Do lektury Niemcy opętane autorstwa amerykańskiej historyk specjalizującej się w badaniach nad pewnymi zjawiskami z obrzeży religijności i kultury masowej (zwłaszcza w odniesieniu do okresu zimnej wojny) Moniki Black, przystąpiłem z ogromnym zainteresowaniem. Po pierwsze ze względu na wspólny – w kontekście tej pozycji – obszar badawczy. Po drugie – czytając wcześniej jej publikacje (np. o micie partyzantów-krwiopijców kolportowanym wśród społeczności wypędzonych) wiedziałem, że jej aparat badawczy oraz kultura pisania stoi na najwyższym poziomie. Nie pomyliłem się i tym razem, choć wydźwięk treści, jakiego się spodziewałem był zdecydowanie odbiegający od przyjętych przeze mnie założeń.
Sam tytuł sugeruje, iż kanwą badawczą będą tu różnego rodzaju zabiegi magiczne. Opętanie – przynajmniej w ujęciu teologicznym – to stan demonicznego zawładnięcia, kontroli ciała i umysłu przez siłę zewnętrzną ze swej natury zawsze złą. Tymczasem autorka, owszem przenosi nas do lat świeżo po zakończeniu II wojny światowej, wrzucając w obręb historii życia „wunderdoktora” Bruno Bernharda Gröninga (1906-1959) i jego wątpliwej skuteczności praktyk oraz pomniejszych historii procesów o czary (toczących się w sądach w Niemczech aż do lat 60. XX wieku), jednakże są one tylko pewnym, choć bardzo wyrazistym tłem.
Już na pierwszych kartach swej fascynującej opowieści Black w pewien sposób definiuje metodę, z jaką czytelnik musi podejść do zrozumienia zawartych w niej informacji: „Aby w pełni sobie uświadomić, w jaki sposób czarownictwo i inne rojenia dotyczące zła mogą nam pomóc w zrozumieniu wczesnych Niemiec Zachodnich, musimy odejść od sposobu myślenia, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. W przeciwieństwie do psychozy panującej w XVI i XVII wieku oskarżenia o czary w powojennej Republice Federalnej Niemiec nie dotyczyły spółkowania z diabłem, latania pod nocnym niebem, lewitowania lub upadku z wysokich schodów bez uszczerbku na ciele. Repertuar nie obejmował także sukubów, inkubów i sabatów czarownic. […] Komuś patrzącemu z zewnątrz wydarzenia te mogły się wydawać najbłahszymi z błahych, ale w istocie traktowano je śmiertelnie poważnie, ponieważ w sensie egzystencjonalnym, odnosiły się bowiem do dobra i zła, do choroby i zdrowia”[1].
Nie dostaniemy tu zatem opisu powiązań ezoteryki z Trzecią Rzeszą opisanych w Okultystycznych źródłach nazizmu Nicholasa Goodricka -Clarka, Szatanie i swastyce Francisa Kinga Demonach Hitlera Erica Kurlandera czy kompilacji tekstów pod redakcją Petera Staudenmaiera – Between Occultism and Nazism. Nie otrzymamy także historii tajnych stowarzyszeń tak prężnie działających w Niemczech (Fraternitas Saturni, Ordo Templi Orientis). Zostaniemy za to przeniesieni do gabinetu psychoanalityka, który pozwoli nam na obserwację procesu koniecznego do uleczenia, poprzez uświadomienie sobie skąd pochodzi spaczenie duszy. Z tym że procesowi temu nie jest poddana jednostka, a cały naród niemiecki.
Analiza ducha narodu po wywołanej i sromotnie przegranej wojnie nie jest ani łatwa, ani tym bardziej przyjemna. Retrospekcja i ukazania całkowitej zmiany życia, jakie wtedy nastąpiło, nie tylko w ideach, języku, symbolice, formułach powitalnych, lecz nawet gestach, którymi przecież jeszcze niedawno obywatele Niemiec się swobodnie posługiwali, spowodowało tąpnięcie przyjmowanej od lat narracji i przeniesienie jej ze strefy sacrum do strefy profanum. By w jakiś sposób poradzić sobie z tymi nieakceptowalnymi w ogromnej części społeczeństwa zmianami, skonstruowano swoisty wentyl bezpieczeństwa, mający dwa zadania. Po pierwsze – leczenie traum w zdruzgotanej psychice Niemiec (tak na płaszczyźnie narodu, jak i jednostki); po drugie – przeniesienie postaw w tym wypadku tej ogromnej potrzeby posiadania wodza narodu (Führera) na ezoterykę i okultyzm w postaci uzdrowiciela (Gröninga) czy oskarżeń sąsiadów o czarną magię i rzucanie uroków.
Mechanizm kształtowania się tego przejścia czy też „przebranżowienia” się narodu niemieckiego z czynnych nazistów (sam Wunderdoktor był nim także) w świecącą przykładem po dziś dzień gospodarkę potrzebował właśnie takiego inhalatora. Było to o wiele prostsze, niż w przypadku innych państw, gdyż miliony Niemców – niezależnie od swej przynależności społecznej – chłonęli i propagowali wierzenia w zjawiska nadprzyrodzone oraz mistyczne praktyki. Przecież sama doktryna nazizmu ten mistycyzm, celowo na jej potrzebę skrojony, zawierała i czyniła z niego duchowy oręż. Jak zauważa Black: „Mieszczanie i chłopi, kobiety i mężczyźni, bogacze i klasa robotnicza – wszyscy wykazywali pociąg do astrologii, parapsychologii, seansów spirytystycznych, chiromancji, spirytualizmu, parapsychologii, seansów spirytystycznych, telepatii i różdżkarstwa, a także okultystycznych ruchów w rodzaju ariozofii czy teozofii”[2]. Również kościoły – choć tylko chwilowo – zapełniły się na powrót wiernymi łaknącymi strawy duchowej i wytłumaczenia, bo z pewnością nie rozgrzeszenia. W tym właśnie tkwi największy szkopuł wspomnianego przekształcenia duszy narodu. Ta ezoteryka czy zapełnione kościoły to nie autentyczne poszukiwanie skruchy i ukazania żalu za popełniony ogrom zbrodni. Jak skrupulatnie odnotowuje autorka: „Ich niezłomna (Niemców – Z.Ł.) odporność na poczucie winy nierzadko wprawiała w osłupienie zarówno ocalałych Żydów, jak i okupantów (aliantów nadzorujących Niemcy po wojnie – Z.Ł.). W większości wydawali się organicznie niezdolni do przyznania, że zrobili coś złego, że byli antysemitami, że okazywali lojalność wobec narodowosocjalistycznej władzy i jej linii politycznej. Niektórzy albo zaprzeczali prawdziwości nazistowskich zbrodni, albo upierali się, że wszystkie państwa mają na sumieniu potworne wojenne grzechy, albo zrzucali winę na partyjną wierchuszkę i SS”[3]. Otwartym pytaniem pozostaje – czy te klisze nie pozostały czasem utrwalone do dziś?
Zawarta na kartach tej pozycji ocena działań narodu niemieckiego jest równie trafna co bolesna. Z każdej niemal strony pod lekką warstwą tytułowego opętania przez zjawiska paranormalne wyłania się pełne, ciężkie opętanie nazizmem. W opętaniu demonicznym jest jednak pewien aspekt nadziei na uratowanie, oto egzorcysta za sprawą określonego rytuału wypędza demona, a ciało i duch na powrót stają się jednością przynależną sferze sacrum. Jest jednak taki etap opętania, w którym to demon już nigdy nie opuszcza zagrabionego ciała, zwie się on integracją. I być może właśnie taka integracja nastąpiła w przypadku nazizmu i duszy narodu niemieckiego…
Lekturę tę czyta się trudno, bynajmniej nie w warstwie zastosowanego tam języka, lecz poprzez ciężar gatunku i spraw, do których książka się odnosi. Jest też niestety odnośnik do udziału Polaków w pogromach oraz morderstwach na żydowskich współobywatelach, choć kilkulinijkowy to bardzo rażący, a to poprzez cytowanie Jana Grossa, który jest w tej kwestii mało wiarygodnym badaczem.
POLSKIE
STOWARZYSZENIE BADAŃ NAD ZACHODNIM EZOTERYZMEM
[1] M. Black, Niemcy opętane, Warszawa 2021, s. 12.
[2] Ibidem , s. 26.
[3] Ibidem, s. 41.