Z ARCHIWUM FRONDY LUX: CASS PENNANT – TA GRA NALEŻY DO NAS

Cass Pennant (ur. 1958), uznawany za najwybitniejszego „chuliganologa” na świecie, angielski pisarz, kibic londyńskiego West Ham United i były przywódca Inter City Firm, najsłynniejszej bojówki w dziejach chuligaństwa stadionowego. W 1980 r. skazany na cztery lata więzienia. Był to pierwszy długoletni wyrok w wojnie, którą pseudokibicom wypowiedziała Margaret Thatcher.

Inne teksty z miesięcznika LUX 5/6: TEORIA I PRAKTYKA SPORTU

Czy masz poczucie, że subkultura kibiców piłkarskich wywarła wpływ na angielską (i nie tylko) kulturę masową? W jaki sposób?

– Potrzeba masowej kultury młodzieżowej w takim kraju jak Wielka Brytania zawsze była oczywistością. Od lat 60., kiedy modsi walczyli z rockersami, ten rodzaj plemiennych starć był chlebem powszednim. Każdy ruch potrzebuje identyfikacji, dla modsów to były muzyka, skutery i moda. Na trybunach piłkarskich narodził się styl casual, którego elementami identyfikacji była piłka nożna, bójki oraz moda.

Po śmierci Margaret Thatcher w Anglii (nie tylko tej kibicowskiej części) dochodziło do scen, w których mogliśmy oglądać ludzi wręcz świętujących jej śmierć. Jeśli chodzi o kibicowską część, to głównie kibice Liverpoolu świętowali. Jak wiemy, to Żelazna Dama była osobą, która wypowiedziała kibicom wojnę, ale co spowodowało aż tak wielką nienawiść?

– Trzeba na to spojrzeć szerzej. Czasy rządów Margaret Thatcher to jedyny okres, kiedy widziałem w Wielkiej Brytanii politykę dzielącą fanów futbolu. Trzeba oddzielić tutaj kwestię recesji gospodarczej. Ludzie czuli, że w tym wypadku Żelazna Dama posługiwała się zasadą „dziel i rządź”, ale nie dotykało to jej zwolenników. Ludzie widzieli niedolę i niesprawiedliwość wśród klasy pracującej, lecz nie dotykało to klasy rządzącej i bogatych – jej ludzi. Byli świadkami podziału między północ i południe, lecz znów widoczne było tam wsparcie dla jej ludzi, ponieważ była z południa.

Czyli wojna klasowa…

– Piłka nożna była sportem klasy pracującej, więc kiedy premier rozpoczęła wojnę ze związkami zawodowymi, zaatakowała stoczniowców i górników, używając liverpoolskiej policji, wspieranej przez oddziały z Londynu, było to postrzegane jako deklaracja wojny z północną Anglią.

No, nie wmówisz nam, że traktowali to jak wojnę domową.

– Ludzie, którzy się przeciwstawili Thatcher i którzy odczuli główny ciężar jej rządów, to młodzi robotnicy chodzący na mecze. Wyobraźcie sobie zatem, co dzieje się, kiedy drużyna z miasta, które wystąpiło przeciwko strajkom związków zawodowych, gra przeciwko drużynie z miasta, które w tym strajku uczestniczyło. Później wyobraźcie sobie, że policja na takim meczu to ta sama policja, której Thatcher użyła jako swojej armii, aby zmiażdżyć strajkujących robotników. Podczas gdy na południu i w Londynie tacy sami robotnicy mieli mnóstwo możliwości pracy oraz własności.

Nie była to zatem zwyczajna erupcja chuligaństwa, tylko, przynajmniej w części, antysystemowy protest?

– Przeczytajcie historię strajku górników, strajku w dokach Liverpoolu etc. I pamiętajcie, że ci robotnicy mieli drużyny piłkarskie i wtedy będziecie w stanie zrozumieć powód akcji chuliganów Liverpoolu na Heysel. Wydawało się, że Thatcher oburzyła się na Liverpool jako miasto. Mieszkańcy Liverpoolu tak czują – jako ludzie i jako miasto nie zapomnieli tego.

Niewinnym przykładem tego, jak istotną kwestią był podział pomiędzy północą i południem Anglii, jest fakt, że kiedy kluby z Londynu grały z Liverpoolem czy Evertonem, kibice machali wiązkami banknotów, drwiąc z kibiców scouse (nawiązanie do akcentu, którym posługują się mieszkańcy Liverpoolu i okolic – przyp. red.). Londyn był bogaty, a Liverpool biedny. To jest dziedzictwo i znamię, którym rządy Thatcher obarczyły stadiony. Nie dziwcie się więc, że choć minęło wiele, wiele lat, ci ludzie nadal to pamiętają.

W Polsce możemy zaobserwować silną korelację między kibicami piłkarskimi (ale nie tylko) a polityką, szczególnie historyczną. Jak to wygląda w Anglii? Czy poza English Defence League (EDL: nacjonalistyczna organizacja sprzeciwiająca się islamizacji Wysp Brytyjskich. Jej członkowie byli szczególnie widoczni w czasie masowych protestów po ostatnim zabójstwie żołnierza na ulicach Woolwich. Organizowali również samoobronę przeciwko uczestnikom zamieszek i grabieży, które wybuchły w Wielkiej Brytanii w sierpniu 2011 r. po śmierci 29-letniego czarnoskórego Marka Duggana, mieszkańca Tottenhamu, który zginął w wyniku wymiany ognia z policjantami podczas próby aresztowania. Pokojowe protesty przerodziły się wówczas w zamieszki i plądrowanie sklepów.), która zrzesza między innymi właśnie kibiców, działają inne organizacje? Czy Twoim zdaniem na stadionach jest miejsce na politykę?

– Związki pomiędzy polityką i kibicami piłki nożnej to nic nowego w Europie. Wzrost struktury piłkarskiej za rządów Mussoliniego, aktywność kibiców w czasie wojny na Bałkanach, wpływy kibicowskie nawet na Środkowym Wschodzie, w Egipcie. Anglia, jako wyspa, nie podlega jednak takim wpływom. Powiedziałbym nawet, że istnieje niepisana zasada wśród kibiców, by politykę zostawić dla siebie i nie epatować nią na trybunach.

 A jak się sprawy mają z English Defence League?

– EDL są widoczni na ulicach, ale nigdy nie widać ich oficjalnej obecności na stadionie, nie będzie nawet jednej flagi. Przez kilka sezonów w latach 70. można było dostrzec aktywność skrajnie prawicowych partii jak National Front czy British Movement, w których działali kibice, a władze nie reagowały. To jednak do tej pory jedyny przypadek aktywności politycznej na naszych stadionach.

Podobno duża część angielskich kibiców to lojaliści.

– Istotnie, jeżeli którakolwiek organizacja miałaby dziś pojawić się na trybunach, myślę, że byliby to lojaliści z Ulsteru (pewna liczba angielskich kibiców utożsamia się z Glasgow Rangers), ale nie byłaby to aktywność określonej lojalistycznej organizacji, tylko poszczególnych kibiców. Istnieje pewien lojalistyczny trend, który od lat utrzymuje się wśród kibiców, ale nie możemy stwierdzić, jak jest silny. Właśnie ze względu na niepisaną zasadę, by zachować politykę dla siebie i nie zabierać jej na stadion.

Czy Twoim zdaniem da się przeżyć życie, wiodąc je jako kibic piłkarski? Czy ta subkultura potrafi zapełnić wszystkie dziedziny życia, czy raczej jest to jedynie hobby, bo „cóż innego można robić w sobotę”?

– Trzeba wziąć pod uwagę upływ czasu, to, jaki świat był, gdy to ruszało, a jaki świat mamy teraz. Byłem przy tym jak, to wszystko się zaczynało. Dla mnie era chuliganów przyszła wraz z pierwszą generacją skinheadów. To była jednocześnie era młodzieży, era pełna przemocy ludzi z working class i era gangów. Kiedy od 1969 roku kultura skinheadów rozprzestrzeniła się w Wielkiej Brytanii i zadomowiła na dobre na trybunach, główny „element awanturniczy” stanowili młodzi chłopcy w wieku 12–20 lat, nie 30–45, bo taka jest dziś średnia wieku kibica w Wielkiej Brytanii. Nie było wtedy PlayStation, Internetu, telewizji cyfrowej ani łatwości podróżowania, więc większość nieletnich piła w pubach. Piłka nożna była wszystkim i wokół tego kręciło się ich życie. Kiedy w latach 80. subkultury, o których wspomniałem, przekształciły się w Casual, o którym zaraz powiem, przemoc w piłce nożnej wcale się nie skończyła. Więcej, dla pokolenia lat 80. przemoc i chodzenie na mecze stały się stylem życia.

W tamtym okresie przemoc na meczach stała się regułą.

 – W latach 80. średni wiek chuligana to 15–30 lat. Po zamieszkach na Heysel w 1986 roku wzmogła się wojna państwa z subkulturą chuliganów, ale stało się coś poza tym – pojawiła się scena rave, która dawała inne możliwości uczestnictwa. Wszystko zaczęło się zmieniać w latach 90., bo pojawiły się alternatywne style życia dla młodych mężczyzn. Po co iść na mecz, jeżeli można obejrzeć go w pubie, kibice stali się starsi, więc mogli pić w pubach, podróżować i ważniejsze niż mecz okazały się zwiedzanie dzielnic czerwonych latarni czy wieczory kawalerskie w Pradze, picie i chodzenie po klubach w wielkich europejskich miastach. Mógłbym kontynuować, ale widzicie już, że dziś zainteresowania młodych ludzi poszły w kierunku innych wyborów. Piłka nożna nie jest jedynym powodem do podroży z przyjaciółmi, każde wydarzenie sportowe może być atrakcyjną opcją. W latach 70. i 80. nikt nie jeździł po świecie, żeby zobaczyć walkę bokserską czy mecz krykieta, tak jak robi to dziś Barmy Army. Ci, którzy doświadczyli chuligańskich dni lat 70. i 80., o ile nie zostali przez nie zbyt poszkodowani, mówią, że to były ich najlepsze dni, i mają na myśli całą ekscytację i frajdę, jakie przynosiło chodzenie na mecze izwiązane z nim ryzyko. Ludzie, których się poznawało, stawali się przyjaciółmi na całe życie, zdobywało się szacunek etc., dziś czasy się zmieniły, przemoc kibicowska zyskała zupełnie inny wymiar, z pewnością stara rywalizacja istnieje nadal i sprawia, że jest interesująco, ale większość przyznaje, że nowoczesna gra nie jest dla kibiców, którzy pamiętają swoje stadionowe dni w szczególny sposób.

Ale nie jest tak tragicznie, subkultura Casuals istnieje nadal. Jakie były jej początki i jaki wpływ wywarła na kulturę na Wyspach?

– Kiedy w latach 80. brytyjska policja zaczęła uważnie monitorować kibiców noszących barwy klubowe, i to nie tylko w dni meczów, ale i w dzień powszedni, kibice zostawili swoje szaliki i koszulki klubowe w domu i stworzyli swój własny styl, wykreowali modę. Ot co.

Z obutych w glany łysoli zostaliście elegancikami…

– Kiedy kibice Liverpoolu, Man Utd i Arsenalu podróżowali do Europy ze swoimi klubami i drużyną narodową, przywozili z powrotem designerskie ubrania, zwykle po brutalnych nalotach na sklepy. W krótkim czasie ta przemoc, od zawsze kojarzona ze stadionami, połączyła się z nowym zainteresowaniem – modą. Tak narodził się trend Casuals. Wpływ stylu casual trwa nadal, długo po końcu subkultury z lat 80. Przygotował drogę do sukcesu w ruchu Casuals dla takich marek, jak Aquascutum, Burberry i Stone Island. Więcej, to Casuals przyczynił się do społecznej akceptacji ubrań sportowych jako elementu mody.

No i poszło. Styl Casuals rozprzestrzenia się poza Wyspy Brytyjskie.

– Fenomen stylu casual dotarł do takich krajów, jak Rosja, Włochy, a nawet Japonia. Szczególnie Włochy są interesujące, ponieważ nasz casual był inspirowany przez włoskie marki, takie jak Sergio Tacchini etc., podczas gdy ich interesują brytyjscy projektanci, np. Fred Perry, Peaceful Hooligan i One True Saxon. Casual rozprzestrzenia się na Amerykę Północną i Południową, również w Azji – Malezji i Indonezji – dorastają grupy Casuals.

A Polska?

 – Nie dostrzegam tego zjawiska wśród polskich chuliganów, którzy zawsze odróżniali się własnym stylem. Polskiego kibica i chuligana można poznać z odległości. Zresztą styl casual jest dla niskich i szczupłych, chłopaki z Polski wydają się za duże i zbyt przypakowane na casual. Bluzy z kapturem, kolorowe T-shirty i buty sportowe będą zawszebardziej pasować do chuliganów wyglądających jak zawodnicy MMA, a takich macie u siebie większość.

No właśnie. Czy ci „zawodnicy MMA”, jak ich nazywasz, są widoczni na angielskiej scenie kibicowskiej?

– Z Polakami nie ma problemu. Mają swoją społeczność, jednocześnie żyjąc szczęśliwie i pracując w szerszej, brytyjskiej społeczności. Jeżeli chodzi o futbol – pewnie, Polacy chodzą na mecze jako jednostki i coraz częściej biorą udział w potyczkach w Wielkiej Brytanii.

Jakieś większe akcje?

– Jedyny godny odnotowania incydent wydarzył się, kiedy Anglia nie mogła grać na Wembley i zagrała na Old Trafford. Polska banda napadła na pub Manchesteru Utd. I reszta angielskich kibiców zwróciła na to uwagę.

To znaczy? 

– W tamtym czasie kibice śpiewali i skandowali hasło: „jeżeli nienawidzisz Manchesteru, wstań”, i połowa kibiców obydwu klubów wstawała z krzeseł, nawet jeżeli nie grali z Manchesterem. Jest w tym więcej zazdrości niż nienawiści, ale kibice Manchesteru czują tę niechęć. Jest tutaj pewne określenie, którego się używa: „Szalony Polak”. Wydaje mi się, że starsze pokolenie oraz media odnoszą się do niego w relacji do odwagi Polaków podczas II wojny światowej, ale kibice używają go, bardziej pamiętając swoje doświadczenie z pobytów w Polsce w latach 90.2 Dziś to określenie można usłyszeć częściej w kontekście życia nocnego i weekendów, kiedy późno w nocy możesz zaobserwować kilku klubowych bramkarzy kłócących się z samotnym Polakiem, który chce bić się tak z nimi, jak i z każdym przechodniem.

W wielu krajach rozrasta się ruch Against Modern Football, zjednoczenie kibiców przeciwko wkraczaniu biznesu do futbolu, segmentacji widowni, olbrzymim cenom biletów, komercjalizacji i zabijaniu atmosfery na meczach. Czy piłka nożna umiera?

– Kiedy AMF pojawiło się w zeszłym sezonie na meczach w Cardiff, Portsmouth, Newcastle, Glasgow etc., miałem nadzieję, że zjawisko to wzmocni kluby w Europie, które były z AMF pięć lat przed Wyspami. Wielka Brytania, będąc ojczyzną futbolu, powinna dać przykład kibicom, pokazać, jak odzyskać dla nas tę grę. Zamiast tego popłynęliśmy z prądem nowoczesnej gry, nieustająco idącej w kierunku pieniędzy i ignorowania społecznych aspektów piłki nożnej. Nowa 173 generacja kibiców nie przejmuje się historią i podepcze starych kibiców, niszcząc coś co kiedyś było sportem zarówno dla ludzi, jak i graczy, którzy go uprawiali.

Czy w związku z tym Twoim zdaniem we współczesnej piłce jest jeszcze miejsce na czyste sportowe emocje, czy piłka nożna umiera?

Fałszywe emocje widzę u graczy, którzy uwielbiają na sobie oko kamery, a swoją lojalność wobec klubu uzależniają tylko od tego, ile im zapłaci. Do tego wszystkiego dochodzą zagraniczni biznesmeni, jak Roman Abramowicz w Chelsea, czy katarscy szejkowie w Manchesterze City, wykupujący i traktujący kluby, kibiców i historię tak, jak traktują swoje jachty – czyli coś, czym można zabawić swoich znajomych. Czy wiecie, że klub Fulham FC na swoim historycznym terenie nie ma pomnika legendarnego piłkarza, ale ma pieprzonego Michaela Jacksona?

Smutne.

 – Pewno, że smutne. Bo piłka nożna jest jedynym sportem, w którym uczestnictwo kibiców może tak naprawdę wpłynąć na rezultat gry, ponieważ ich pasja i wsparcie potrafią wznieść drużynę na niewiarygodne wysokości. Ale ta gra będzie zawsze, nieważne, ile zaistnieje nowoczesnych zmian. Mogą starać się, ile chcą, ta gra zawsze będzie należeć do nas, fanów.

Rozmawiali: Bartosz Wróbel i Wojciech Mucha.

Tłumaczenie: Michał Oparowski

Inne teksty z miesięcznika LUX 5/6: TEORIA I PRAKTYKA SPORTU