[Z ARCHIWUM FRONDY] PUNK JEST PROTOEWANGELIĄ. WYWIAD Z ADAMEM SOKOŁEM

Przypominamy fascynujący wywiad [74 numer Frondy LUX] z Adamem Sokołem – autorem książki „Krew Boga”,
opowiadającej o nawróceniach w kulturze HC/punk,
która pierwotnie miała ukazać się w 2015 roku.

Z uwagi na promowaną wolność oraz postawę poszukiwania punk rock jest często ostatnią prostą na drodze do Boga. Punkowcy rzadko postrzegają negatywnie Chrystusa, a teksty punkowych kapel mówią więcej o poszukiwaniu Boga niż natchnione hymny — mówi „Frondzie LUX” autor książki Krew Boga. O Chrystusie na scenie HC/punk Adam Sokół.

Przymierzałem się do tej książki około siedmiu lat. Długo o niej myślałem i cierpliwie zbierałem materiały. Jest odbiciem dwóch wewnętrznych rewolucji, które wydarzyły się w moim życiu. Pierwszą z nich było spotkanie z kulturą punkową pod koniec lat 80. Pamiętam wszystkie te punkowe winyle, które przywoził mój starszy brat z Jarocina, audycje Rozgłośni Harcerskiej, no i totalnie eksplodującą scenę DIY początków lat 90. Cały ten hardcore punk zahibernował mnie na dekadę. Jeździłem na mnóstwo koncertów, wydawałem fanzina, organizowałem koncerty. Pod koniec 1999 roku pod‑ czas czytania małego, kieszonkowego wydania Biblii przeżyłem coś, co ludzie potocznie – a niektórzy pogardliwie – zwą nawróceniem. Było to moje osobiste spotkanie z Jezusem Chrystusem. Trudno mi o tym opowiadać, bo to jest poza percepcją tego, co widzimy. Jak opisać doświadczenie spoza tego świata? Jakich słów użyć? Wiesz, ja chyba odkąd pamiętam, byłem osobą poszukującą duchowości. Chodziłem na spotkania Hare Kryszna, kumplowałem się ze świadkami Jehowy, znałem magię indiańską, runy, otarłem się o tarota. Poza tym wcześnie miałem do czynienia ze światem nadprzyrodzonym, ponieważ jako dziecko dwukrotnie brałem udział w kadzeniach – pogańskich rytuałach, w które wierzyła moja matka. Jednak nic nie wpłynęło na mnie w sposób tak dogłębny jak osoba Chrystusa. To był wstrząs, na który zabrakłoby skali Richtera. Moje poszukiwania duchowe zostały zakończone. Wiem już, że nigdy np. nie stanę się wyznawcą hinduizmu. Po prostu znalazłem to coś. Do tej pory nic nie wpłynęło na moje życie tak jak hardcore punk, a potem Ewangelia Jezusa Chrystusa. Krew Boga to z kolei tytuł jednego z utworów Kultu, którego, co ciekawe, jakimś wielkim fanem nie jestem. Tekst do niego został napisany przez Kazika Staszewskiego, który dużo czytał Biblię i miał kontakt ze świadkami Jehowy. Przyznaję, że jednak zarówno ten tekst, jak i cały utwór są porażające. W sam raz na tytuł punkowej książki. Do napisania własnej książki zainspirowały mnie również książki innych wierzących ludzi zanurzonych nie‑ gdyś w scenę HC/punk – szczególnie Simplicity Marka Salomona, wokali‑ sty amerykańskiej kapeli crossoverowej Crucified, oraz 10 Things i Hate in Christianity Jasona Bergena, amerykańskiego pastora i wczesnego wokalisty legendarnej hardcore’owej kapeli Strongarm. Znałem, rzecz jasna, książkę, którą wydał w Polsce Marcin Jakimowicz, Radykalni. Wiem, że wzbudziła ona mnóstwo kontrowersji, choć przeczytałem ją chyba rok przed nawróceniem i dla mnie była dosyć interesująca. Wspomnę jednakże, że od zawsze byłem punkowcem uważającym punk religijny za dużą wartość i formę ciekawie wzbogacającą główny, antysystemowy i antyreligijny przekaz. Jednak chciałem podjąć temat inaczej niż Jakimowicz. Chciałem, żeby książka powstała na bazie wywiadów prze‑ prowadzonych z ludźmi, którzy two‑ rzą scenę HC /punk, z ludźmi każdego sortu – niewierzącymi, agnostykami i wierzącymi. Zawsze ciekawiło mnie, co niektórzy z przedstawicieli sceny punk (np. Ex Pert z Inkwizycji, Zygzak z TZN Xenna etc.) naprawdę myślą o Chrystusie. Bo dla mnie esencją chrześcijaństwa nie jest Kościół, ale Osoba Jezusa Chrystusa. Nie mówię, że Kościół, wspólnota nie są ważne, ale pamiętajmy, że chrześcijaństwo wywodzi się od osoby Chrystusa, nie od chrztu. Oczywiście były jednostki – zarówno z Kościoła, jak i ze sceny punkowej – które odmówiły mi udzielenia wywiadów, nie mówiąc o tym, że w ogóle mi nie odpisały na e-maile. Niektóre osoby związane z Kościołem odniosły się do książki jednoznacznie negatywnie. Zarzucano mi „kompromis” i „przyjaźń ze światem”. Sugerowano, bym „odwrócił się od tej diabelskiej kultury”. To nawet było zabawne. Ze strony punkowej kilka osób napisało mi wprost, że nie są zainteresowane wzięciem udziału w takiej książce, zapewne „religijnym gniocie”. Cóż, szanuję decyzje jednych i drugich.

Jakie wnioski płyną z tych wywiadów?

Nie jest tak, że punkowcy nienawidzą Chrystusa. Oczywiście jest On różnie postrzegany – mało kiedy jako Syn Boży, jako Bóg czy też jako Stwórca… Bardzo często postrzegany jest jako filozof, dobry człowiek, który zginął za swoje zasady. Często postrzegany jest też jako nauczyciel. Z wywiadów wynika jasno, że Chrystus nie jest dla punkowców postacią negatywną (chociaż oczywiście niektórzy z nich twierdzą, że nie był On postacią historyczną i ni‑ 4 9 gdy nie istniał). W książce poruszam też temat hipokryzji sceny punkowej, która w niczym się nie różni od hipokryzji znanej ze środowiska kościelne‑ go. Wielu punkowców z jednej strony przeklina Kościół, a z drugiej bierze śluby kościelne i chrzci dzieci (niektórzy także przyjmują księży po kolędzie). W swojej książce opisałem socjologiczny fenomen nawróceń w kulturze, która z samych tylko założeń jest raczej antychrześcijańska. Jest takie słynne hasło: No gods, no leaders, no masters (poznański zespół Apatia miał nawet taki nadruk na T-shirtach), które jest niepisanym przykazaniem sceny punkowej. Dlatego też zawsze ciekawiło mnie, w jaki sposób teksty piosenek zespołów podprowadzają słuchaczy do Chrystusa. Na przykład niektórzy ludzie powiedzieli mi, że teksty ze‑ społu Dezerter skłoniły ich do tego, aby otworzyć Biblię. Jak rozmawiałem o tym z Krzyśkiem Grabowskim [perkusista i twórca tekstów w zespole Dezerter – przyp. red.], to zdziwił się, jak to w ogóle jest możliwe, że jego teksty skłaniają do sięgnięcia po Biblię.

Dlaczego te teksty skłaniają do sięgnięcia po Biblię?

Myślę, że przez to, że hardcore punk jest tak samo nurtem filozoficzno-poszukiwawczym, jak i muzycznym. Oczywiście w tej muzyce są również ludzie okopani na swoich pozycjach, tak samo jak to ma miejsce w wypad‑ ku nowoczesnej lewicy czy prawi‑ cy. Są ludzie zamknięci na dyskusje, „bez kija nie podchodź” i w ogóle „nie będę z tobą rozmawiał tylko dlatego, że jesteś z »Frondy« czy »Gościa Niedzielnego«”. Więc już z założenia musisz być debilem. Ale mimo wszystko wciąż we współczesnym hardcore punku oprócz takiego okopywania się jest sporo poszukiwania tego czegoś. Z wieloma osobami rozmawiałem o Chrystusie. Wiele razy byłem zaskoczony, bo np. ktoś, kto ze sceny krzyczy antychrześcijańskie hasła, czasami otwiera Biblię i szuka inspiracji. Ludzie gdzieś tam mają głód Boga, którego często nie rozumieją albo nienawidzą. Pustkę zapełniają zazwyczaj jakąś ideologią. To nawet działa przez jakiś czas. W swojej książce opisuję m.in. niesamowity zespół La Afera. I to jest ciekawa historia, bo zespół zorientowany bardzo mocno anarcho-eko-lewicowo zaczyna się inspirować tekstami Dostojewskiego, Czechowa i… Ewangeliami. Jeden z utworów tego zespołu to Akt pominięty. Leci on mniej więcej tak: …jak brudny parszywy jest ten świat, bez Boga, bez nadziei, bez miłości, ja tylko trzęsę się cały i nie wiem, nie wiem, nic nie wiem. I to jest cały tekst piosenki. Tekst ten robi ogromne wrażenie, zwłaszcza że jest otoczony brudną, transową, szorstką i odpychająca muzyką. I wiesz, dla mnie taki tekst piosenki, krzyczany przez poszukujących czegoś ludzi (gitarzysta zespołu, Piotrek, w końcu został chrześcijaninem), mówi więcej o potrzebie Boga niż natchnione hymny – z całym szacunkiem – zespołu, dajmy na to, 2Tm2,3. Tekst mówi dla mnie dużo, dużo więcej niż te songi, w których śpiewa się, że Jezus jest Panem. OK. Ty i ja jesteśmy chrześcijanami świadomy‑ mi tego, w co wierzymy. Dla nas Jezus jest Bogiem. Ale co to znaczy dla gościa, który wyznaje anarchopunkową ideologię? Nie mogę sobie wyobrazić, żebym taki tekst zapodał np. Expertowi z Inkwizycji, którego bardzo lubię i szanuję, choć nie zgadzam się z jego wieloma tekstami. Nie mogę oczekiwać, że Expert pokiwa głową ze zrozumieniem. Raczej mogę oczekiwać, że pokiwa głową, ale z politowaniem (śmiech). Dla niego jest to komplet‑ nie niezrozumiałe. Powiedzenie, że Jezus jest Panem, nie jest wcale dla mnie radykalne. To jest tylko powtórzenie sloganu, z którym zostają ludzie i nie wiedzą, co z nim zrobić. Polskie tłumaczenie tego dostojnego stwierdzenia jest spłycone. W tym tekście chodzi o Chrystusa, który panuje nad całym światem, jest Bogiem, Stwórcą, a nie „panem Kowalskim”. Jak odczyta zatem ten tekst ktoś, kto przechodząc obok wysprayowanego muru, widzi napis Legia pany? Wracają do tekstów, które mówią o poszukiwaniu czegoś. Jest wiele takich tekstów w kulturze punkowej. Zespół Eksmisja z Gliwic śpiewał w utworze Religie, że – parafrazując – pominęliśmy najważniejsze rzeczy, mnożąc i mamrocząc formuły, których nikt nie zrozumiał. W muzyce punkowej znajduję bardzo dużo słów, które wskazują na doświadczenie Boga, na potrzebę spotkania z Bogiem. Oczywiście są też teksty, kapele i osoby, które przeklinają Boga. Znałem nawet osobiście wielu punkowców, którzy otwarcie i totalnie plugawym językiem przeklinali Boga, i aż mnie ciary przechodzą, jak pomyślę, w jakich oko‑ licznościach niektórzy z nich zmarli. No i… punkowy satanizm. Ale to jest raczej walka z instytucją Kościoła, a nie paraokultystyczny kult szatana. Zresztą scena punkowa to nie tylko chrześcijaństwo. Jest wiele zespołów, które posługują się symboliką pogańską, choćby Oi Polloi, Scatha czy uwielbiany przeze mnie zespół Neurosis. Są także zespoły Hare Kriszna (Shelter, 108, Purusam, Abhinanda, Kashmir, Gaga/Zielone Żabki). Są nawet islamskie zespoły punkowe. Jest taki nurt, nazywa się takwacore. Pewnie słyszałeś…

Niestety, nie słyszałem. Oni atakują islam czy przeciwnie?

To są zespoły misyjne sensu stricto. Na takiej samej zasadzie, jak działał Nusrat Ali Khan – kojarzysz takiego gościa? To był taki pakistański mistyk, sufista, który islam traktował bardzo misyjnie, zgodnie z myślą współczesne‑ go islamu. Cieszył się ogromnym szacunkiem muzyków, nawet tych bardzo znanych. To, że nagrał płytę z Peterem Gabrielem, to chyba wystarczająca re‑ komendacja. Takwacore jest tak samo misyjny – ma na celu propagowanie Koranu i islamu na scenie i poza nią.

Wspomniałeś wcześniej, że u punków widać potrzebę poszukiwania Boga…

Tak. Ja to tak nazwałem, ale żaden poszukujący punkowiec pewnie tak by tego nie nazwał. Punkrockowiec pewnie nazwie to potrzebą poszukiwania czegoś, co jest nieokreślone. Gdybym wspomniał o Bogu, pewnie wielu by się na mnie obraziło. Ale w wielu przypadkach widoczna potrzeba za‑ pełnienia tej pustki zdaje się niemal wrzeszczeć.

Skąd się bierze ta pustka? I to właśnie u ludzi, którzy są w tej, a nie innej subkulturze?

Wielu punków powiedziałoby ci, że to jest kwestia religijnego wychowania. Że może mieć to związek z tym, iż od małego prowadzano ich do kościoła, w związku z czym nasiąkli religią. Ale jest wielu muzyków, którzy wcale nie wychowywali się w takich rodzinach, a mimo to nawrócili się. Chociażby słynny przypadek Maleo, który przyszedł na świat w raczej ateistycznej rodzinie. Nie wiem jednak, skąd taka potrzeba, tak do końca. Myślę, że każ‑ dy człowiek rodzi się z takim „Bożym oczkiem” w sobie, nawet jeśli się do tego nie przyznaje. Poza tym ta pustka, ta wewnętrzna tęsknota za czymś, co trudno sprecyzować, to rzecz daleko pozasubkulturowa. To samo, moim zdaniem, czuje operator taczek na budowie, sekretarka w korpo, ochroniarz w Tesco, nastolatek w gimnazjalnym piekiełku czy emeryt.

A może nawrócenia wynikają z samego fenomenu postaci Chrystusa, którego czasami nazywa się pierwszym punkiem i buntownikiem? Co ty o tym myślisz?

Czy Chrystus był buntownikiem? Na bank. Ale bałbym się spłycania Chrystusa tylko do postawy buntownika. Było przecież wielu buntowników przed nim i po nim. Jezus miałby być w tym samym szeregu ze Spartakusem? Jamesem Deanem? Johnnym Cashem? Nie znoszę popkulturowego Chrystusa, który ma przyjść w adidasach czy glanach. Znam ludzi wierzących, którzy też tak właśnie uważają. Robią to, żeby ocieplić Jego wizerunek. Dla mnie to trywializowanie postaci Chrystusa. Jezus nie przyszedł, żeby TYLKO się buntować, ale ten niezwykły GOŚĆ za‑szczycił ziemię tym, że zwyciężył i prze‑ łamał śmierć. Był jednym z nas, mieszkał tu, poznał potrzeby i ograniczenia fizjologiczne. Miał rodziców, a takim bardzo pokornym dzieckiem wszak nie był. Nie żył w przepychu jak gwiazda rocka albo celebryta. Żył skromnie, wy‑ konał to, co miał do wykonania, zstąpił do piekieł. Powstał z martwych i zostawił nam na lodówkach naklejkę: „CHŁOPAKI WRACAJCIE DO DOMU, CZEKAM NA WAS…” Dla mnie Jezus jest Kimś, kto totalnie przemeblował moje życie. Dzięki Niemu wygrzebałem się z długoletniej depresji. Przestałem znieczulać egzystencjalny ból środkami chemicznymi, kraść, przestałem być egocentrykiem. Zacząłem łamać chleb z potrzebującymi. Nauczyłem się od Niego mówić „dziękuję”, ale też „proszę”, „przepraszam”. Nauczyłem się dawać, nie tylko brać… Niepunkowe, co? Osobiście nie czuję się jakoś bardzo punkiem, w sensie takim 100%, stricte scenowym. To dla mnie pojęcie za wąskie, ja się w nim po prostu nie mieszczę. A już w ogóle nie utożsamiam się z tzw. chrześcijańskim punkiem.

Czy subkultury same w sobie mają coś z religii?

Niektóry wierzą w to, że punk rock jest religią. Punk ma wiele wspólne‑ go z Kościołem. Jest jakiś kod ubierania się, podążania za modnym kaznodzieją, za pasterzem, za modnym zespołem, fanzinem… Poziom pogardy w skrajnych środowiskach obu instytucji jest bardzo porównywalny. Wiele środowisk kościelnych cechuje się czasem nawet znacznie niższym poziomem pogardy, niż to ma miejsce w zespołach punkowych. A może jest tak, że kościoły to bardziej ukrywają? Nie wiem. Jeśli dzisiejszy punk nie jest religią, to na pewno jest pewnym zbiorem zasad – pisanych i niepisanych, które mówią, co punkowiec może, a czego nie może robić. Oczywiście znów zapewne wielu punkrockowców się z tym nie zgodzi. Jednak lektura forów internetowych tak właśnie wygląda. A niestety z tych forów przenosi się to na real.

Wydaje się, że jest jeszcze jeden punkt wspólny chrześcijaństwa i dzisiejszego punka – jest to znajdowanie się w opozycji do świata. W dzisiejszych czasach tak samo ciężko być praktykującym punkiem, jak i praktykującym chrześcijaninem.

No tak. Tylko ten „świat” jest w obu kulturach całkiem inaczej odbierany rozumiany. W kulturze chrześcijańskiej „świat” jest systemem wartości wrogich Ewangelii, natomiast dla punków wroga – przeważnie – jest sama Ewangelia, a nie świat. To są dwa nurty niemieszalne jak ogień i woda. Ja mam tak, że żyję w dwóch światach – w świecie Kościoła oraz w świecie wartości przeciwnych Ewangelii. Umiem się w obu tych światach doskonale od‑ naleźć. Mało tego, myślę, że z oboma światami potrafię się komunikować. Mam przyjaciół w obu. Nie budzi to we mnie wewnętrznej sprzeczności czy poczucia kompromisu. Bezproblemowo czerpię z obu światów to, co mają w sobie najlepsze. Mam na myśli muzykę, kinematografię, sport, literaturę, podróże etc. Ale wiem, że nie wszyscy tak mają. Może potrafię się odnaleźć, bo po prostu jestem świadomy tego, w co wierzę, ale też tego, w co nie wierzę? Oczywiście nie znaczy to, że wiem wszystko.

W zapowiedzi swojej książki stawiasz pytanie: czy zaangażowany społecznie hardcore punk jest protoewangelią? Co masz przez to na myśli i jaka jest odpowiedź na to pytanie?

Zapewne znasz takich ludzi, którzy zupełnie bezinteresownie pomagają innym. Dają im pieniądze, pomagają wychowywać dzieci, jeśli masz jakiś problem, to pomogą ci o każdej porze dnia i nocy. Tych ludzi jednak nie jest zbyt wielu. Wydaje mi się, że to właśnie o takich ludziach Jezus mówi, że są niedalecy Królestwa Bożego. To jest ta historia z bogatym młodzieńcem, który przychodzi i próbuje zaimponować Jezusowi, że szanuje ojca i matkę, że nie kradnie, nie cudzołoży, nie używa wulgaryzmów itd. Myśli, że zrobi wrażenie na Jezusie. A Jezus mówi mu: Wiesz co? Fajnie, cacy, jeszcze tylko sprzedaj wszystko, co masz, i pójdź za mną. I młodzieniec odchodzi z kwitkiem, bo miał dużo majętności. Jezus go nie skrytykował (spojrzał na niego z miłością! Mk 10, 21), ale powiedział mu, że daleka jeszcze droga do doskonałości. W innej historii Jezus mówi uczonemu w Piśmie: Niedaleki jesteś Królestwa Bożego. Ale wciąż w nim nie jesteś. Dobrzy ludzie ocierają się o Ewangelię i Boże Królestwo, ale nota‑ bene wielu z nich w nim nie jest i nie będzie. Protoewangelia sceny punkowej polega na tym, moim zdaniem, że wielu ludzi jest niedaleko Królestwa Bożego, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Nasycenie altruista‑ mi w kulturze punkowej jest (było?) bardzo wysokie. Altruizm w pewnym momencie już jednak nie wystarcza. Ludzie kopią i kopią głębiej i w ten sposób docierają do Chrystusa. I tu właśnie następuje nałożenie się Ewangelii i protoewangelii.

Czyli tych ludzi można nazwać nadzwyczajnymi katechumenami?

Nie powiedziałbym tak. Ale coś w tym pewnie jest.

Punk sam w sobie otwiera ludzi na duchowość?

Myślę, że tak. Tak samo zresztą jak metal. Bo ani w metalu, ani w punku nie ma czarno-białego świata. Jest wie‑ le szarych stref. W ostatnim numerze „Noise Magazine” był wywiad z Ghost, takim parasatanistycznym zespołem, w którym oni mówią, że zwracają uwa‑ gę na duchowość, która olewa wielu ludzi związanych z metalem. Logicznie rzecz biorąc, jeżeli istnieje szatan, to istnieje też Bóg, i w tym sensie mógłbym się z Ghost zgodzić. Choć role Boga i szatana w muzyce metalowej są najczęściej odwrócone. Syndrom Prometeusza to niestety atrakcyjny kit o diable. Myślę, że tak też jest w punku. Nawet jak krytykujesz Kościół, to jest to jakaś tam aktywność parareligijna. Jest to stawianie pytań brutalnie, w ordynarny sposób. Ale często to nie jest krytyka dla krytyki, lecz poszukiwanie. Bo jeśli chrześcijanie postępują tak, a nie inaczej – to kim, kur…a, jest Chrystus? – myśli przeciętny punko‑ wiec, obserwując działalność ludzi, którzy nazywają siebie naśladowca‑mi Jezusa. W punku ludzie cały czas poszukują. Czasami np. wyznawcy straight edge zostają wyznawcami ruchu Hare Kriszna (miało to miejsce we wczesnych latach 90).

Czy nawrócenia, o których piszesz, są do siebie podobne? Występują tam jakieś prawidłowości?

Bardzo często te nawrócenia dzieją się w kontekście alkoholu i narkotyków, czy ogólnie złamanego życia. Niektórzy złośliwie mówią, że ludziom przewala się pod deklem, a jeden nałóg zastępują innym – np. heroinę religią. Może związane jest to z tym, o czym mówił Jezus, że nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy źle się mają?

Czy te nawrócenia zmieniają człowieka całkowicie? Mamy do czynienia z nowym człowiekiem i z definitywnym zerwaniem z poprzednim życiem?

Wiesz, ja myślę, że to trudne pytanie. Często ludzie postrzegają nawrócenie pod kątem jednorazowym, a nie jako ciąg wydarzeń czy proces, który trwa całe życie. Często jest tak, że w takim neofickim zapale można narobić wiele gnoju i zrazić do siebie i do wiary wielu ludzi. Znam to z autopsji. Przez pierwsze dwa lata po nawróceniu latałem wszędzie z Biblią w dłoni, krzyczałem na ulicach, śpiewałem z gitarą piosenki chrześcijańskie itd. Moje siostry po latach zgodnie twierdzą, że wyglądałem wtedy jak nawiedzony i byłem nie do wytrzymania. Narobiłem w ten sposób mnóstwo głupot. Dziś mija 15 lat od mojego nawrócenia, a moje serce wciąż jest jeszcze dalekie od pełni Ewangelii i dużo jest jeszcze do zmiany w moim życiu, choć nie stoję z gitarą na winklach ani nie terroryzuję moich znajomych Jezusem (śmiech). Wielu ludzi, którzy się nawracają, dalej hołduje źle rozumianej ideologii punkowej. Wielu pozostaje takimi niebieskimi ptakami. Nawracają się, ale się nie zmieniają. Ja uważam, że nawrócenie powinno być stopniowe, świadome, całkowite i człowiek powinien zmieniać nieustannie w swoim życiu wszystko, oczywiście na lepsze. Tak jak w Księdze Rodzaju – na początku był chaos, a potem porządek, a potem kreatywność i tak powinno pozostać.

Zdarzały się takie przypadki, że jeśli ktoś się nawrócił, to zostawiał muzykę i cały swój dotychczasowy świat za sobą?

Jak najbardziej. Jeśli ktoś np. grzał heroinę, grzał amfetaminę, to często sama muzyka przypomina mu o tym. To jest kwestia terapeutyczna. Ludzie, którzy nie mają wiedzy o nałogach, nie rozumieją, że ktoś chodził na koncerty, a tu nagle przestał pić i przestaje chodzić na te koncerty. Nie rozumie‑ ją tego, że takie koncerty mogą być „wyzwalaczami” nawrotów. Znam pewnego bardzo fajnego faceta, war‑ szawskiego muzyka punkowego, który jest trzeźwiejącym alkoholikiem. I cały czas zastanawiam się, na ile muzy‑ ka mu pomaga, a na ile przeszkadza w trzeźwości. Znam też takich, którzy nagle doszli do wniosku, że wszystko jest od diabła, stara muzyka, kumple i znajomi. Jest mi smutno, kiedy widzę coś takiego, bo ja nigdy nie zerwałem kontaktu z moimi przyjaciółmi i dziękuję Bogu, że kochałem ich wystarczająco moc‑ no, żeby nie zrywać kontaktu. Choć przyznaję, nie warto trzymać kontaktu z ludźmi za wszelką cenę. Często niestety zdarza się, że kierownicy wspólnot, do których trafiają nawróceni punkowcy, uważają muzykę punkową za coś złego. Po prostu nie rozumieją tej kultury, muzyka im się nie podoba, więc skreślają to od razu. A jednocześnie np. sami chodzą na mecze, a wulgaryzmy i cała ta w wielu przypadkach zła otoczka kibicowska w ogóle im nie przeszkadzają. Często jest tak, że otoczka uświęceniowa powoduje, że ludzie odchodzą od punka, a sami punkowcy uważają, że chrześcijaństwo to jakieś gówno, skoro zabiera im fajnych, cennych znajomych. Ja postrzegam nawrócenie przez pryzmat tego, że jestem zły i dlatego właśnie potrzebuję Chrystusa. Niestety wiele osób trafia do wspólnot, gdzie wmawia im się, że są święci i wspólnota jest święta, a cały świat wokół jest zły. Tak właśnie rozumiem tę nieszczęsną teologię uświęceniową. Gdybym był święty już teraz, tutaj, rozgłosiłbym publicznie, że już nie potrzebuję Jezusa. Ale na moje szczęście/nieszczęście znam dobrze swoje serce, wiem, co w nim jest. Więc wciąż potrzebuję Chrystusa.

Zdarzają się przypadki, kiedy punk łączy się z konserwatywnymi wartościami. Mieliśmy w Polsce do czynienia ze sceną conservative punk movement. Co ty o tym sądzisz?

Szczerze? Ja tego za bardzo nie śledzę. Chyba nie powiedziałbym o sobie, że jestem konserwatystą w rozumieniu takim politycznym (PESD Politikarepoizonekurvae) czy kulturowym. Nie powiedziałbym o sobie również, że jestem konserwatywnym punkiem, nawet jeśli moje poglądy obyczajowe są dosyć konserwatywne. Pod konserwatywny punk, albo raczej to, co znam jako conservative punk w Polsce, czasami niestety podpina się bardzo niefajna ekipa. Dla mnie jest dziwne, kiedy widzę, że na jednym z portali internetowych ukazują się z jednej strony recenzje płyt anarchopunkowych, a z drugiej pisze się tam recenzję płyty zespołu otwarcie nawiązującego do estetyki nazistowskiej – Konkwisty 88. Na pewno conservative punk nie jest pozytywnie postrzegany przez 95% sceny. Prawicowe przekonania członków zespołów to chyba nic nowego. Znam osobiście takie osoby i nie jest to dla mnie jakieś dziwne kuriozum. Nie uważam prawicy za straszliwe zło, uważam za zło skrajną prawicę, po‑ dobnie jak skrajną lewicę spod znaku choćby Baader-Meinhof. Osobiście bardzo szanuję „Budynia” [Krzysztof Karnkowski – przyp. red.]. Wiesz, co mi się w „Budyniu” podoba? To, że ma swoje poglądy, że nie powtarza jakichś haseł, które gdzieś tam usłyszał od jakiegoś tam punkowego guru z UK. Ma swoje poglądy i się ich trzyma. Wbrew tendencji takiej, a nie innej. I dla mnie właśnie to jest punk rock! Że staje w poprzek. Scena mówi tak, a ja tak. Nie chodzi nawet o Budyniową przekorę, on po prostu w to wierzy. Ja się osobiście nie czuję częścią sceny konserwatywnej (zakładając, że jest taka). Moje poglądy wynikają z przekonań duchowych, a nie z mojego poglądu politycznego. To jest dla mnie duża różnica. Mam poglądy takie, a nie inne, dlatego że jestem chrześcijaninem, a nie sympatykiem jakiejś muzyki czy partii politycznej. Dla mnie jest zupełnie niezrozumiałe, jak chrześcijanin może być rasistą, homofobem (w sensie nienawiści do homoseksualistów), tak samo jak bezdusznym kapitalistą wykorzystującym swoich pracowników. Czy chrześcijanin powinien mieć swoje poglądy polityczne? Jak najbardziej, ale nie sądzę, że to powinno być ważniejsze niż wartości Ewangelii.

Rozmawiał Mateusz K. Dziób