Gdy pod koniec swego życia Albert Hofmann odkrywca Dietyloamidu kwasu D-lizergowego (LSD) ukuł twierdzenie, iż „chemik, który nie jest mistykiem, nie jest prawdziwym chemikiem” zapewne nie przypuszczał, że stwierdzenie owe na sztandary swego rozumienia świata przyjmie inny naukowiec – zakochany w LSD zapewne bardziej od jego odkrywcy – Sidney Gottlieb. Był on architektem MK-ULTRA, najbardziej – z dotychczas ujawnionych – zbrodniczego programu CIA opartego na poszukiwaniu cudownego panaceum kontrolującego umysł poprzez wykorzystywanie narkotyków, deprywację sensoryczną, elektrowstrząsy, hipnozę i tortury.
Techniki zmiany świadomości celem czy to zwiększenia siły bojowej własnych żołnierzy, czy też osłabienia tejże u przeciwnika były już procesem prób i badań czasów sprzed naszej ery. I tak 2,5 tysiąca lat temu Chaldejczycy podpalali wysokie stosy konopi indyjskich w przeświadczeniu, iż powstająca w wyniku spalania chmura pozbawi przeciwników woli i zdolności do walki[1]. Około 200 lat p.n.e. jeden z wyższych rangą oficerów armii Hannibala znając zwyczaj picia wina pewnego afrykańskiego plemienia, które to zbuntowało się przeciwko Kartaginie, nakazał zmieszać je z mandragorą i pozostawić w opuszczonym obozie. Po powrocie do obozu wojsk kartagińskich zastano nieprzyjaciół powalonych silnym odurzeniem i psychozą halucynogenną. Część z nich pojmano w niewolę, a resztę zabito[2]. Największy rozwój stosowania środków psychoaktywnych na ogromną skalę przyniosła II wojna światowa. Dość wspomnieć, iż cała kampania wojsk niemieckich określana terminem Blitzkrieg (niem. wojna błyskawiczna), nie miałaby szansy powodzenia gdyby nie zastosowanie narkotyku o nazwie Pervitin zawierającego metaamfetaminę. Swoistego rodzaju mekkę dla niczym nieskrępowanych badań stanowiły obozy koncentracyjne. I tak w Dachau kierownik Wojskowego Instytutu Badawczego Nauk Stosowanych SS-Hauptsturmführer Dr Kurt Plötner, prowadził na więźniach obozu program pod nazwą „chemiczne metody pozbawiania woli” będący pokłosiem wcześniejszych badań stosowanych w Auschwitz przez doktora Bruna Webera. Przyczyną podęcia owych eksperymentów był zgłaszany przez Gestapo „problem” wydobywania zeznać od członków polskiego ruchu oporu. Plötner podawał więźniom bez ich wiedzy psychoaktywny alkaloid – meskalinę występujący naturalnie w meksykańskim kaktusie, celem uzyskiwania lepszych efektów podczas przesłuchań[3]. I tak jak zwycięskie mocarstwo Stany Zjednoczone przywłaszczyły sobie program rakietowy[4] niemieckich narodowych socjalistów celem eksploracji światów pozaziemskich, tak i z równym zainteresowaniem zagarnęły plony badań nad narkotykami, celem zdobycia kontroli nad ludzkim umysłem. Plötner nie doprowadził bowiem swych eksperymentów do końca, gdyż Amerykanie wyzwolili obóz i przejęli jego dokumentację, tak by pod przewodnictwem Charlesa Savage (lekarza z Harwardu) i Henry’ego Beechera kontynuować ów program pod kryptonimem Projekt Chatter – czyli jeden z bezpośrednich protoplastów programu MK-ULTRA.
Być może dokumentacja Dr Kurta Plötner’a leżałaby zakurzona na półkach jednego z archiwum służb specjalnych USA, od czasu do czasu przeglądana przez jakiegoś samotnego badacza, gdyby nie pewna seria wydarzeń. Po podpisaniu 27 lipca 1953 r. rozejmu w Panmundżomie z niewoli wojny koreańskiej zaczęli powracać jeńcy. Oczom obywateli amerykańskich ukazał się wówczas przerażający obraz psychiki „najlepszej armii świata”. Okazało się bowiem, iż około 5 do 7 tysięcy żołnierzy amerykańskich przebywających w niewoli koreańskiej przyznało się, do których zbrodni nie popełnili, podpisując równocześnie kłamliwe petycje lub też – co było najgorsze – przejmując poglądy wroga. Sytuacja ta spowodowała, iż po raz pierwszy w historii naszej cywilizacji demokratyczny rząd zlecił zainicjowanie pełnego programu badawczego tyczącego technik manipulacji umysłem.
Tym sposobem dochodzimy do kierownika całej operacji, wspomnianego na początku Sidneya Gottlieba określanego przez swych współpracowników mianem „doktor śmierć”. Pomimo faktu, iż był on odpowiedzialny za najmroczniejsze eksperymenty Centralnej Agencji Wywiadowczej, jego nazwisko próżno szukać wśród opracowań historycznych. Jedno z nich charakteryzuje go w następujący sposób „(…) znany niektórym jako »złowrogi czarnoksiężnik«, ponieważ w złowrogich zakamarkach C.A.I. uprawiał prawdziwą magię”[5]. Jeśli dodamy do tego fakt, iż od urodzenia miał zdeformowaną stopę i w trosce o dbanie o bezpieczeństwo kraju łamał wszelkie przyjęte normy etyczne, dostaniemy konglomerat charakterologiczny, którego zdefiniowanie wymyka się wszelkim przyjętym standardom.
Po książkę Stephena Kinzera pt. Doktor Śmierć. Sidney Gottlieb i najmroczniejsze eksperymenty CIA sięgnąłem w pierwszy dzień jej pojawienia się w sprzedaży. Liczyłem na skompensowaną dawkę informacji tak o samym Gottliebie jak i programie MK-ULTRA zwłaszcza, iż tenże badam od kilku lat. Już podczas czytania pierwszych stron tekstu ogarnęła mnie pewna dychotomia odczuć. Z jednej bowiem strony wiedziałem, że informacje tu zawarte stanowią najdokładniejszą kwerendę danych, z jakimi dotychczas przyszło mi się spotkać, a z drugiej byłem pewien, że w mym ukończonym już niemal stu stronicowym tekście (pisanym z mozołem przez kilka lat), nie ulokuję niczego, czego by owa pozycja nie zawierała. C’est la vie skontestowałem i rzuciłem się w wir lektury, wiedząc, że skończę ją bez odrywania wzroku w przeciągu jednej nocy.
Gdybym miał użyć języka młodzieżowego, a zarazem najbardziej obrazowego w odniesieniu do odczuć, jakimi opisałbym jej zawartość, to będzie to słowo PETARDA! Autor zabiera nas bowiem w świat tak nierealny, że gdybym nie miał w ręku tych samych archiwaliów (po części zdeponowanych na stronie amerykańskiego senatu[6] czy samej Agencji Wywiadu[7]) byłbym przekonany, iż historia tu opowiedziana tu zbiór bredni będących kanwą teorii spiskowych opowiadających o reptilianach. Niestety wszystko to, co czytelnik będzie miał okazję przeczytać – wydarzyło się naprawdę. Cóż jednak może wykluć się z trzewi zespołu, którego trzon składa się z „(…) nawiedzonych chemików, bezdusznych asów wywiadu, ponurych oprawców, hipnotyzerów, speców od elektrowstrząsów oraz nazistowskich lekarzy”[8]? Dodajmy do tego nieograniczony budżet, brak jakiejkolwiek kontroli przez senat i prezydenta, kilogramy LSD oraz niczego nieświadomych więźniów, żołnierzy oraz osoby psychicznie upośledzone jako materiał badawczy, a otrzymamy coś, czego normalnie funkcjonujący demokratyczny kraj nigdy nie doświadczył. Opisywanie czynności i zachowań w ramach tego projektu mija się z celem, nie lubię zresztą pozbawiać czytelników tych wyrafinowanych smaczków. Każdy, kto sięgnie po ową pozycję – a jest ona bezwzględnie obowiązkowa – sam przejdzie przez niemal wszystkie etapy zakłóceń nastroju. Szok, niedowierzanie, lęk, wściekłość i huśtawkę emocji. Pamiętajcie wtedy, iż tylko na ich dogłębnym zbadaniu celem przedefiniowania waszego sposobu myślenia zależało Gottliebowi. A, że przeszedł w tychże poszukiwaniach na ciemną stronę mocy, cóż zdarzyło się nawet Darthowi Vaderowi.
[1] J. S. Ketchum, Chemical Warfare Secrets Almost Forgotten, Santa Rosa 2006, s. 36.
[2] Ibidem, s. 14.
[3] N. Ohler, op. cit., s. 279-281.
[4] Zobacz na ten temat: D. Piszkiewicz, Przez zbrodnię do gwiazd, Warszawa 2000.
[5] G. Corera, The Art of Betrayal: The Secret History of MI6, New York 2012, s. 123.
[6] www.intelligence.senate.gov/sites/default/files/hearings/95mkultra.pdf
[7] https://www.cia.gov/library/readingroom/search/site/mk%20ultra
[8] S. Kinzer, Doktor Śmierć. Sidney Gottlieb i najmroczniejsze eksperymenty CIA, Kraków 2020, s. 104.