Umysł jest jak spadochron. Nie działa, jeśli nie jest otwarty.
Frank Zappa
Lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Różne są metody dotarcia do ludzkich umysłów. Ponieważ zazwyczaj są one zamknięte na treści dobiegające z zewnątrz, należy się dostać do nich na różne sposoby. Im bardziej delikatna sprawa, tym bardziej delikatnych metod wymaga. Jeżeli przyjmiemy, że umysł zamykają drzwi z zamkiem Gerdy, trzeba użyć szczególnego rodzaju wytrychów, aby je otworzyć. Tylko amator weźmie prostacki łom i będzie próbował nim podważyć futrynę. Nic tym nie wskóra, zaś ślady dewastacji będą potwierdzeniem jego nieudolności.
Kiedy oglądałem Bóg nie umarł, nowy ewangelizacyjny film prosto z kraju telewizyjnych kaznodziejów, który na początku marca wszedł do polskich kin, zastanawiałem się, ilu zaciekłych antyteistów było jego cichymi sponsorami. A jeśli tego nie zrobili, to reżyser Harold Cronk powinien dostać od nich nagrodę za najskuteczniejsze kompromitowanie chrześcijaństwa. Wszystko jest tak bardzo banalne, jak tylko być może. A zatem człowiek wierzący jest moralny i dobry, a ateista to morderca i frustrat.
W którym są włókna duszy i cząstki sumienia
Schematy: dobry, mądry wierzący i zły ateista, są widoczne w dziele Cronka niczym rama H na ścianach wielkiej płyty. Wyrzeczenie się Boga oznacza niemoralność, despotyzm, morderstwo. Źródłem ateizmu nie jest intelektualny namysł, ale tragiczne wydarzenia z przeszłości. Profesor filozofii tępi wszystkich wierzących, bowiem w wieku dwunastu lat stracił wiarę po śmierci matki. Inny ateista (bo przecież wiadomo, że są to niemoralne bestie) zabija na przejściu dla pieszych człowieka i ucieka. Obraz dopełnia muzułmanin, który wyrzuca z domu swoją córkę, ta bowiem słucha audiobooka z Biblią. A na dokładkę jest jeszcze komunizm instytucjonalny pod postacią komunisty z Chińskiej Republiki Ludowej. Zgroza, zgroza, zgroza. Po prostu poradnik jasno określający, kto jest, a kto nie jest dobry.
Siły światła reprezentują: heroiczny Joshua – przystojny młodzian pełen zapału, wielebny Dave – białozębny przyjemniaczek wycięty z seriali z lat 90., wielebny Jude – poczciwy czarnoskóry grubasek, i niejaka Mina, eksstudentka o wielkich ustach i oczach. Wszyscy dobrzy, wyrozumiali i moralnie nienaganni. Wisienką na torcie jest zespół katorocka, ewangelizujący za pomocą marnej muzyki z jeszcze marniejszym wokalem.
Łańcuchy tautologii, parę pojęć jak cepy
W wielkim skrócie: heroiczny Josh trafia na zajęcia z filozofii do profesora Radissona. Warunkiem sine qua non ich zaliczenia jest zaparcie się Boga. Josha bohatersko staje po stronie wiary. Obmierzły ateusz pozwala mu bronić swojej wiary i ustalają, że jeżeli dzielny młodzian przekona milczący tłum statystów opłacanych po 3 dolary za godzinny występ w tym filmie, wtedy wygra. I tu się zaczyna jazda bez trzymanki czy też raczej istny hardcore. Heroiczny Josh podejmuje rzuconą mu rękawicę i próbuje przekonać audytorium. W trzech krótkich sekwencjach przedstawia trochę zarzutów pod kątem Hawkinga (raczej niemrawo), opowiada się za kreacjonizmem (walecznie) i naskakuje na obmierzłego ateusza, ujawniając, że jest on zgorzkniałą sierotą, która z powodu straty matki znienawidziła Boga. Reszta to tylko niesprawny słodzik pedagogiczny, że jak się uwierzy, to wszystko będzie łał i dobrze. Merytorycznie film zupełnie nie wchodzi głębiej, nie zostają nawet przytoczone argumenty znane z skądinąd fatalnego Boga urojonego. Tak na dobrą sprawę trudno też się rozeznać, jakie są argumenty ateistów. Jest to przecież w ogóle nieistotne, są oni po prostu nieszczęśliwi i zagubieni, ważna jest przepełniona emocjami i pozytywną energią wiara. Statyści, co było wiadome już, zanim rozpoczął się film, w końcowej scenie opowiedzieli się za heroicznym wierzącym. Wszystko skończyło się łał, wielką fetą na koncercie katorocka. Gdzie setki ludzi wysyłają SMS-y o treści Bóg nie jest martwy. Wszystko proste, jasne i bez znaków zapytania. Rozumiem, że nie dla każdego są Barwy ochronne czy też Dekalog, a wręcz przeciwnie, dla większości mogłyby być one szkodliwe. Ale czy naprawdę trzeba aż tak prymitywnie, aż tak niezdarnie i aż tak schematycznie? Niektóre ckliwe filmy z lat 90. miały lepiej napisany scenariusz niż dziełko pana Cronka.
Który każe wyjść, skrzywić się, wycedzić szyderstwo
Nietrudno sobie wyobrazić setki godzin katechezy, na których panie katechetki puszczają dzieło ze słowami: to bardzo mądry film o Bogu i prawdziwej wierze, i rzesze uczniów, które przeczytały wypociny Dawkinsa, zaczynają uważać, że wiara nie ma odpowiednich narzędzi do obrony przed zarzutami sformułowanymi w anty-Biblii ich idola. Film dzielnie ośmiesza filozofię i szydzi z filozofów, traktując ich jako egoistycznych nieszczęśników. Brawo, oto droga, której potrzebuje polski Kościół. Droga pełna katolików, którzy: a. uważają ateistów za bestie, b. nie potrafią uargumentować swoich własnych przekonań, c. znają na pamięć cały repertuar wszystkich ckliwych i infantylnych piosenek.
Ten film ateistów utwierdza tylko w przekonaniu, że wiara w Boga równia się intelektualnej pustyni, na której nie ma czego szukać, a wierzący to rozemocjonowani entuzjaści. Iście niedźwiedzia przysługa.
PS Obmierzłego ateusza gra Kevin Sorbo znany z brawurowej roli Herkulesa w serialu z lat 90.
Tekst pochodzi z kwartalnika “Fronda Lux”, nr 75.