkowość ówczesnych czasów oraz bliskość tragedii. W Polsce prym w tym względzie wiodła wileńska grupa Żagary. Z perspektywy historii można uznać, że ich proroctwa wcale nie okazały się bezzasadne. Zagłada związana z II wojną światową przyniosła światu niespotykane dotąd

okrucieństwo, określone przez Jeana Naberta tym, co nieusprawiedliwialne.  Znane jest stwierdzenie Theodora Adorno, według którego napisać wiersz po Auschwitz to jest barbarzyństwo. Szoah stało się impulsem do rewizji filozoficznych i teologicznych pytań o Boga i człowieka, wstrząsem w nowoczesnej filozofii kontynentalnej. Czy dziś nastaje epoka nowego katastrofizmu? Odpowiedź znajduje się być może w zakończeniu Dżumy Alberta Camusa: Słuchając okrzyków radości dochodzących z miasta, Rieux pamiętał, że ta radość jest zawsze zagrożona. Wiedział bowiem to, czego nie wiedział ten radosny tłum i co można przeczytać w książkach, że bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie zanika, że może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony w meblach i bieliźnie, że czeka cierpliwie w pokojach, w piwnicach, w kufrach, w chustkach i w papierach i że nadejdzie, być może, dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście[10]. Właśnie ta nieznośna bliskość bakcyla wydaje się być słusznie niepokojąca.

TEKST UKAZAŁ SIĘ W NUMERZE 83 FRONDY LUX (2017)


[1] „Dziennik Łódzki”, 14 kwietnia 2016 r.

[2] A. Camus, Dżuma, tłum. J. Guze, Warszawa 1967, s. 13, 22–23.

[3] H. Arendt, Korzenie totalitaryzmu, tłum. D. Grinberg, M. Szawiel, Warszawa 2014, s. 392.

[4] Tamże, s. 390–397.

[5] J. Ortega y Gasset, Bunt mas, tłum. P. Niklewicz, Poznań 2016, s. 7.

[6] Zob. E. Faye, Non un philosophe mais un propagandiste subliminal [w:] „Le Magazine littéraire” nr 575 [2017], s. 69.

[7] H. Arendt, Między czasem minionym a przyszłym, tłum. M. Godyń, W. Madej, Warszawa 2011, s. 109.

[8] Tamże, s. 246–247.

[9] H. Arendt, Kondycja ludzka, tłum. A. Łagodzka, Warszawa 2010, s. 23.

[10] A. Camus, dz. cyt., s. 258.