Amerykański program broni biologicznej powstał w czasie drugiej wojny światowej. Jeśli w Google Maps odszukamy miasto Frederick w stanie Maryland, to na jego północnym skraju zobaczymy kompleks o nazwie Fort Detrick. Próba użycia funkcji Street View w tym obszarze zakończy się niepowodzeniem. To właśnie tutaj w 1943 roku wybudowano ośrodek, który miał rozwijać ofensywną i defensywną broń biologiczną.
Pewnego słonecznego letniego dnia przystanąłem nad brzegiem rybnego stawu w głębi lasu. Wiał lekki wiatr i marszczył powierzchnię wody. Kilka metrów od brzegu tkwiła w wodzie drewniana tablica z napisem ogłaszającym, że kąpiel i łowienie ryb są zabronione. Światło odbijało się od tablicy i tworzyło jej obraz na wodzie, ale i obraz na powierzchni, pomarszczony drobnymi falami, odbijał się z powrotem w tablicy, i w ten sposób wiele kolejnych odbić tworzyło świetlisty wzór, z którym jakoś radził sobie mój mózg i wyświetlał go na ruchomej tablicy mojej świadomości.
Przypomniało mi to o książce Gödel, Escher, Bach Douglasa R. Hofstadtera. Jest to intrygująca interdyscyplinarna opowieść rozpięta pomiędzy twierdzeniem Gödla, muzyką Bacha, paradoksalnymi grafikami Eschera, teorią świadomości, rozważaniami o znaczeniu i dziwnych pętlach i zabawnymi opowiastkami filozoficznymi ilustrującymi ten imponujący zestaw idei i inspirujących sugestii. Jest w niej też zdjęcie obrazu powstającego na ekranie monitora, podłączonego do kamery wycelowanej w ten właśnie ekran, jako metafora systemów odzwierciedlających swoją własną zawartość, a więc również świadomości. Po powrocie z tej rowerowej wycieczki zerknąłem do internetu, żeby sprawdzić, jakie dalsze życie prowadzi książka (czytałem już ją bardzo dawno temu), i tak natknąłem się na inną niezwykłą książkę, Bruce Ivins, the Anthrax Attacks, and America’s Rush to War Davida Willmana. Postać szalonego naukowca jest bardzo popularna w filmie i literaturze fantastycznej. Jeśli ktoś jest ciekaw prawdziwej historii takiego naukowca, znajdzie ją w książce Willmana. Korzyści odniesione z jej lektury będą jednak znacznie większe. Wkrótce po zamachach 11 września 2001 roku Ameryką wstrząsnęło kolejne zdarzenie, ataki z użyciem bakterii wąglika. Po tych kilkunastu już latach pytałem swoich znajomych, czy wiedzą, kto dokonał tych ataków. Odpowiadali, że albo Arabowie, albo Ruscy. Mogłem być zadowolony, że w ogóle pamiętali o tym fakcie. Opowieść Willmana pokazuje, jak pierwsze supermocarstwo świata radziło sobie w sytuacji zamętu i zagrożenia, które pojawiło się nie wiadomo skąd. I wreszcie, pozna niepoślednią rolę, jaką odegrała inna książka, właśnie GEB, w jednym z najbardziej skomplikowanych, długotrwałych i kosztownych śledztw w historii FBI. Bruce Edwards Ivins urodził się 22 kwietnia 1946 roku w Lebanon, w stanie Ohio, jako trzeci syn Mary i Thomasa Randalla Ivinsa. T. Randall Ivins odziedziczył po ojcu, założycielu miejscowego klubu Rotary, aptekę, i prowadził ją najpierw ze wspólnikiem, następnie ze swoją żoną. Pani Ivins, z domu Johnson Knight, pochodziła z Brandon na Florydzie. Legenda rodzinna głosiła, że Knightowie znaleźli się wśród pierwszych osadników w Jamestown, a przetrwanie w tamtych okolicznościach dowodzi siły ich genów.
Rodzice nie planowali poczęcia Bruce’a i wiadomość o trzeciej ciąży wywołała u Mary atak wściekłości. Opowiadała później swojej szwagierce o tym, jak próbowała wywołać poronienie, wielokrotnie zjeżdżając z impetem na tyłku po schodach. Jednak Bruce przyszedł na świat zdrowy i wczesne zdjęcia pokazują go, jak tuli się do pluszowego misia. Ze swoimi pluszowymi zwierzakami bawił się trochę dziwnie – przewiązywał im oczy czarną opaską. Mary trzymała dzieci żelazną ręką. Obowiązkowe lekcje gry na pianinie, niedzielne msze w kościele baptystów, po mszy obiad w oficjalnym rodzinnym salonie, a przy stole obowiązkowy strój – garnitur i krawat. Bruce był niezgrabny i brzydki, koledzy ze szkoły wspominają go, jak maszerował zawsze wychylony do przodu, jakby nieustannie gdzieś się spieszył, nieświadomy wiszących mu u nosa kropelek śluzu. Niezręczny fizycznie, interesował się za to nauką. Fascynowała go chemia i prowadził doświadczenia z własnym zestawem chemicznym. Otrzymał też w prezencie od rodziców dobrej jakości mikroskop. Miał opinię inteligentnego i bardzo dbał o to, by wszyscy wokół byli tego świadomi.
Największym problemem braci Ivins, a także ich ojca, była pani Mary. Drobna, niewysoka kobieta tyranizowała rodzinę, nie znosiła sprzeciwu, a wybuchy furii przeradzały się często w akty fizycznej agresji. Pan Ivins nieraz przychodził do apteki ze śladami pobicia. Zdarzyło się nawet, że Mary zadzwoniła do znajomego lekarza o drugiej w nocy z prośbą o pomoc, twierdząc, że zabiła męża. Lekarz zjawił się u Ivinsów, ale drzwi otworzył mu sam Randall z głową zalaną krwią. Opatrzył go i przesłał rachunek za usługę. Matka starała się ściśle kontrolować Bruce’a nawet wtedy, gdy ukończył szkołę średnią i rozpoczął studia na University of Cincinnati. Mimo to siłą rzeczy jej wpływ zmniejszył się i jego znajomi zauważyli w nim zmiany na lepsze. W roku 1970 Mary Ivins zmarła na raka wątroby. W swojej ostatniej woli nakazała, aby pochowano ją na Florydzie, nie chciała bowiem, by jej prochy spoczęły w ziemi Jankesów. Mąż spełnił tę prośbę, ale sam nie uczestniczył w ceremonii pogrzebowej. Rodzinny koszmar zakończył się, lecz pewne zdarzenie stało się dla Bruce’a początkiem trwającej do końca życia obsesji. Zainteresował się pewną młodą dziewczyną, ta jednak odrzuciła jego zaloty. Stwierdziwszy, że dziewczyna jest członkinią żeńskiego stowarzyszenia studenckiego Kappa Kappa Gamma, powziął pomysł, iż fakt ten miał wpływ na jego niepowodzenie. Od tej pory nie ustawał w swojej sekretnej i podstępnej wojnie z Kappa Kappa Gamma. Tymczasem studiował z sukcesem chemię i bakteriologię, i dodatkowo psychologię. Jakby biorąc odwet na matce, przeszedł na katolicyzm i ożenił się z młodszą od siebie o osiem lat Mary Diane Betsch, studentką pielęgniarstwa o atletycznej budowie, pochodzącą z katolickiej rodziny niemieckiego pochodzenia. W 1975 roku Ivins ukończył pracę doktorską (Binding, Uptake, and Expression of Diphtheria Toxin in Cultured Mammalian Cells, czyli Wiązanie, asymilacja i ekspresja toksyn dyfterytu w kulturach komórek ssaków). W grudniu tego roku został zatrudniony jako pracownik badawczy na Uniwersytecie Karoliny Północnej w Chapel Hill i przeniósł się tam razem z żoną, która rozpoczęła pracę jako wykwalifikowana pielęgniarka.
Bruce widywany był na kampusie, gdzie przyjeżdżał na rowerze z zestawem do żonglerki, ustawiał się w widocznym miejscu i dawał pokazy, podrzucając naraz pięć, sześć przedmiotów. Chętnie pomagał swoim współpracownikom i interesował się ich życiem do tego stopnia, że niektórzy odbierali to jako niestosowne wścibstwo. Jak później przyznał się swojemu psychiatrze, pewnego dnia włamał się do miejscowej siedziby Kappa Kappa Gamma i skradł szyfr razem z papierami opisującymi tajne rytuały stowarzyszenia. Pierwszą ofiarą jego obsesji została Nancy Haigwood, doktorantka pracująca w tym samym budynku uniwersytetu. Przyciągnęła jego uwagę, kiedy zobaczył ją w podkoszulku byłego członka stowarzyszenia, które tak go zajmowało. Ivins nie przestawał zadawać jej pytań związanych z Kappa Kappa Gamma, mimo że Haigwood wyraźnie stwierdziła, iż to przeszłość, o której nie ma zamiaru dyskutować. Narzucał się też ze swoją przyjaźnią i uskarżał, że nie jest przez nią akceptowana. Chociaż jesienią 1978 roku Ivinsowie przenieśli się do Bethseda, trzysta mil od Chapel Hill, gdzie Bruce dostał posadę na uniwersytecie medycznym Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych, nie przestał myśleć o Haigwood. Fascynowała go jej niezależność i pewność siebie, w swoich fantazjach widział ją jako żonę albo odrzucającą go, wyśmiewającą matkę. Po przeprowadzce do Bethseda swoją ciężką depresję przypisywał rozstaniu z Haigwood i zwierzył się leczącemu go lekarzowi, że planował otrucie dziewczyny.
Tymczasem Haigwood przygotowywała się do ukończenia doktoratu. Wszystkie dane, szkice i notatki przechowywała w laptopie, który spoczywał w zamkniętym na klucz pomieszczeniu laboratorium. Pewnego dnia laptop znikł. Po rozpaczliwych poszukiwaniach władze uniwersytetu zdecydowały się na wezwanie policji. Po kilku dniach Haigwood otrzymała anonimową wiadomość o tym, że laptop znajduje się w skrzynce pocztowej niedaleko kampusu. Policja otworzyła skrzynkę i odnalazła sprzęt. Sprawca nie został zidentyfikowany, ale Haigwood pomyślała, że zna tylko jednego człowieka tak przebiegłego, skupionego na osiągnięciu celu i dziwnego, iż mógłby dopuścić się tego czynu.
Amerykański program broni biologicznej powstał w czasie drugiej wojny światowej. Jeśli w Google Maps odszukamy miasto Frederick w stanie Maryland, to na jego północnym skraju zobaczymy kompleks o nazwie Fort Detrick. Próba użycia funkcji Street View w tym obszarze zakończy się niepowodzeniem. To właśnie tutaj w 1943 roku wybudowano ośrodek, który miał rozwijać ofensywną i defensywną broń biologiczną.
Podstawowym elementem amerykańskiego arsenału broni biologicznej stał się wąglik. Jest to choroba zakaźna wywoływana przez bakterię nazywaną laseczką wąglika. Wąglik występuje najczęściej u bydła. Bakteria wytwarza przetrwalniki, które w stanie uśpionym mogą przetrwać setki lat. Zakażenie następuje drogą pokarmową, przez kontakt ze skórą lub przez inhalację. Każdemu z tych rodzajów infekcji odpowiada u człowieka inny przebieg choroby, mianowicie postać jelitowa, skórna i płucna. Najbardziej niebezpieczna, chociaż jednocześnie w warunkach naturalnych występująca najrzadziej, jest infekcja płucna. Do zachorowania na nią konieczna jest inhalacja od pięciu do dziesięciu tysięcy przetrwalników bakterii wąglika. To dużo, jednak wystarcza jeden głęboki oddech w skażonej atmosferze, by zachorować. Bez podjęcia szybkiego leczenia antybiotykami w większości przypadków człowiek taki po kilku dniach umiera. Tymczasem wczesne symptomy choroby, mianowicie kaszel, gorączka, bóle klatki piersiowej, są charakterystyczne także dla innych infekcji, i wąglik łatwo może być z nimi pomylony, co zwiększa jego skuteczność jako broni. W jakimś sensie bakteria wąglika tak użyta jest podobna do broni chemicznej. Żołnierze przeciwnika zaatakowani nią nie stają się sami źródłem zakażeń, bo choroba nie przenosi się z jednego człowieka na drugiego. Aerozol z przetrwalnikami względnie szybko osadza się na podłożu i przestaje być niebezpieczny. Bakterie wąglika w postaci przetrwalników są bardzo trwałe i łatwe w przechowywaniu.
Jednak prowadzone przez Amerykanów na szeroką skalę badania wykazały, że broń biologiczna nie jest tak łatwa w użyciu i niezawodna, jak choćby broń jądrowa. Na polu walki zbyt wiele niekontrolowanych czynników ma wpływ na jej zastosowanie. Biorąc to pod uwagę, 25 listopada 1969 roku prezydent Nixon ogłosił formalną rezygnację z programu ofensywnych broni biologicznych. Już w 1972 roku traktat zabraniający ich rozwijania i posiadania podpisał też Związek Sowiecki, a wkrótce setka innych państw. Równolegle z deklaracją o wyrzeczeniu się ofensywnej broni biologicznej Nixon powołał do życia wojskową placówkę, której celem było rozpoznawanie biologicznych zagrożeń i opracowywanie środków przeciwdziałania im, Medyczny Instytut Badawczy Chorób Zakaźnych Armii Stanów Zjednoczonych (United States Army Medical Research Institute of Infectious Diseases, USAMRIID). Siedzibą USAMRIID został Fort Detrick.
Na przełomie marca i kwietnia 1979 roku doszło w Swierdłowsku (który dzisiaj, tak jak i przed okresem sowieckim, nazywa się Jekaterynburg) do wypadku, który wzbudził niepokój służb wywiadowczych USA. W zakładzie o oficjalnej nazwie Instytut Problemów Techniki Wojskowej w Swierdłowsku doszło do uwolnienia do atmosfery około, jak się przypuszcza, 10 kilogramów przetrwalników laseczki wąglika. W wyniku tego zmarło kilkadziesiąt osób, a około tysiąca było hospitalizowanych. Sytuację pogorszyła decyzja I sekretarza Swierdłowskiego Komitetu Obwodowego Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego, Borysa Jelcyna, który nakazał spryskanie terenu wodą. Wiadomość o katastrofie została po raz pierwszy opublikowana kilka miesięcy później w rosyjskojęzycznej gazecie we Frankfurcie. Władze sowieckie zaprzeczyły, by taki wypadek miał miejsce, i rozpoczęły standardową akcję dezinformacyjną. Jednak wywiad amerykański nie miał wątpliwości, że wydarzenie świadczy o tym, iż Rosjanie w dalszym ciągu produkują i magazynują broń biologiczną. W odpowiedzi na to w USAMRIID zapadła decyzja o zatrudnieniu co najmniej jednego nowego mikrobiologa, który zajmowałby się testowaniem szczepionek przeciw wąglikowi.
W ten sposób 2 grudnia 1980 roku Bruce Ivins w wieku trzydziestu trzech lat został cywilnym pracownikiem Oddziału Bakteriologicznego USAMRIID, z pensją roczną 27 000 dolarów. Uzyskał certyfikat bezpieczeństwa pozwalający na dostęp do tajnych informacji, jednak armia nie interesowała się zupełnie jego życiem prywatnym. Żadna z zatrudniających go osób nie wiedziała, że od przeszło roku zajmuje się nim psychiatra, doktor Naomi B. Heller, której to właśnie zwierzył się z włamania do siedziby Kappa Kappa Gamma i myśli o zabójstwie Nancy Haigwood.
W związku ze zmianą pracy Ivinsowie przeprowadzili się do Gaithersburga w stanie Maryland, w połowie drogi między Waszyngtonem a Fort Detrick. Bruce został przez kolegów w nowej pracy przyjęty bardzo dobrze. Jego zdolność do wczuwania się w oczekiwania rozmówcy sprawiała, że był powszechnie lubiany. Tuż po przeprowadzce odwiedził Bibliotekę Kongresu i odszukał adresy siedzib Kappa Kappa Gamma na Wschodnim Wybrzeżu. Wkrótce udał się samochodem w długą nocną podróż ze swojego domu w Gaithersburgu do siedziby KKG przy Uniwersytecie Zachodniej Wirginii. Podróż w obie strony zajęła mu sześć nocnych godzin, ale opłaciła się – po włamaniu się do siedziby stowarzyszenia znalazł zaszyfrowaną księgę z jego tajnymi rytuałami. Ponieważ już poprzednio skradł szyfry stowarzyszenia, zdobył teraz pełny wgląd w jego tajemnice.
Wkrótce Ivinsowie kupili dom przy ulicy tuż obok Fort Detrick. Zbiegiem okoliczności Nancy Haigwood i jej narzeczony Carl Scandella zamieszkali na tej samej ulicy w Gaithersburgu, gdzie wcześniej mieszkał Ivins. Nie uszło to jego uwagi. Na płocie przy domu Haigwood, na chodniku i na szybie ich samochodu pojawił się pewnego ranka napis wykonany czerwonym sprejem – „KKG”.
Bractwa studenckie w rodzaju Kappa Kappa Gamma („bractwa greckie”) mają w Stanach Zjednoczonych długą i zawikłaną historię. Opinia na ich temat jest niejednoznaczna, na niektórych uczelniach są zabronione. W trakcie ich rytuałów inicjacyjnych zdarzały się przypadki śmierci, co ściągało na nie społeczne potępienie. Ivins w swojej wojnie przeciwko KKG świadomie rozgrywał tę okoliczność. Napisał list do lokalnej gazety w Frederick powtarzający różne oskarżenia wysuwane przeciwko „grekom”, a następnie list w ich obronie, tym razem podpisując go nazwiskiem Haigwood. Nawiązał kontakt z matką jednego ze studentów zmarłych podczas takich brutalnych otrzęsin, prowadzącą w tej sprawie własną kampanię. Przesłał jej kserokopię listu napisanego rzekomo przez Haigwood. Kiedy Nancy dowiedziała się o tym, że pod tekstem broniącym bractw widnieje jej nazwisko, napisała do gazety sprostowanie i zadzwoniła do Ivinsa, oskarżając go o fałszerstwo. Jednak on z zimną krwią odrzucił oskarżenie. Zaczął zamieszczać ogłoszenia, w których oferował sprzedaż sekretów KKG. Pisał też kolejne listy do prasy i zaczął używać żeńskiej pochodnej od imienia narzeczonego Haigwood, odpisując się jako Carla Sander.
Utalentowany muzycznie Ivins zabawiał swoich kolegów naukowców komponowanymi przez siebie piosenkami. Udało mu się dostać zaproszenie na spotkanie KKG przy Uniwersytecie Tennessee w Knoxville, gdzie miał dać występ muzyczny. Kiedy zaczął śpiewać swoje kawałki z tekstem opartym na opisie sekretnych rytuałów stowarzyszenia, uczestnicy zabawy wezwali policję, która usunęła go z miejsca popisów
W 1984 roku uzyskał drugą nagrodę razem z pięcioma kolegami na dorocznej Konferencji Naukowej Armii za ich pracę pod tytułem A Molecular Approach Toward the Development of a Human Anthrax Vaccine. Jego pozycja naukowa i płace rosły. Wydawało się, że stabilna sytuacja małżeństwa sprzyja powzięciu decyzji o powiększeniu rodziny, jednak okazało się, że Bruce nie może począć dziecka. Ivinsowie zdecydowali się na adopcję pary bliźniaków, Amandy i Andy’ego. Jako rodzice Ivinsowie w jakimś stopniu odtwarzali sytuację, w jakiej wychowywał się Bruce – Diane utrzymywała dyscyplinę, Bruce nie przejmował się drobiazgami i zawsze potrafił rozbawić swoje dzieci.
2 sierpnia 1990 roku Irak dokonał inwazji na Kuwejt. Dowódca USAMRIID, pułkownik Charles L. Bailey, został zaalarmowany informacjami analityków Pentagonu, którzy obawiali się, że Saddam Husajn jest w posiadaniu broni biologicznej – bakterii wąglika i jadu kiełbasianego. Szykujące się do odbicia Kuwejtu oddziały amerykańskie nie dysponowały tymczasem żadnymi sprawdzonymi środkami obrony przed tą bronią. Stara szczepionka przeciwko wąglikowi była przetestowana ostatnio w latach pięćdziesiątych i według dostępnych danych, aby uzyskać odporność, należało przeprowadzić co najmniej sześć szczepień w ciągu 18 miesięcy. Żaden środek przeciwdziałający zatruciu jadem kiełbasianym nie był dostępny.
W naradzie dowództwa USAMRIID na temat tego, co należy w związku z przewidywanym zagrożeniem uczynić, jako specjalista od wytwarzania przetrwalników laseczki wąglika brał też udział Bruce Ivins. Najwyraźniej sytuacja, w której mógł się wykazać swoimi umiejętnościami, ożywiła go nadzwyczajnie, w czasie dyskusji dosłownie podskakiwał z podniecenia.
Amerykańskie oddziały przygotowywały się do operacji odbicia Kuwejtu, a w tym czasie Fort Detrick pracował intensywnie nad przygotowaniem ich ochrony przed bronią biologiczną Husajna. Sam Ivins zajmował się hodowlą przetrwalników wąglika, przygotowywaniem aerozolu i zarażeniem nim laboratoryjnych gryzoni, królików i małp. Zwierzęta były następnie poddawane działaniu szczepionki i antybiotyków. Wśród testowanych antybiotyków znalazła się cyprofloksacyna, znana w Stanach Zjednoczonych pod nazwą handlową Cipro, lek już zarejestrowany, ale niestosowany nigdy w leczeniu wąglika. W efekcie tych przygotowań istniejąca szczepionka została podana w niepełnym cyklu członkom sił specjalnych, narażonych na pierwszy kontakt z wrogiem, natomiast cipro, które w testach okazało się efektywne w zwalczaniu bakterii wąglika, było gotowe do użycia w razie wystąpienia zakażeń.
W czasie krótkiej pierwszej wojny nad Zatoką broń biologiczna nie została użyta. Mimo to USAMRIID podjął kroki w celu stworzenia szczepionki nowej generacji, skuteczniejszej, działającej szybciej i niepowodującej skutków ubocznych. W pracach tych uczestniczył Ivins, który został w pierwszym wniosku patentowym dotyczącym szczepionki wymieniony jako jej współautor.
W tym czasie jego pensja wzrosła do 59 000 dolarów rocznie. Życie rodzinne nie satysfakcjonowało Ivinsa i całe swoje emocjonalne zaangażowanie skierował ku dwóm kobietom pracującym z nim w laboratorium, młodszej od niego o dwadzieścia dziewięć lat Marze Linscott i Patricii Fellows, młodszej o lat piętnaście. Skarżył się im na brak zrozumienia ze strony żony i czynił je jedynymi powiernicami swoich osobistych problemów. Podjął też działania, by je kontrolować. W czasie nieobecności Linscott wykonał kopię klucza do jej mieszkania. Obie kobiety były przyjaciółkami. Podejrzenia Ivinsa na temat tego, co o nim myślą i mówią, sprawiły, że wykradł hasło do komputera Fellows i śledził ich korespondencję. Linscott opuściła USAMRIID i rozpoczęła studia, co wprowadziło Ivinsa w stan depresji podobnej do tej, jaką przeżywał po rozstaniu z Haigwood. Uskarżał się obu kobietom na swoją samotność, ale nie mówił o wszystkim, na przykład o tym, iż korzystając ze swojej pracy, zaopatrzył się w cyjanek i azotan amonu, myśląc o otruciu Linscott lub sporządzeniu bomby, by zabić ją w zamachu. Ukrywał też przed wszystkimi swoje inne zainteresowania. Pod nazwiskiem Carla Scandelli zaprenumerował na jedną ze swoich wielu skrytek pocztowych magazyn „Bondage Life” ze zdjęciami kobiet skrępowanych lub z zawiązanymi oczami. Gromadził też wydania „Censored Shots”, „Panty and Stocking Digest” i „Hustlera”. Jednocześnie Bruce i jego żona prenumerowali czasopismo wydawane przez American Family Association, stowarzyszenie sprzeciwiające się aborcji i wzywające do kultywowania wartości chrześcijańskich. A Diane była aktywną uczestniczką antyaborcyjnych manifestacji.
Chociaż laseczka wąglika nie została użyta w wojnie w Zatoce Perskiej, to zagrożenia związane z jej możliwym użyciem w przyszłych konfliktach stale zajmowały uwagę planistów Pentagonu. Wiadomość o tym, że rosyjskim naukowcom udało się tak zmodyfikować bakterię, iż dotychczasowe szczepionki przestały być wobec niej skuteczne, zelektryzowała ich. Wysunięto plany zintensyfikowania badań nad nową szczepionką. Cały personel wojskowy miał zostać objęty programem szczepień przeciw wąglikowi. Tymczasem pojawiły się doniesienia o dotkliwych skutkach ubocznych szczepionki zastosowanej przy okazji wojny w Iraku. Co więcej, zespół chorobowy dotykający weteranów tej wojny, tzw. syndrom wojny w Zatoce, został przez niektórych powiązany z rzekomym nieautoryzowanym użyciem w szczepionce skwalenu, oleistej substancji mającej wzmacniać skuteczność szczepionki. Skwalen był rzeczywiście używany przez Ivinsa w jego testach na zwierzętach, nie potwierdzono jednak, że był aplikowany żołnierzom. Niemniej wysuwane oskarżenia uderzały bezpośrednio w Ivinsa, co wywoływało u niego frustrację i złość. Ponadto z czasem okazało się, że w rzeczywistości rząd nie przeznacza dostatecznie dużo pieniędzy na opracowanie nowej szczepionki i Ivinsowi brakowało środków nawet na zakup zwierząt doświadczalnych. Na domiar złego fabryka dotychczasowej szczepionki ze względu na zupełne techniczne zużycie musiała wstrzymać produkcję.
Wiosną roku 2000 Ivins zwierzył się Marze Linscott, z którą nieustannie utrzymywał ożywione kontakty przez internet, że jest głęboko zaniepokojony swoim stanem psychicznym. Nie chodziło tylko o depresję. Bardziej obawiał się objawów schizofrenii lub psychozy, był przerażony tym, że może stać się agresywny tak jak jego matka. Opisywał stany, które przypominały rozdwojenie jaźni. W Frederick Ivins kontynuował leczenie psychiatryczne u doktora Allana L. Levy’ego. Co tydzień odbywał rozmowy terapeutyczne w cztery oczy z doradcą z kliniki Levy’ego, Judith M. McLean. Przyznał się jej, że każde odrzucenie wywołuje w nim nieopanowaną agresję. Wspominał czasy szkolne, kiedy zdarzyło mu się wkroczyć do pustej klasy z bronią w ręku i strzelać do przedmiotów, utożsamiając je ze swoimi wrogami. Opisał też, jak pojechał obejrzeć mecz piłki nożnej, w którym Mary Linscott brała udział jako zawodniczka. Po meczu miał zamiar spotkać się z nią i poczęstować ją zatrutym winem, które zabrał ze sobą. Plany pokrzyżowała kontuzja, jakiej uległa w czasie rozgrywki.
Tego dla McLean było już za wiele. Ponieważ jej przełożony, dr Levy, był akurat nieobecny, skontaktowała się z kilkoma innymi psychiatrami, m.in. z byłym lekarzem Ivinsa. Ten ostatni przeprowadził rozmowę z Bruce’em. McLean zaczęła bać się o własne życie i zadzwoniła na policję. Jednak policjant stwierdził, że według niego nie doszło do popełnienia przestępstwa, i sprawa na tym się zakończyła. Po powrocie doktor Levy przepisał Ivinsowi lek antypsychotyczny Zyprexa używany w leczeniu schizofrenii i objawów zaburzenia afektywnego dwubiegunowego. Ivins przyjął dodatkowe konsultacje psychiatryczne ze spokojem, jednak w liście do Linscott wyraził swoją niechęć do McLean. Nie wspomniał przy tym o swoim nieudanym zamachu na życie Mary. Wkrótce Ivins zarzucił McLean nadużycie jego zaufania i zrezygnował z jej pomocy. Zaczął za to uczestniczyć w zbiorowych sesjach terapeutycznych. Wszystko to odbywało się całkowicie poza wiedzą władz USAMRIID, gdzie Ivins miał przez cały czas nieograniczony dostęp do jednego z najbardziej niebezpiecznych organizmów na ziemi.
Na wiosnę 2001 roku kierownictwo nad kompleksem badań związanych z bronią chemiczną i biologiczną objął generał Stephen Reeves. Jego poprzednik został zwolniony z powodu braku postępu w rozwiązaniu problemu szczepionki przeciw wąglikowi. Reeves był tego świadom, wiedział też, że zastępca sekretarza obrony, Paul Wolfowitz, kwestionował znaczenie szczepień ochronnych przeciwko wąglikowi i podkreślał polityczny koszt ryzyka wystąpienie skutków ubocznych. Obydwa przedsięwzięcia, w które był zaangażowany Ivins, a więc wznowienie produkcji w fabryce szczepionki, która w międzyczasie stała się własnością prywatnej firmy BioPort, a także produkcja nowej szczepionki, której współtwórcą był Ivins, utknęły na dobre w wyniku sprzecznych interesów i niezdecydowania administracji. Pojawiły się wręcz propozycje, aby personel Fort Detrick zajmujący się do tej pory wąglikiem został przesunięty do pracy w innych dziedzinach. Ivinsowi zaproponowano podjęcie badań nad bakterią nosacizny. Uczony stanowczo odrzucił tę propozycję. Jestem badaczem wąglika! To jest to, co robię, powiedział przeprowadzającemu z nim rozmowę oficerowi.
Ivins miał pięćdziesiąt pięć lat. Najważniejszy projekt jego życia, nowoczesna szczepionka przeciw wąglikowi, był zagrożony, a on w każdej chwili mógł zostać przeniesiony do pracy w zupełnie innej specjalności.
Od połowy sierpnia 2001 roku aż do końca miesiąca Ivins zaczął przychodzić do pracy w laboratorium w późnych godzinach nocnych. Pracował sam, bez żadnej kontroli wchodził do szczelnych, zabezpieczonych pomieszczeń, gdzie jego poczynań nie śledziły żadne kamery. Miał nieograniczony niczym dostęp do laboratorium razem z jego wyposażeniem. Nie dokumentował swojej pracy, jedynym śladem były zapisy systemu kart magnetycznych rejestrujących wejścia do i wyjścia z laboratorium.
Ivins bardzo żywo reagował na każde spektakularne zdarzenie angażujące opinię publiczną Ameryki. Po zamachach w Oklahoma City i w czasie procesu O.J. Simpsona zasypywał redakcje swoimi listami. Koledzy w pracy przywykli do jego nadmiernie emocjonalnych reakcji. Jednak 11 września 2001 roku nie uznali ekscytacji Bruce’a za przesadzoną. Ivins bardzo osobiście przeżył zamach. Kiedy w domu oglądał w telewizji zdjęcia ludzi skaczących z wieżowców, zaczął płakać. Jego przybrana córka Amanda pierwszy raz widziała go w takim stanie i nie mogąc znieść tego widoku, wyszła z pokoju. W swoim e-mailu do Linscott Ivins wspominał o swoim gniewie i bólu. Napisał też, że opowiedział na spotkaniu swojej grupy terapeutycznej, iż od lat nosi ze sobą broń i odwiedza niebezpieczne dzielnice w nadziei na zaczepkę ze strony jakiegoś bandyty.
Nocne godziny nadliczbowe Ivinsa w laboratorium zakończyły się 11 września. Po kilku dniach, począwszy od 14 września, Ivins znów spędzał samotne noce w laboratorium. 17 września przyszedł do pracy w godzinach rannych, po popołudniowej sesji w grupie terapeutycznej wpadł do laboratorium na trzynaście minut. Zjawił się ponownie w pracy o godzinie 7.02 następnego dnia. To, co robił w międzyczasie, pozostało jego tajemnicą. Od dawna nie sypiał z żoną, która głośno chrapała, była poza tym przyzwyczajona do jego bezsenności i długich nocnych eskapad. Pomiędzy piątą po południu 17 września a południem dnia następnego do skrzynki pocztowej w Princeton w stanie New Jersey wrzucono dwa listy – jeden zaadresowany do Toma Brokawa, spikera NBC News, drugi do redaktora „New York Post”. Obydwa zawierały fotokopie odręcznie napisanego listu:
Obydwa listy zawierały też szczyptę proszku w czarne, białe i brązowe kropki. Tym proszkiem były przetrwalniki laseczki wąglika.
21 września, kiedy nikt nie wiedział jeszcze o listach, Ivins odezwał się nagle do Nancy Haigwood, której losy ciągle śledził. W swoim e-mailu informował ją, że w USAMRIID panuje po zamachach stan napięcia i pełnej gotowości. Od 25 września do 5 października Ivins spędził kolejne samotne nocne godziny w izolowanych pomieszczeniach laboratorium. W e-mailu do Mary Linscott przewidywał możliwość dalszych zamachów przy użyciu bakterii wąglika lub broni chemicznej. Rozpoczynał się długi weekend związany z Dniem Kolumba, obchodzonym w USA w drugi poniedziałek każdego października. Pomiędzy trzecią po południu 6 października a południem 9 października do tej samej skrzynki pocztowej w Princeton wrzucono kolejne dwa listy zawierające taką samą śmiertelnie niebezpieczną zawartość.
3 października stwierdzono pierwszy przypadek zachorowania na wąglika. Sześćdziesięciotrzyletni Robert Stevens pracował jako redaktor fotograficzny dla American Media Inc., odbywając wiele rozmów telefonicznych i przyjmując pocztę z odbitkami. Poczuł się źle w czasie podróży, po powrocie do domu trafił 2 października o drugiej w nocy do centrum medycznego w Palm Beach. Już następnego dnia stanowe laboratorium potwierdziło, że chodzi o rzadką i niezwykle niebezpieczną chorobę, płucną odmianę wąglika. 4 października o wypadku powiadomiono prezydenta George’a W. Busha. Wiadomość została przekazana prasie w uspokajającym tonie, stwierdzono, że przypadki zachorowań na wąglika, choć bardzo rzadko, to jednak występują. Mimo to wszystkie media natychmiast skoncentrowały uwagę na tym zdarzeniu. Tego samego dnia o godzinie 9.57 Ivins skontaktował się ze znajomym z Centers for Disease Control, epidemiologiem Arnoldem F. Kaufmannem, wypytując o szczegóły i oferując swoją pomoc. Kauffman odniósł wrażenie, że Ivins jest w sprawę osobiście zaangażowany.
Już 4 października FBI zwróciło się do wybitnego genetyka Paula S. Keima z Uniwersytetu Północnej Arizony we Flagstaff z prośbą o pomoc w wyjaśnieniu przypadku. Keim stworzył molekularną mapę genetyczną soi. Został zatrudniony w National Laboratory w Los Alamos w tajnym projekcie mającym na celu rozpoznanie zagrożenia ze strony krajów dysponujących laseczką wąglika. Zadaniem Keima było stworzenie możliwie pełnej bazy próbek wszystkich dostępnych szczepów i opracowanie metod odróżniania ich. Cel był prosty – odpowiedź na pytanie, kto ma jaki szczep bakterii i skąd on się wziął. Zadanie nie było jednak proste, bo bakteria wąglika jest genetycznie nadzwyczaj jednorodna. Keim podjął się tego wyzwania i osiągnął znakomite wyniki. Inspektorzy ONZ odnaleźli w fabryce Al-Hakim, czterdzieści mil na południowy zachód od Bagdadu, setki toreb z zagadkowym proszkiem. Francuscy naukowcy stwierdzili, że to laseczki wąglika. Keimowi udało się udowodnić, iż jest to pochodna Bacillus thuringiensis, bakterii używanej do zwalczania szkodników w rolnictwie. Jednak pochodna ta nie tylko nie zabijała ludzi, nie zabijała też szkodników. Mogła za to być używana w celach testowych jako substancja symulująca prawdziwą bakterię wąglika. Badaczy zainteresowało dodatkowo, że przetrwalniki zostały pokryte chemicznym dodatkiem, bentonitem, substancją osuszającą.
Innym osiągnięciem Keima było zidentyfikowanie bakterii wąglika użytego przez sektę Aum Shinrikyo podczas nieudanego ataku na przedmieściu Tokio w 1993 roku. Bakteria okazała się niegroźnym szczepem Sterne używanym do szczepienia zwierząt. Keim pracował też nad identyfikacją szczepów wąglika z próbek pobranych z mózgów i innych tkanek ofiar wypadku w Swierdłowsku, kiedy administracja Jelcyna dopuściła Amerykanów do badań w trakcie krótkiej odwilży. Próbka płynu mózgowo-rdzeniowego Roberta Stevensa została przetransportowana samolotem do laboratorium Keima we Flagstaff i już rankiem następnego dnia okazało się, że badacze mają do czynienia ze szczepem Ames. Dla Keima i innych stało się oczywiste, że doszło do ataku terrorystycznego, bowiem szczep ten od 1981 roku był używany w laboratoriach do przeprowadzania testów. I jednocześnie nie stwierdzono jego wystąpienia w żadnych innych przypadkach, poza tym jedynym, kiedy pierwsza jego próbka, pochodząca z Teksasu od padłej krowy, została przesłana do Fort Detrick, który właśnie zgłosił zapotrzebowanie na jakąś nieznaną do tej pory odmianę. To właśnie wysokiej klasy specjalista Bruce Ivins na podstawie tej jednej próbki wyprodukował duże ilości przetrwalników wąglika doskonałej czystości. Od tego czasu szczep był używany w wielu laboratoriach w USA i za granicą. Także w laboratorium Keima.
Robert Stevens zmarł 5 października 2001 roku. FBI razem z pocztą utworzyły grupę zadaniową do zbadania sprawy, nazwano ją Amerithrax. Tymczasem wąglikiem zarażony został pracownik sortujący pocztę dla American Media, siedemdziesięciotrzyletni Ernesto Blanco. Na klawiaturze komputera Stevensa i w pokoju, gdzie trzymano pocztę, wykryto przetrwalniki wąglika. Jednak nigdy nie odnaleziono źródła skażenia. 25 września list adresowany do Brokawa otworzyła jego asystentka, Erin O’Connor. Tego samego dnia na jej szyi pojawiło się zaczerwienienie, a po kilku dniach na jej ramieniu utworzyła się rana o wielkości piłki do softballu. Dermatolog orzekł, że może to być skórna odmiana wąglika i O’Connor zaczęła przyjmować cipro. 29 września i 1 października w Nowym Jorku, w siedzibach sieci telewizyjnych ABC i CBS, stwierdzono jeszcze dwa przypadki wystąpienia skórnego wąglika. W żadnym z przypadków nie zidentyfikowano źródła zakażenia. 9 października kolejne dwa listy wrzucone do skrytki pocztowej w Princeton, zaadresowane do lidera większości w Senacie Toma Daschle’a i do przewodniczącego Senackiej Komisji Sądowniczej Patricka Leahy’ego, zostały przewiezione do sortowni w Trenton. Trzy dni później, w piątek, list do Daschle’a znalazł się w biurze senatora w siedzibie Senatu w budynku Hart Building. Kopertę zaadresowano odręcznie, napis niezgrabnymi kulfonami głosił, że nadawcą jest czwarta klasa szkoły podstawowej w Greendale. Tego właśnie dnia odbywało się zebranie dotyczące zapewnienia bezpieczeństwa senatorom w związku z doniesieniami o zagrożeniu wąglikiem. Clara Kircher, kierownik biura senatora Leahy’ego, wzbudziła zdziwienie, oznajmiając, że biuro nie przyjmuje już żadnych listów. Po południu Grant Leslie, pracownica Daschle’a, podniosła alarm, kiedy otrzymała jako prezent od rdzennych mieszkańców Alaski skórę wołu piżmowego, w uznaniu zasług Daschle’a dla ochrony środowiska naturalnego. Leslie zapamiętała ze szkolenia, że skóry zwierząt mogą być źródłem zakażenia laseczką wąglika. Do poczty zabrała się dopiero w poniedziałek. List z Greendale leżał na wierzchu. Był zaklejony przeźroczystą taśmą. Kiedy zaczęła go rozcinać, ze środka wydostał się jasny proszek, który już po chwili wypełnił całe pomieszczenie błotnistym zapachem. Leslie zmartwiała. Wezwani oficerowie policji Kapitolu, zamiast zapakować list do szczelnego worka, nie mając na sobie żadnych strojów ochronnych, otworzyli kopertę do końca i odczytali zawartość, fotokopię odręcznego listu:
Policja Kapitolu dysponowała ręcznymi detektorami laseczki wąglika. Wykazały obecność przetrwalników bakterii. Zanim w budynku wyłączono klimatyzację, niezwykle lotny proszek został zassany do kanałów wentylacyjnych budynku. W wieczornym wydaniu wiadomości Brokaw zakończył swój występ, parafrazując słynne zdanie: Nasz niepokój i gniew nie ustają, jednak w cipro pokładamy nadzieję. List został natychmiast przesłany do USAMRIID, gdzie przejął go John Ezzell, jeden z głównych naukowców ośrodka. Już w 1997 roku przygotował razem z FBI specjalną procedurę na taki właśnie wypadek. Miała ona zapewnić właściwe obchodzenie się z uzyskanymi próbkami, tak aby wykluczyć możliwość zanieczyszczenia, by mogły się stać niepodważalnym dowodem w sprawie.
Ezzell, mający dwudziestoletnie doświadczenie w pracy z laseczką wąglika, przebadał już wcześniej tysiące próbek, które co do jednej okazały się fałszywym alarmem. Tym razem zamknięty w szczelnym pomieszczeniu naukowiec poczuł charakterystyczny kwaśny zapach. Odbył pełny cykl szczepień przeciw wąglikowi i nie musiał wkładać na siebie stroju ochronnego. Czystość pyłu zawierającego przetrwalniki zrobiła na nim wrażenie. Był on tak delikatny, że pracujący system wentylacji powodował jego unoszenie się nad powierzchnią stołu. Tego samego dnia Ezzell zwierzył się swoim przełożonym w USAMRIID: To jest jak spojrzenie w twarz samemu szatanowi. To jest rzecz najbliższa bojowemu wąglikowi, jaką kiedykolwiek widziałem.
Zapewne Ezzell później wielokrotnie żałował, że pozwolił sobie na taką emfazę. Można zrozumieć, co poczuł, kiedy po raz pierwszy, po tylu latach, zobaczył wreszcie wypatrywanego od dawna potwora. Ściśle rzecz biorąc, nie powiedział, że proszek zawiera bakterie wąglika bojowego, jednak jego stwierdzenie poszybowało błyskawicznie wzdłuż szczebli drabiny administracyjnej i dotarło aż do Condoleezzy Rice, przewodniczącej Narodowego Komitetu Bezpieczeństwa, i do Secret Service. Dla wszystkich wysokich rangą urzędników administracji Busha prących do wojny z Irakiem pojawienie się pojęcia „wąglik bojowy” było błogosławieństwem. Technicznie rzecz biorąc, przystosowane bojowo laseczki wąglika to przetrwalniki bakterii pokryte w specjalnym procesie jakimś rodzajem substancji antystatycznej i zapobiegającej sklejaniu się substancji w grudki, po to by rozpylony proszek unosił się jak najdłużej w powietrzu. Również pracownicy USAMRIID z zadowoleniem przyjęli nieprawdziwą wieść o przetworzonych na cele militarne bakteriach wąglika, bowiem od dawna w ośrodku nie prowadzono prac w takim kierunku i wykluczało to ich macierzystą instytucję z kręgu podejrzanych. Nad Irakiem zaczęła gęstnieć chmura podejrzeń i insynuacji. List do senatora Daschle’a przebywał w wyizolowanym i specjalnie do tego przeznaczonym pomieszczeniu, zgodnie z opracowanym wcześniej przez Ezzella i FBI schematem postępowania. Jednak cała procedura wzięła w łeb, kiedy w dość niejasnych okolicznościach inny zasłużony badacz USAMRIID, znany ze swojej pracy nad wirusem Ebola, Peter B. Jahrling, polecił Bruce’owi Ivinsowi zbadanie próbki. W ten sposób list znalazł się w laboratorium Ivinsa, gdzie co dzień odbywała się praca nad wąglikiem. Kiedy Ezzell dowiedział się o tym, wpadł we wściekłość. Znał bałagan w pracowni Ivinsa, sam nazywał ją chlewem. Ivins wydawał się zauroczony jakością bakterii wąglika, nie przestawał o nich mówić. Zapytany, czy sam potrafiłby przygotować materiał o takiej jakości, odpowiedział, że jest dobrym fachowcem, ale nie aż tak dobrym. Jahrling osobiście zbadał próbkę pod mikroskopem elektronowym i mimo że był specjalistą od wirusów, a nie bakterii, doszedł do wniosku, iż ma do czynienia z zaawansowanym materiałem zmodyfikowanym chemicznie. Sugerowało to zaangażowanie zagranicznego rządu. Powiadomił telefonicznie oficjeli, że tylko kilku ludzi na świecie jest zdolnych do wyprodukowania czegoś tak wyrafinowanego. Wkrótce Jahrling spotkał się w Pentagonie z Paulem Wolfowitzem i jego doradcami. Powtórzył swoją opinię o użytych do ataku bakteriach wąglika i podkreślał ich nadzwyczajną jakość. Posłużył się słowami Ivinsa – pod wpływem najlżejszego podmuchu proszek unosi się jak dym. Co więcej, zasugerował, że przetrwalniki są chemicznie spreparowane przez pokrycie ich bentonitem. Wyjaśnił Wolfowitzowi, iż bentonit to ilasta substancja, która została wykryta w podejrzanym materiale wąglikopodobnym odnalezionym w Iraku. Po zamachu 11 września było jasne, że Ameryka ruszy na wojnę. Do tej chwili nie wiedziano jeszcze z kim, choć wielu chciało ostatecznie rozprawić się z Saddamem Husajnem. Jahrling narysował dla nich wielką czerwoną strzałkę wskazującą na Irak. Rewelacje te natychmiast przedostały się do mediów. 25 października Senat, pozostając pod wrażeniem ostatnich wydarzeń, uchwalił Patriotic Act, ustawę antyterrorystyczną rozszerzającą uprawnienia służb specjalnych. Następnego dnia podpisał ją prezydent.
Pułkownik Robert Kadlec, doradca Pentagonu do spraw broni biologicznej (to on przed pierwszą wojną w Zatoce własnoręcznie szczepił przeciwko wąglikowi żołnierzy podległych Dowództwu Sił Specjalnych), skontaktował się z Jamesem Buransem, doświadczonym mikrobiologiem US Navy. Burans opracował szybkie testy na obecność laseczki wąglika do zastosowania na polu walki. W latach dziewięćdziesiątych prowadził inspekcje w Iraku i potwierdził obecność bakterii wąglika w Al-Hakim. Irakijczycy zniszczyli tam swoje zapasy w postaci płynnej, paląc je z ropą. Jednak były to bakterie szczepu Vollum, te same, których używały Stany Zjednoczone, zanim Nixon zakończył prace nad ofensywną bronią B (ciekawe, że Willman nie rozwodzi się nad tym, jak się one tam dostały), gdy tymczasem wiadomo już było, iż zamachu dokonano z użyciem szczepu Ames. Jednocześnie Burans udokumentował późniejsze odkrycie w pobliżu Al-Hakim zapasów symulanta wąglika potraktowanego bentonitem. Jeśli zdjęcia Buransa pokazujące przetrwalniki pokryte bentonitem wykazałyby podobieństwo do zdjęć Jahrlinga, to wskazywałoby to na możliwą odpowiedzialność Iraku. Zanim Kadlecowi udało się doprowadzić do konfrontacji Buransa z Jahrlingiem, media podchwyciły niepotwierdzone twierdzenia Jahrlinga i zaprezentowały bardzo sugestywne, choć całkowicie nieprawdziwe powiązanie: mordercza bakteria wąglika w listach pokryta bentonitem, a z drugiej strony jedyny kraj na świecie, który używa tej substancji do uczynienia wąglika bronią bardziej śmiercionośną. Wobec tych doniesień władze zachowywały się bardzo dwuznacznie. Co prawda rzecznik prasowy Białego Domu Ari Fleischer zaprzeczył, by bentonit został odnaleziony w proszku z laseczką wąglika pochodzącym z listu do senatora Daschle’a, jednak już sekretarz obrony Donald Rumsfeld stwierdził, że poważni ludzie biorą taką możliwość pod uwagę, co było dostatecznie niejasne, by w razie czego móc się z wszystkiego wycofać, i jednocześnie wystarczające do podsycenia niemających oparcia w faktach spekulacji. W czasie od 17 do 23 października Izba Reprezentantów wstrzymała pracę, a wszystkie budynki używane przez członków i ich personel zostały sprawdzone na obecność laseczki wąglika. Budynek Hart Building został całkowicie zamknięty. Narażonym na zakażenie pracownikom podano cipro. Przerwano także pracę Sądu Najwyższego. Zaprzestano doręczania poczty do Białego Domu. Nie podjęto jednak żadnych działań w sortowni poczty w Brentwood, przez którą przechodziła cała korespondencja do wszystkich biur Kongresu. W sortowni pracowały maszyny wykorzystujące wysokie ciśnienie do sortowania. 21 i 22 października zmarło dwóch pracowników poczty. U dwóch kolejnych wykryto zakażenie płucną odmianą wąglika i poddano ich hospitalizacji. Obydwaj przeżyli. Na koniec października 2001 roku sondaże opinii publicznej podawały, że 74% Amerykanów popiera rozszerzenie „wojny z terrorem” na Irak. 31 października 2001 roku zmarła na płucną odmianę wąglika Kathy Nguyen, pracownica magazynu szpitala w Nowym Jorku. Nie zdołano znaleźć śladu bakterii ani w szpitalu, ani w mieszkaniu Nguyen. 21 listopada 2001 roku zmarła z tego samego powodu dziewięćdziesięcioczteroletnia Ottilie Lundgren, mieszkanka Oxford w stanie Connecticut. Także w tym przypadku nie odnaleziono w domu ofiary śladów skażenia. Jednak ślady laseczki wąglika wykryto w maszynach jednej z sortowni w Connecticut. W okolicach 1 listopada Kadlec i Burans przybyli do Fort Detrick, aby spotkać się z Jahrlingiem i Ezzellem i udostępnić im materiał porównawczy. Po obejrzeniu zdjęć Buransa pokazujących zbliżenia przetrwalników irackiego symulanta wąglika pokrytego bentonitem, Jahrling przyznał, że się mylił. Bakteria wąglika użyta w zamachu nie nosiła śladów bentonitu. Wyniki tego spotkania nie przedostały się do mediów, nikt o nim publicznie nie wspomniał. Wstępne analizy FBI wykazały, że przetrwalniki zawierają domieszkę krzemu. Przeprowadzenie dokładniejszych badań Biuro zleciło Sandia National Laboratories w Nowym Meksyku. 12 marca 2002 roku inżynierowie Sandii poinformowali FBI o wynikach badań przy użyciu precyzyjniejszych narzędzi. Okazało się, że rzeczywiście laseczka wąglika zawiera domieszkę krzemu, ale nie pokrywa on powierzchni przetrwalników, jest obecny pod powierzchnią i znalazł się tam najprawdopodobniej w czasie naturalnego wzrostu. Nie może być wobec tego traktowany jako czynnik zwiększający zdolności bojowe bakterii. Również i ten ważny rezultat nie przedostał się do mediów. Dyrektor laboratorium FBI Dwight Adams próbował przekazać te informacje urzędnikom administracji Busha, ale zostały one zlekceważone. Tymczasem FBI rozpoczęło badanie, kto mógł wejść w posiadanie szczepu Ames. Wieść o tym dotarła do Ivinsa, który dzięki kolegom z USAMRIID na bieżąco mógł śledzić przebieg śledztwa. Ivins źle przyjął tę wiadomość i dzielił się opinią, że za zamachami stoi Saddam Husajn. W naturalny sposób część naukowców USAMRIID, w tym i Ivins, została zaangażowana w śledztwo. Ponieważ FBI zdawało sobie sprawę z tego, że liczba osób pracujących z bakterią wąglik jest niewielka i wśród nich może się znaleźć zamachowiec, to wszystkie zostały poddane badaniu z użyciem wariografu. Przed samym badaniem Ivins wykazywał ogromne zdenerwowanie. Nie wzbudziło to jednak podejrzeń, wszyscy naukowcy byli podminowani. W styczniu 2002 roku współpracownica Johna Ezzella w USAMRIID, Terry Abshire, dokonała przez przypadek ważnego dla śledztwa odkrycia. Hodowała w szalkach Petriego kultury bakterii laseczki wąglika pochodzącego z listów. W normalnych okolicznościach powinna sprawdzić inkubator po dwudziestu godzinach, bo inkubacja przez dłuższy czas grozi rozpoczęciem tworzenia przez bakterie niebezpiecznych przetrwalników. Tym razem stało się inaczej i przez zapomnienie Abshire sprawdziła szalki po czterdziestu ośmiu godzinach. Większość kolonii miała kształt regularny, ale niektóre wyraźnie różniły się od pozostałych, miały nieregularne kontury, były pomarszczone, miały szarożółty kolor i wyglądały jak mielone szkło. Szybko ustalono, że owe morfy występują w stałej proporcji i są charakterystyczne i dla wąglika z listu do „New York Post”, i dla próbek z listu do Daschle’a. Nie pojawiały się jednak w przypadku wszystkich zarejestrowanych partii szczepu Ames. Oznaczało to, iż w samym szczepie Ames doszło do mutacji i na podstawie różnic między nimi można będzie zawęzić krąg podejrzanych.
31 stycznia 2002 roku Agencja Żywności i Leków ustąpiła pod naciskiem i zezwoliła na wznowienie starej szczepionki przeciw wąglikowi. Jednocześnie zdecydowano się na intensywne prace nad rozwojem nowej szczepionki, w której powstaniu uczestniczył już poprzednio Ivins. FBI prowadziło tymczasem zakrojoną na wielką skalę akcję poszukiwania podejrzanych. Rozesłało listy do wszystkich trzydziestu tysięcy członków American Society for Microbiology, wskazując, że jest bardzo prawdopodobne, iż adresat zna zamachowca (lub zamachowców) osobiście. List otrzymała także Nancy Haigwood. Natychmiast pomyślała o Ivinsie i zadzwoniła na podany przez FBI numer telefonu. Jej zgłoszenie zostało przyjęte i zarchiwizowane. W lutym 2002 roku FBI przesłało wezwanie do wszystkich laboratoriów w Stanach Zjednoczonych pracujących nad szczepem Ames, by przesłały próbki używanych partii szczepu. Wezwanie zawierało szczegółowe wskazania co do sposobu ich zabezpieczenia i przesłania. 27 lutego Ivins przesłał swoją próbkę z partii wytworzonej przez niego osobiście i używanej w jego laboratorium, oznaczonej kodem RMR-1029. Nie dopełnił jednak zaleceń, przesyłając próbki w niewłaściwych probówkach, i nie zostały one zaakceptowane. Ivins nie dopełnił obowiązku aż do kwietnia 2002 roku. Pod koniec roku 2001 Ivins odkrył skażenie żywymi endosporami wąglika pokoju nr 19, biura, które dzielił z innymi dwoma pracownikami instytutu. Pomieszczenie to było dostępne także dla osób postronnych, niezaszczepionych przeciw wąglikowi, i teoretycznie powinno być całkowicie bezpieczne. Laboratoria z bakterią były bowiem oczywiście szczelnie izolowane od otoczenia, a wchodzący do nich i wychodzący z nich pracownicy musieli przestrzegać ścisłych zasad zapobiegających rozprzestrzenianiu się przetrwalników. Ivins przeprowadził odkażanie za pomocą domowego środka dezynfekującego i papierowych ręczników, nie powiadomił o tym jednak przełożonych aż do 8 kwietnia następnego roku, kiedy doszło do incydentu w laboratorium B3. Bakterie wąglika w postaci płynnej wylały się z jednej z kolb i wyschły, co rodziło podejrzenia, że w powietrzu mogły się znaleźć uwolnione endospory. Pracujący w laboratorium naukowcy otrzymali wzmacniające dawki szczepionki i podano im antybiotyk, na czym sprawa miała się zakończyć. Ivins wykorzystał jednak incydent do swoich celów. Na własną rękę przeprowadził badania pomieszczeń biurowych i odkrył wiele miejsc skażenia laseczką wąglika, co skrupulatnie udokumentował. Dopiero wtedy zawiadomił swoich przełożonych, i korzystając z zamętu, przyznał się też do wcześniejszego wykrycia skażenia w pokoju nr 19. Podniesiono alarm i wypadek stał się głośny. Powołano też komisję do zbadania sprawy. Skażenie potwierdzono w trzech miejscach poza obszarem izolowanym laboratoriów. Co ciekawsze, okazało się, że bakterie wąglika używane w laboratorium B3 zostały oznaczone markerem, który nie został wykryty w żadnym z tych przypadków. Zatem skażenie nie było z pewnością związane z incydentem z 8 kwietnia. Powołana do zbadania wojskowa komisja zobligowana do szybkiego rozstrzygnięcia zamknęła sprawę, zalecając dodatkowe szkolenia personelu i zaktualizowanie zasad bezpieczeństwa pracy. Wobec Ivinsa nie wyciągnięto żadnych konsekwencji. W kwietniu 2002 roku Ivins przesłał do FBI drugą próbkę swojej partii laseczki wąglika, tym razem we właściwej probówce. Cała uwaga FBI skupiła się na innym podejrzanym, Stevenie J. Hatfillu. Hatfill po odbyciu służby wojskowej spędził dziesięć lat w południowej Afryce. Zdobył wykształcenie medyczne na Uniwersytecie Zimbabwe i chwalił się znajomym, że pracował dla wojska wcześniejszej Rodezji rządzonej przez białych. Twierdził też, że posiada doktorat z mikrobiologii, co nie było prawdą. Po powrocie do Stanów pracował od 1997 do 1999 w USAMRIID jako wirusolog, gdzie prowadził badania nad leczeniem zakażeń wirusem Ebola, choroby marburskiej i ospy małpiej. Następnie zatrudnił się w Science Applications International Corp., firmie specjalizującej się w kontraktach dla agencji rządowych. SAIC przeprowadzała już w roku 2000 badania nad prawdopodobieństwem wystąpienia ataku biologicznego przy użyciu listów z zawartością wąglika. Hatfill przekazał wyniki badań do Centers for Disease Control, a sam prowadził odpowiednie szkolenia dla personelu wojskowego, straży pożarnej i wszystkich zainteresowanych procedurami postępowania w przypadku stwierdzenia zagrożenia biologicznymi patogenami. Hatfill lubił się przechwalać i nie stronił od przesady, twierdził na przykład, że mógłby przygotować bakterie wąglika gotowe do użytku jako broń. Był też autorem niewydanej nigdy powieści o ataku terrorystycznym z użyciem bakterii dżumy na Kongres. Co gorsza, badania na wariografie wskazały go jako osobę niewiarygodną. Cztery różne osoby przekazały też FBI swoje podejrzenia wobec niego. W 2001 roku, w czasie bliskim zamachów, przyjmował kilkakrotnie dawki cipro.
W czerwcu 2002 roku FBI przeszukało mieszkanie Hatfilla, gdzie wykryto symulant wąglika i informacje o sposobach jego produkcji (Hatfill wyjaśniał, że materiały te służą mu do demonstracji w czasie prowadzonych przez niego szkoleń). Nastąpił przeciek i informacja o tym wzbudziła ogromne zainteresowanie prasy. Hatfill stał się głównym podejrzanym. Atmosferę wokół niego podgrzała uniwersytecka aktywistka, profesor Barbara Hatch Rosenberg, zaangażowana w walkę z proliferacją broni biologicznej. Twierdziła, że rząd amerykański wcale nie zaprzestał pracy nad ofensywną wersją tej broni i prowadzi dalej w ukryciu tajne badania. Zamachy z użyciem skażonych listów stały się dla niej okazją, by oskarżyć o ich dokonanie czynnik wewnętrzny. Zamachów miał według niej dokonać pracownik placówki rządowej, nad którym służby roztaczają teraz parasol ochronny, bo zamachowiec posiada sekretną wiedzę na temat prowadzonych tajnych projektów. Wkrótce podejrzanym oskarżanym przez Rosenberg został Hatfill. W kampanii przynaglającej FBI do działania i wskazującej jednoznacznie na Hatfilla jako głównego podejrzanego wsparł ją dziennikarz „New York Timesa”, Nicholas D. Kristof. Kristof posunął się znacznie dalej. Ujawnił w swoim tekście nazwisko Hatfilla i zasugerował, że największa zanotowana w historii epidemia wąglika, jaka wystąpiła w Zimbabwe w latach 1978–80, została przez niego wywołana na zlecenie rządu białych, w ramach kampanii przeciw czarnym partyzantom. Malując intrygujący i mroczny obraz Hatfilla, Kristof przywołał także zdarzenie, do którego miało dojść w czasie pracy uczonego w USAMRIID, kiedy rzekomo został przyłapany na miłosnych igraszkach ze swoją partnerką w jednym z biobezpiecznych pomieszczeń. Twierdził też, że Hatfill miał dostęp do tajnego lokalu utrzymywanego przez służby i spotykał się tam z osobami, którym podawał cipro. Te rewelacje podnieciły Rosenberg. W e-mailu do Kristofa napisała: To nawet lepiej, niż myślałam. Była zaintrygowana w szczególności informacją o zakonspirowanym miejscu schadzek agentów i dopytywała o wiarygodność tego szczegółu. Kristof odpowiedział: Barbaro, jestem na wakacjach w Oregonie i spoglądam na to wszystko z dystansu. Jeśli chodzi o tajny lokal, to jest to częściowo przypuszczenie. W czasie drugiego przeszukania mieszkania Hatfilla FBI sprowadziło psy tropiące, które miały wyczuwać zapach zbliżony do tego z listów z laseczką wąglika. Zachowanie psów według śledczych wskazywało na Hatfilla jako sprawcę. Cała aktywność FBI od tego momentu zogniskowała się na nim. Był obserwowany i filmowany dwadzieścia cztery godziny na dobę; jeden z śledzących go agentów najechał jego stopę, a policja badająca wypadek, kiedy wyjaśniono, że Hatfill jest inwigilowany w związku z podejrzeniem o zamach, ukarała go mandatem za poruszanie się w sposób zagrażający bezpieczeństwu. Zamachy wąglikowe doprowadziły do śmierci pięciu osób. Siedemnaście innych zostało zarażonych, lecz przeżyło. Na Wzgórzu Kapitolińskim ślady bakterii wąglika znaleziono w siedmiu z dwudziestu sześciu zbadanych budynków. Zamknięto dwa duże centra pocztowe na czas ich kosztownego i żmudnego odkażania. Ameryka maszerowała na wojnę z Irakiem. W wystąpieniu 18 i 19 września przed komisjami sił zbrojnych Izby Reprezentantów i Senatu, Donald Rumsfeld stwierdził, że Irak posiada wielkie zapasy broni biologicznej, w tym wąglika, i że jego powiązania z terrorystami stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Nie wiemy ciągle, kto jest odpowiedzialny za zeszłoroczne ataki wąglikowe. Natura ataków terrorystycznych jest taka, że jest często bardzo trudno zidentyfikować, kto jest ostatecznie odpowiedzialny*. 7 października 2002 roku prezydent Bush w wystąpieniu telewizyjnym poinformował Amerykanów, że Saddam, który już posiada zapasy bakterii wąglika i innych patogenów, szuka sposobów na pozyskanie broni nuklearnej. 11 października 2002 roku obie izby Kongresu uchwaliły rezolucję upoważniającą prezydenta do podjęcia działań zbrojnych przeciwko Irakowi. 5 lutego 2003 roku sekretarz stanu Colin Powell pojawił się w siedzibie ONZ, by przedstawić stanowisko rządu amerykańskiego. Trzymając malutką fiolkę z białym proszkiem, próbował przemówić do wyobraźni zgromadzonych. Taka ilość bakterii wąglika doprowadziła do zamknięcia siedziby Senatu, śmierci pięciu osób i intensywnego leczenia kilkuset innych osób. Tymczasem Irak, oświadczył Powell, przyznał się w latach dziewięćdziesiątych do posiadania 8500 litrów bakterii w postaci płynnej i nie udokumentował losu nawet drobnej części tych zapasów. Ponadto wywiad amerykański miał dostarczyć informacje o mobilnych, tajnych fabrykach broni chemicznej. Nigdy nie odnaleziono żadnych zapasów tej broni w Iraku, doniesienia służb o tajnych fabrykach okazały się fałszywe. Co więcej, administracja Busha była już w tym czasie doskonale zorientowana w tym, że laseczki wąglika użyte w atakach to szczep Ames, którego obecności w Iraku nigdy nie potwierdzono.
Bruce Ivins przeżywał dni chwały. 14 marca 2003 roku Departament Obrony przyznał mu wraz z trzema innymi kolegami z USAMRIID najwyższe odznaczenie dla personelu nieumundurowanego, Decoration for Exceptional Civilian Service. 19 marca prezydent Bush ogłosił rozpoczęcie wojny przeciwko Irakowi. Wszystko to nie miało wpływu na losy Hatfilla, w dalszym ciągu tkwił na celowniku FBI, które za wszelką cenę usiłowało znaleźć przeciwko niemu dowody. Hatfill walczył o życie i powierzył swoją obronę byłemu prokuratorowi federalnemu, prowadzącemu teraz praktykę adwokacką, Thomasowi G. Conolly’emu.
W trakcie przeszukań w samochodzie Hatfilla FBI znalazło 2 2 5 ręcznie naszkicowaną mapę lesistej okolicy Catoctin Mountain, z kilkoma płytkimi stawami, kilka mil od Fort Detrick. Wystarczyło to do rozpoczęcia intensywnych przeszukiwań terenu i stawów, z udziałem psów tropiących i dziewięciu ekip nurków. Poszukiwania kosztowały 250 000 dolarów i spełzły na niczym. Co ciekawe, w ekipie ochotników Czerwonego Krzyża, uczestniczących w akcji, znalazł się Bruce Ivins. Jeden z agentów FBI rozpoznał go i po przeszukaniu jego plecaka kazał mu odejść. W tym czasie Ivins napisał list do Mary Linscott, w którym zamieścił swój wiersz odnoszący się do rozdwojenia jaźni, na które się uskarżał:
[…]
So now, please guess who
Is conversing with you.
Hickory dickory Doc!
Bruce and this other guy, sitting by some trees,
Exchanging personalities.
It’s like having two in one.
Actually it’s rather fun!
8 maja 2003 roku korespondent CBS Evening News donosił, że poszukiwania stawów w okolicy Catoctin Mountain nie przyniosły żadnych rezultatów, jednak śledczy są przekonani, iż mają już w ręku sprawcę zamachów. Jest nim Steven Hatfill. Chociaż nie udało się uzyskać na razie stuprocentowych dowodów, to być może, aby uniknąć ponownego zagrożenia, konieczne będzie aresztowanie go pod innym zarzutem, np. w związku z jakimiś nieprawidłowościami podatkowymi. Ostatecznie, konkludował korespondent, Al Capone został osądzony za unikanie podatków. Śledztwo koncentrujące się na jednym człowieku pochłaniało ogromne środki i wyczerpywało zasoby ludzkie FBI. Nacisk z samej góry powodował, że odbywały się nieustanne posiedzenia, na których przełożeni domagali się szczegółowych danych o wynikach dochodzenia. Wśród szeregowych agentów zaczęła narastać frustracja i świadomość, że obrana strategia jest niewłaściwa. Z drugiej zaś strony, w sytuacji gdy jego klient znajdował się pod stałym nadzorem i presją FBI i mediów, Conolly postanowił przejść od obrony do ataku. Oskarżył FBI i Departament Sprawiedliwości o powtarzające się przecieki do mediów, naruszające prawa Hatfilla, a także o wymuszenie jego zwolnienia z pracy na uniwersytecie. Ataki wąglikowe wpłynęły na opinię publiczną może bardziej niż zamachy z 11 września 2001 roku. Zagrożenie stało się bliskie i uświadamiał to sobie każdy, kto spoglądał na skrzynkę pocztową. Zmieniło też radykalnie postawę kongresmenów, pospiesznie uchwalających podsuwane przez administrację akty prawne. Prezydent Bush, sekretarz stanu Collin Powell i sekretarz obrony Donald Rumsfeld straszyli opinię publiczną wąglikiem, wskazywali na nieistniejące składy broni chemicznej w Iraku i pchali Amerykę do wojny. W styczniu 2003 roku Bush ogłosił nową inicjatywę, Project BioShield, którego celem było zabezpieczenie kraju przed atakiem biologicznym. Na rozwój środków obrony przed wąglikiem, wirusem Ebola, jadem kiełbasianym, dżumą i innymi patogenami, przeznaczono sześć miliardów dolarów. Ponadto przewidziano półtora miliarda dolarów rocznie na budowę i rozwój ponad dwunastu nowych laboratoriów, gdzie miano zajmować się tymi patogenami i opracowywać oraz testować nowe szczepionki. Produkcję szczepionki nowej generacji przeciw wąglikowi, w której opracowaniu brał już udział Ivins, zlecono prywatnej firmie VaxGen. Od końca listopada 2003 roku VaxGen rozpoczął wypłacanie kwot patentowych twórcom szczepionki z USAMRIID, między innymi Bruce’owi Ivinsowi. 4 listopada 2004 roku rząd zawarł wart 877,5 miliona dolarów kontrakt z VaxGen na dostawę 75 milionów szczepionek. Szef FBI Robert S. Mueller III i kolejny prowadzący śledztwo Amerithrax, Richard Lambert, przekonywali senatorów, że mają już pewność, iż dopadli odpowiedzialnego za zamachy i kontrolują każdy jego ruch. Jako najważniejszy i decydujący dowód podawali fakt, że psy tropiące wskazywały na Hatfilla i na należące do niego przedmioty. Tymczasem wielokrotnie wcześniej tego rodzaju dowody okazywały się fałszywe. Hatfill nie był też jedyną zbadaną osobą, którą zainteresowały się psy. Wskazały również na Patricię Fellows, współpracownicę Ivinsa. Lambert wykluczył ją jednak z kręgu podejrzanych, jako że na jesieni 2001 roku pomagała agentom FBI przy skażonych listach. Mueller kilka razy w tygodniu wzywał do siebie pracowników i żądał szczegółowych sprawozdań na temat przebiegu śledztwa. Ilość zbieranych informacji stawała się ważniejsza niż ich jakość, przesłuchiwano ogromną liczbę świadków i podejmowano powierzchownie bardzo wiele wątków, bez głębszej analizy faktów. Sam Mueller przygotowywał się w ten sposób do spotkań z Bushem i prokuratorem generalnym Johnem Ashcroftem, którzy wzywali go regularnie i wypytywali o postępy śledztwa i wszystkie szczegóły prowadzonych dochodzeń. Prowadzący śledztwo Lambert usiłował zakończyć je jak najszybciej przez zdobycie za wszelką cenę dowodów przeciw Hatfillowi, o którego winie był przekonany. Doprowadziło to do konfliktów z naukowcami laboratorium FBI w Quantico. W jednym z takich przypadków Lambert zażądał poddania analizie mikroskopijnej drobiny ludzkiej skóry odnalezionej na kopercie listu przesłanego do senatora Leahy’ego. Dyrektor laboratorium, Dwight Adams, sprzeciwił się, wskazując, że skóra pochodzi najprawdopodobniej od kogoś innego niż sprawca, który zapewne używał rękawiczek. A jeśli tak, to w czasie przyszłego procesu sądowego dowód ten zostanie wykorzystany przez obronę, a nie przez oskarżenie. Lambert był jednak nieugięty i wymusił przeprowadzenie żmudnych i długotrwałych badań. Wykazały one najpierw, że skóra należy do kobiety. Nie zniechęciło to Lamberta, Hatfill miał przecież partnerkę, która mogła mu pomagać. Dalsze drobiazgowe badanie wskazało na technika laboratorium, kobietę zwolnioną już wcześniej za niedopełnianie procedur i fałszowanie wyników testów. Agenci FBI żądali wielokrotnie od Hatfilla próbek odręcznego pisma, kazali mu przy tym używać prawej dłoni, lewej, pisania na stojąco i z założonymi grubymi kuchennymi rękawicami. Wszystko dlatego, że pierwsza pobrana próbka jego pisma nie odpowiadała według eksperta od pisma ręcznego charakterowi pisma autora listów wąglikowych.
W międzyczasie dwa zespoły naukowców prowadziły zaawansowane badania nad szczepami bakterii użytymi w ataku. Zespół Paula Keima z Uniwersytetu Północnej Arizony izolował DNA z próbek wąglika i przesyłał je do The Institute for Genomic Research (TIGR) w Maryland. Tam mikrobiolog Jacques Ravel poddawał otrzymane DNA sekwencjonowaniu, czyli ustalaniu kolejności par nukleotydowych w cząsteczce DNA. Pozwalało to na precyzyjne rozróżnienie pomiędzy poszczególnymi partiami bakterii. Keim i Ravel zbadali w ten sposób kultury bakterii pochodzące z pierwotnej próbki pobranej od krowy padłej w 1981 roku w Teksasie, „matki wszystkich szczepów Ames”, oraz kultury bakterii, które zabiły pierwszą ofiarę zamachu, Stevensa. Niestety okazało się, że ich DNA jest identyczne, śledczy poruszali się w kręgu szczepu Ames używanego powszechnie w wielu laboratoriach. Jednak w USAMRIID dobra znajoma Bruce’a Ivinsa, mikrobiolog Patricia Worsham, na zlecenie FBI kontynuowała pracę nad morfami odkrytymi wcześniej przez Terry Abshire. Wyniki jej badań wskazały jednoznacznie, że morfy pojawiały się regularnie w koloniach wyhodowanych z próbek pochodzących z zakażonych listów. Nie pojawiły się natomiast ani razu w koloniach oryginalnego szczepu Ames. Koledzy z USAMRIID wiedzieli o jej pracy. Kiedyś na drzwiach jej biura pojawił się napis: „Szczur FBI”. Morfy wyhodowane przez Worsham zostały przesłane zespołowi Keima i Ravel. Do badań włączono również inne laboratoria, które miały potwierdzić rezultaty pierwszego zespołu. W styczniu 2004 roku do śledztwa dołączył agent Lawrence Alexander, były oficer marines, znany ze szczerego wypowiadania swoich opinii bez względu na nastawienie przełożonych. Alexander posiadał bogate doświadczenie w dochodzeniach kryminalnych i w posługiwaniu się dużymi bazami danych. W waszyngtońskim biurze FBI zajął się przeprowadzaniem przesłuchań i przeglądaniem ogromnej ilości zgromadzonych e-maili pracowników USAMRIID. Wkrótce doszedł do dwóch wniosków – Hatfill nie ma związku z zamachem. Natomiast człowiekiem wymagającym najwyższej uwagi jest Bruce Ivins, ekscentryczny naukowiec o wyraźnych problemach emocjonalnych, traktowany przez otoczenie z pobłażliwością i przychylnym zrozumieniem.
Na koniec roku 2004 doszło do innego przełomu. Naukowcy z zespołów Keima i Ravela ustalili związek ze szczególnym morfem odkrytym przez Absire i obecnym w listach oraz jedną z partii szczepu Ames używanego w laboratoriach. Badanie genetyczne wskazało jednoznacznie na partię pochodzącą z retorty oznaczonej etykietą RMR-1029, przygotowaną przez Bruce’a Ivinsa. Próbkę z tej partii uzyskali sami agenci FBI w połowie 2004 roku, po tym jak zorientowano się, że Ivins i inni naukowcy USAMRIID mogli nie przesłać, mimo wezwania, próbek wszystkich używanych partii wąglika. Po przeanalizowaniu próbek szczepu Ames ze wszystkich używających go piętnastu laboratoriów amerykańskich i trzech zagranicznych badacze doszli do wniosku, że pochodzący oryginalnie z retorty RMR-1029 unikalny genetycznie materiał używany jest wyłącznie w USAMRIID i w Battelle Memorial Institute, w Columbus w stanie Ohio. Zawężało to znacznie krąg podejrzanych. Okazało się też, że próbka, którą Ivins przesłał FBI, nie pasowała genetycznie do laseczki wąglika użytej w zamachu, natomiast ta, którą pozyskali agenci, była identyczna z tą z listów. Trudno było od tego momentu nie podejrzewać, iż Ivins sfałszował przesłany materiał. Wykazał się przy tym dużą przezornością, bo przesłuchującym go już wcześniej, 13 sierpnia 2003 roku, agentom, zeznał, że najprawdopodobniej próbki nie przygotowywał on sam, ale któraś z jego laboratoryjnych asystentek.
Lawrence Alexander na zebraniach zespołu Amerithrax zaczął kwestionować podejście Lamberta i wskazywał, że bez rozproszenia wątpliwości gromadzących się wokół Ivinsa dalsze prowadzenie śledztwa w dotychczasowym kierunku jest niewłaściwe. Kiedy podsumował wszystkie poszlaki wskazujące na Ivinsa, Lambert nieoczekiwanie zdecydował, że chce go osobiście przesłuchać. 31 marca 2005 roku, wbrew stanowisku agentów uważających przesłuchanie za przedwczesne, doszło do spotkania Lamberta, agentki Ann Colbert i Bruce’a Ivinsa. Lambert, w dalszym ciągu przekonany o winie Hatfilla, dążył do wykazania, iż ten ostatni mógł w czasie pracy w USAMRIID uzyskać dostęp do materiału RMR-1029. W czasie spotkania Colbert pytała też o problemy psychiczne Ivinsa, do których przyznawał się w korespondencji z Marą Linscott. Odpowiedział, że czuje się teraz lepiej, i zaprzestał używania leków antydepresyjnych. Spotkanie utwierdziło Lamberta w dotychczasowym stanowisku, jednak Lawrence Alexander i uczestniczący w pracy zespołu Amerithrax z ramienia poczty amerykańskiej, starszy śledczy Thomas Dellafera, zdegustowani postępowaniem Lamberta, nie pozbyli się swoich podejrzeń wobec Ivinsa, który nie potrafił wiarygodnie wyjaśnić wielu nocy spędzonych w laboratorium przed atakami (tłumaczył je napiętą atmosferą w domu). Ivins, zaalarmowany przesłuchaniem, które dostarczyło mu zresztą dodatkowej wiedzy o postępach śledztwa, mógł teraz pozbyć się części dowodów i skuteczniej bronić się przed potencjalnymi zarzutami. Mimo postawy Lamberta agenci skierowali swoją uwagę na inne wątki związane z Ivinsem. Robyn Powell natrafiła na raport sprzed trzech lat sporządzony po telefonie Nancy Haigwood. Sprawdziła informacje o fałszywych listach Ivinsa podszywającego się pod Haigwood w sprawie tajnych rytuałów stowarzyszeń greckich liter. Obsesja Ivinsa na punkcie Kappa Kappa Gamma nabrała nowego znaczenia i zelektryzowała Powell, kiedy po wpisaniu w wyszukiwarce Google’a słów „Princeton” i „Kappa Kappa Gamma” ukazał się adres siedziby stowarzyszenia w Princeton, przy Nassau Street 20. Pod przyległym adresem, Nassau Street 10, znajdowała się skrzynka pocztowa, do której wrzucono listy z bakterią wąglika. Ivins wznowił kontakty ze swoim prawnikiem, informując go, że obawia się, iż działania FBI wobec niego mogą doprowadzić do upublicznienia jakichś kompromitujących faktów z jego życia osobistego. Po spotkaniu z Lambertem cytował też rzekome zwierzenia swojego kolegi Johna Ezzella, który miał się przyznawać do dokonania zamachów. Dotychczasowy podejrzany, Steven Hatfill, bezrobotny i opuszczony przez przyjaciół, popadał w pijaństwo i nocami wydzwaniał do dziennikarzy ze swoimi zarzutami. Jego adwokat Conolly, złożywszy pozew cywilny w imieniu swojego klienta, spodziewał się uzyskania możliwości przesłuchania pracowników FBI i administracji. Przez długi czas rządowi udawało się zatrzymać to po2 3 1 stępowanie, argumentując, że może zaszkodzić śledztwu. Jednak w końcu sędzia dystryktowy zezwolił na przesłuchanie pierwszego świadka, rzeczniczki FBI, Debry Weierman. Potwierdziła, że liczne publikacje obciążające Hatfilla opierały się na poufnych informacjach ze śledztwa. Publikacje te nie były dementowane przez FBI, podczas gdy inne, rzucające złe światło na działania agencji, zawsze znajdowały odpór. W czerwcu 2006 roku do lokalnego biura FBI w Waszyngtonie wkroczyła dwustuosobowa ekipa oddziału kontrolnego agencji z zadaniem dokonania pełnego audytu dotychczasowego przebiegu śledztwa. Alexander i inni agenci znaleźli uważnych słuchaczy, przy których mogli wyrazić swoje wątpliwości. Wyniki kontroli pozostały tajne, jednak 25 sierpnia 2006 roku ogłoszono, że Lambert przestał prowadzić śledztwo i obejmuje stanowisko szefa biura FBI w Knoxville w stanie Tennessee. Nadzór nad śledztwem objęło dwóch doświadczonych i zasłużonych agentów FBI, Edward Montooth i Vincent Lisi. Rozpoczęli od zebrania informacji od Lawrence’a Alexandra, który badał przeszłość Ivinsa w swoim wolnym czasie na własną rękę, śledczego z ramienia poczty Dellafera, znającego wszystkie szczegóły dotyczące przesyłek, i agenta Scotta Deckera, z doktoratem w dziedzinie genetyki, nadzorującego część naukową śledztwa. Po kilku tygodniach ich pracy Hatfill przestał być głównym podejrzanym. Montooth zakomunikował to Muellerowi. Zakończył też destrukcyjny dla śledztwa zwyczaj nieustannych briefingów. Raz w tygodniu sekretarka dyrektora FBI dzwoniła do Moontootha, pytając, czy ma coś ważnego do przekazania w sprawie śledztwa. Odpowiedź rzadko była pozytywna.
Praca agentów koncentrowała się teraz na zacieśnieniu kręgu naukowców mających dostęp do RMR-1029. Rozpoczęły się nocne przeszukiwania w USAMRIID bez udziału pracowników. Ivins zakupił w tym czasie urządzenia do wykrywania podsłuchów oraz usługę internetową pozwalającą mu na stwierdzenie, kiedy jego e-mail został odczytany oraz do kogo mógł zostać przesłany. Zaalarmowało to agentów; powiadomili Nancy Haigwood i innych istotnych korespondentów Ivinsa, by zachowali odpowiednią ostrożność. Ivins zasypywał w tym czasie Haigwood lawiną miłych w zamyśle e-maili, jakby pragnąc się jej przypodobać. Z pewnością była osobą, która znała dobrze jego ciemną stronę. Haigwood przypuszczała, że w ten sposób Bruce pragnie powstrzymać ją od obciążających go zeznań. 27 lutego 2007 roku agenci Lawrence Alexander i Darin Steele przeprowadzili pierwsze przesłuchanie Ivinsa w biurze jego adwokata Richarda Brickena w Frederick. Ivins opisywał podczas przesłuchania niskie standardy bezpieczeństwa w USAMRIID, sugerując, że laseczki wąglika mogły wydostać się stamtąd na zewnątrz bez większych przeszkód i właściwie każdy był w stanie uzyskać do nich dostęp. Pięć dni po przesłuchaniu Ivins zmienił swój testament, przygotowując niemiłą niespodziankę dla swojej żony. Zadysponował, aby po śmierci jego zwłoki spopielono, a prochy rozsypano. Jeśliby to życzenie nie zostało spełnione, przeznaczał kwotę 50 000 dolarów na rzecz Planned Parenthood. Mimo coraz groźniejszych dla niego okoliczności, Ivins nie porzucił intensywnego zainteresowania stowarzyszeniem Kappa Kappa Gamma. Każda wzmianka o głośnym wydarzeniu, w którym uczestniczyła członkini tego stowarzyszenia, wywoływała jego gorączkową aktywność w internecie. Przejawiała się też w próbach tworzenia i korygowania wpisów w Wikipedii. Próbował na przykład zamieścić informację o Haigwood jako o znanej osobie, która była członkinią KKG. 9 kwietnia 2007 roku Ivins otrzymał wezwanie do złożenia zeznań jako świadek w sądzie federalnym w Waszyngtonie. Zeznania trwały kilka godzin i przesłuchujący go prokurator Kenneth Kohl nie zdążył zadać wszystkich przygotowanych pytań. W szczególności był zainteresowany tym, dlaczego próbka Ivinsa okazała się różna od próbek pobranych przez agentów. Dzięki analizie genetycznej przeprowadzonej przez zespół Ravela wiedziano, że dostęp do bakterii wąglika użytej w atakach mogli mieć naukowcy tylko w dwu laboratoriach. Laboratorium w Battelle Memorial Institute funkcjonowało na zasadach komercyjnych, każda minuta pracy naukowca była ściśle rejestrowana i opłacana przez zlecających badania klientów, dzięki czemu po żmudnej analizie udało się wykluczyć z kręgu podejrzanych wszystkich jego pracowników. Pozostawał USAMRIID. A w nim postacią wybitnie się wyróżniającą był Ivins, choćby tylko ze względu na swoje samotne nocne godziny pracy poprzedzające wysłanie listów. Wreszcie Montooth i Lisi zdecydowali się na przeprowadzenie przeszukania domu Ivinsa i jednoczesne przesłuchanie jego samego, jego żony i dwójki ich dzieci. 1 listopada 2007 roku agenci Lawrence Alexander i doktor Darin Steele pojawili się w gabinecie pułkownika George’a Korcha, ówczesnego dowódcy USAMRIID. Poprosili o dyskretne wezwanie Bruce’a Ivinsa. Kiedy Ivins pojawił się i zobaczył agentów, od razu zadał pytanie, czy jest mu potrzebny adwokat. Przesłuchanie rozpoczęło się od pytania o próbkę bakterii wąglika przesłaną przez Ivinsa zgodnie z sądowym wezwaniem do FBI. Agenci zapytali go, dlaczego próbka wykazała inną charakterystykę, niż ta, którą później pobrało FBI. Alexander i Steele wiedzieli przy tym coś, o czym nie miał pojęcia Ivins. Otóż pierwsza wysłana przez niego próbka, ta, która została odrzucona ze względu na niespełnienie warunków formalnych, mimo to przez pomyłkę została wysłana do laboratorium Paula Keima, gdzie spoczywała bezpiecznie w zamknięciu aż do 2006 roku, kiedy została przez Keima zauważona i poddana badaniu. Próbka ta, w przeciwieństwie do próbki wysłanej 10 kwietnia 2002 roku, wykazała obecność trzech z czterech morfów charakterystycznych dla laseczki wąglika użytej w zamachach i identycznych genetycznie z partią RMR-1029. Agenci wiedzieli też doskonale, że Ivins, wysyłając pierwszą próbkę, był przekonany, iż rozróżnienie pomiędzy poszczególnymi partiami szczepu Ames jest niemożliwe. Pewność tę utracił na dwanaście dni przed wysyłką drugiej próbki, kiedy Patricia Worsham i agent Scott Stanley tłumaczyli naukowcom USAMRIID, w jaki sposób pobierać próbki, aby uwzględnić najnowszą wiedzę na temat szczepu i obecnych w nim mutacji.
Pytanie agentów nie zbiło Ivinsa z tropu, powtórzył, że prawdopodobnie próbkę przygotowała któraś z laborantek. Kiedy wskazali, że etykieta na próbce i analiza godzin pracy wskazują jednoznacznie na niego, zasłonił się brakiem pamięci i jak automat wyrzucał z siebie kolejne wytłumaczenia. Agenci zmienili temat rozmowy i zapytali o osobę, pod którą się podszywał, używając skrytek pocztowych, o Carla Scandellę. Ivins odsunął się gwałtownie od stołu i odmówił odpowiedzi na dalsze pytania. Został powiadomiony, że w jego domu trwa przeszukanie, a jego żona i dzieci zostały czasowo zakwaterowane w hotelu, do którego on sam też zostanie teraz odwieziony. W drodze towarzyszyli mu agent Scott Stanley, który wcześniej był stałym gościem w USAMRIID, oraz inspektor Dellafera. Ivins wspomniał o wypadku samochodowym, jaki wydarzył się Stanleyowi kilka miesięcy wcześniej, przytaczając szczegóły, o których nie mogła wiedzieć osoba postronna. Na pytanie, skąd je zna, odpowiedział milczeniem. Ivins wykazywał wyraźne oznaki zaniepokojenia. Wyjawił, że chowa w domu, razem z akcesoriami do żonglerki, materiały świadczące o uprawianiu crossdressingu. Obawia się też, iż zostanie okrzyknięty terrorystą i mordercą. W tym momencie Stanley rzucił w jego stronę koło ratunkowe. Stwierdził, że nie wierzy, by zamachowiec tak naprawdę chciał kogoś skrzywdzić. Koperty były szczelnie zamknięte, a wiadomości zawierały informację o grożącym niebezpieczeństwie i jego charakterze, a nawet wskazywały sposób leczenia. Ivins nie skorzystał z okazji i zamknął się w sobie. W domu i samochodach Ivinsów nie odnaleziono śladów przetrwalnika wąglika. Zabezpieczono za to jego korespondencję, a także inne interesujące materiały, jak na przykład wydruk e-maila, który Ivins wysłał sam do siebie pod przybranym nazwiskiem, z listą informacji mających wskazywać na Marę Linscott i Patricię Fellows jako sprawczynie zamachu (tego samego dnia Ivins wysłał do Fellows trzy listy w zwykłym przyjaznym tonie.) Po przesłuchaniu i przeszukaniu domu Ivins został pozbawiony prawa do dostępu w USAMRIID do jakichkolwiek niebezpiecznych materiałów. 7 listopada 2007 roku wieczorem grupa agentów FBI zajęła stanowiska obserwacyjne wokół domu Ivinsa. Była to kolejna z całonocnych obserwacji przeprowadzanych w dniach, kiedy w okolicy śmieciarka Allied Waste Services podjeżdżała do domów i opróżniała ustawione przy krawężniku ulicy pojemniki na śmieci. Jednak była to pierwsza taka noc po przesłuchaniu sprzed tygodnia. I tylko tej nocy Ivins zachował się dziwnie. Przed przyjazdem śmieciarki, tuż po pierwszej w nocy, wyszedł z domu w bieliźnie i sprawdził pojemnik i swój, i sąsiada. Siedem minut po odjeździe śmieciarki pojawił się ponownie i znów sprawdził opróżnione już pojemniki. W wyrzuconych odpadkach agenci odnaleźli dwa przedmioty, które całkowicie uszły ich uwagi w trakcie wcześniejszego przeszukania domu. Był to zaczytany egzemplarz książki Hofstadtera, Gödel, Escher, Bach: An Eternal Golden Braid, oraz artykuł naukowy Davida B. Searle’a The Linguistics of DNA. Hofstedter zajmuje się w swojej książce między innymi wiadomościami zaszyfrowanymi wewnątrz innych wiadomości, a także ukazuje DNA jako środek przekazywania zakodowanej informacji. Artykuł Searla analizuje podobieństwa gramatycznej struktury DNA i języka angielskiego. Na 404 stronie książki Hofstadtera znajdujemy taki oto spis nazwisk:
Spis ten pojawia się w jednym z dialogów pomiędzy Achillesem i Żółwiem, dwiema postaciami, które służą Hofstedterowi do błyskotliwej i zabawnej ilustracji jego wywodów. Oto lista wygrawerowana jest na wieczku złotej skrzynki, która Achilles ofiarowuje Żółwiowi. Achilles zauważa, że wygląda to na kompletny spis wszystkich wielkich matematyków, Żółw odczytuje pod spodem wskazówkę: Odejmij jeden od przekątnej, aby znaleźć Bacha w Lipsku. Rzeczywiście, jeśli każdą z wytłuszczonych liter tworzących przekątną zastąpimy literą poprzedzającą ją w alfabecie, otrzymamy słowo „Cantor”. Jest to piękny przykład zakodowanej informacji, bo Bach był przecież kantorem w kościele św. Tomasza w Lipsku. Jednak na tym nie koniec, bo Cantor to również nazwisko innego wielkiego matematyka, Georga Cantora. W ten sposób lista matematyków staje się pełniejsza. Co więcej, wpisane w ten sposób w listę nazwisko Cantora być może jest równocześnie aluzją do jego słynnego rozumowania przekątniowego, za pomocą którego wykazał, że zbiór liczb naturalnych nie jest równoliczny ze zbiorem liczb rzeczywistych. Ivins wielokrotnie wspominał o książce Hofstedtera swoim znajomym i wyraźnie był nią oczarowany. Podarował nawet egzemplarz książki Patricii Fellows i był zagniewany, kiedy dowiedział się po czasie, że jej nie przeczytała. Śledczy oczywiście zwrócili uwagę na wytłuszczone litery w liście z wąglikiem:
Zakodowaną prawdopodobnie w liście informację odtworzył po raz pierwszy Darin Steele. Pogrupował wyróżnione litery w trzyliterowe łańcuchy: TTT, AAT, TAT. Nukleotydy, składające się na DNA, oznaczane są literami A, G, C i T, od nazw identyfikujących ich zasad azotowych, czyli adeniny, guaniny, cytozyny i tyminy. Jednocześnie łańcuch TTT oznacza aminokwas o nazwie fenyloalanina (ang. Phenylalanine), łańcuch AAT – asparaginę, a TAT – tyrozynę. Trzy kolejne pierwsze litery angielskich nazw tych aminokwasów tworzą wyraz PAT. Steele zauważył, że to zdrobnienie imienia Patricii Fellows, jednej z kobiet, z którymi łączył Ivinsa obsesyjny związek. Na koniec każdy z tych trzech aminokwasów posiada jednoliterowe desygnatory – F dla fenyloalaniny, N dla asparaginy, i wreszcie Y dla tyrozyny. Tworzy to skrót FNY, a śledczy byli świadomi głębokiej niechęci Ivinsa do Nowego Jorku i jego mieszkańców. Chociaż nie można było wykluczyć, że te odszyfrowane znaczenia są przypadkowe, to zachowanie Ivinsa świadczyło o wielkiej wadze, jaką przypisywał dwóm tekstom wskazującym na możliwość takiego sposobu interpretacji wiadomości.
Historia, opisywana w detalach przez Willmana, jest tu już bliska zakończenia. Na tym przerwiemy jej śledzenie. Hatfillowi sąd przyzna milionowe odszkodowanie. Ivins popełni samobójstwo, a jego prochy zostaną rozsypane gdzieś w zachodniej części stanu Maryland. Zostawimy na boku krętactwa polityków kryjące ciemne interesy, kłamstwa mediów, łatwowierność opinii publicznej, wojnę i ludobójstwo. Spojrzymy tylko jeszcze raz na ten dziwny obraz, którego bohaterami są sześćdziesięcioletni badacz bakterii wąglika o wąskiej ptasiej twarzy i niepokojących oczach oraz siedmiusetstronicowa, zużyta od ciągłego czytania książka. Obraz jak złożona parodia finału filmu Dawno temu w Ameryce, której scenariusz napisała sama rzeczywistość. Wiemy już wszystko, by umieć docenić urok owej niezwykłej sceny. Ivins pojawia się w drzwiach swojego domu. Ma na sobie podkoszulek z długimi rękawami i kalesony. To przecież początek listopada. Rozgląda się, podchodzi na pojemników na śmieci, sprawdza ich zawartość i wraca do domu. Nadjeżdża wielka śmieciarka, mruga światłami, pracownicy AWS opróżniają pojemniki, a potem pojazd oddala się wolno na północ wzdłuż Military Road, mijając obszar Fortu Detrick. Ivins jeszcze raz wychodzi z domu, ubrany tak samo jak poprzednio. Sprawdza swój pojemnik i przeciąga go na podjazd domu. Wychodzi na ulicę. Kilka stóp od niego za pniem jodły kuli się agent James Griffin Junior, z rękoma przyklejonymi do tułowia próbuje pozostać niezauważony. Ivins patrzy wzdłuż drogi osłoniętej od strony Fortu Detrick koronami zimozielonych drzew. Bada swoją niedługą już przyszłość. Poza zasięgiem jego wzroku inny agent FBI macha przed oczami załogi śmieciarki swoją odznaką i zatrzymuje pojazd.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NUMERZE 74 FRONDY LUX (2015)